Tajemnicza śmierć otrutej cyjankiem budzi wątpliwości

Prokuratura Generalna wznowiła prawomocnie umorzone postępowanie w sprawie śmierci 29-latki

Aktualizacja: 28.02.2011 05:35 Publikacja: 28.02.2011 01:59

Małgorzatę W. znaleziono martwą w jej skierniewickim mieszkaniu w styczniu 2008 r.

Małgorzatę W. znaleziono martwą w jej skierniewickim mieszkaniu w styczniu 2008 r.

Foto: AFP

Małgorzatę W. znaleziono martwą w jej skierniewickim mieszkaniu w styczniu 2008 r. Zwinięte w konwulsjach ciało leżało na równo rozpostartym na podłodze kocu. Przyczyna śmierci nie była oczywista – ani policjant, ani lekarz pogotowia, którzy jako pierwsi dokonali oględzin, nie wykluczali, że miały w niej udział osoby trzecie. Po trzech miesiącach prokuratura ustaliła, że Małgorzata W. zmarła otruta cyjankiem. Minęły kolejne miesiące, nim powiadomiła o tym jej rodzinę.

– Pomijano i tracono dowody, które mogły pomóc ustalić okoliczności śmierci mojej córki. Kiedy prosiłem o wykonanie pewnych czynności śledczych, słyszałem, że oglądałem zbyt dużo hollywoodzkich filmów – mówi ojciec Małgorzaty W. Kazimierz Śnieguła.

Choć wydaje się to nieprawdopodobne, nie zbadano treści żołądka kobiety, nie wiadomo więc, w jakiej postaci przyjęła cyjanek. Ubranie, w którym była w chwili śmierci, spalono, a klucze do mieszkania po kilku dniach przekazano niezameldowanemu tam mężowi.

Gdy „Rz" napisała o sprawie Małgorzaty W. w październiku 2009 r., postępowanie było już umorzone. Skierniewicka Prokuratura Rejonowa uznała, że kobieta popełniła samobójstwo. W decyzji o umorzeniu napisano m.in. – na podstawie opinii biegłego – że cyjanek jest powszechnie dostępny, gdyż znajduje się w trutce na szczury. Już jeden telefon, jaki wykonała „Rz" do Głównej Inspekcji Weterynaryjnej, wystarczył jednak, by ustalić, że takie stwierdzenie jest nieprawdziwe: w środkach deratyzacyjnych nie używa się cyjanku.

Skąd więc Małgorzata W. miałaby wziąć truciznę? Tego nigdy nie ustalono. Wątpliwości budził także sposób popełnienia domniemanego samobójstwa – skazujący ją na bolesną agonię.

– Kobiety wybierają na ogół tzw. miękkie sposoby samobójstwa. Specyfika kobiecych samobójstw, z którą zetknąłem się w swej praktyce, polega też na tym, że przygotowują się do śmierci starannie, biorą kąpiel, malują się i wkładają elegancką sukienkę – mówił prof. Bruno Hołyst, kryminolog, z którym „Rz" wówczas rozmawiała.

Specjaliści od suicydologii, nauki zajmującej się samobójstwami, podkreślają też, że kobiety piszą z reguły list pożegnalny. Starają się wybrać sposób samobójstwa, który daje szansę na ich odratowanie.

Nie zbadano treści żołądka kobiety, nie wiadomo więc, w jakiej postaci przyjęła cyjanek

W uzasadnieniu umorzenia postępowania wśród motywów samobójstwa skierniewicka prokuratura wskazała na „pesymistyczne zapatrywania Małgorzaty W. na możliwość wyleczenia kontuzji ścięgna Achillesa", brak bliskich koleżanek, a także bóle menstruacyjne.

Tymczasem koleżanka, która spotkała ją kilka godzin wcześniej w sklepie, nie zauważyła u niej żadnych oznak przygnębienia. W. sprawiała wrażenie eleganckiej młodej mężatki, która spieszy do domu, by przygotować obiad poślubionemu trzy miesiące wcześniej mężowi.

Po publikacji „Rz" artykułu „Cyjanek i dziewczyna" sprawą tragicznej śmierci młodej kobiety zainteresowały się inne media, stała się m.in. tematem programu „Sprawa dla reportera" Elżbiety Jaworowicz.

Zareagował też eurodeputowany Janusz Wojciechowski.

– W liście do prokuratora generalnego napisałem, że umorzenie sprawy było rażąco pochopne. Dopatrzyłem się w protokole sekcji zwłok, że zmarła miała na twarzy tuż nad wargą obrażenia wskazujące, iż być może truciznę podano jej, przełamując jej opór – mówi.

Z niezwykłą determinacją do otwarcia na nowo sprawy śmierci Małgorzaty W., wbrew stanowisku jej męża, dążyli jej rodzice. W emocjonalnych listach, jakie wysyłali do Prokuratury Generalnej, skarżyli się, że „śmierć ich córki potraktowano mniej poważnie niż śmierć psa", a od nich samych w prokuraturze w Skierniewicach opędzano się jak od natrętów. Po analizie akt Prokuratura Generalna uznała, że istnieją powody, by postępowanie wznowić.

– W każdej sprawie, w której może istnieć podejrzenie, że do czyjejś śmierci przyczyniły się osoby trzecie, zasadnicze znaczenie ma pierwszych 48 godzin. Wtedy należy przeprowadzić pewne czynności, których tu zaniedbano – mówi „Rz" osoba znająca szczegóły postępowania. – Ale w tym wypadku, choć minęły trzy lata, możliwe jest, że pojawią się nowe fakty i okoliczności.

Sprawę śmierci Małgorzaty W. przejęły Prokuratura Rejonowa w Łodzi i Komenda Wojewódzka Policji w Łodzi. Jak twierdzi Janusz Wojciechowski: – Doświadczenie uczy, że nowe spojrzenie na umorzoną sprawę może zapoczątkować przełom. Bo jeśli zajmuje się nią prokurator, który ją umorzył, to nawet podświadomie będzie dążył, by udowodnić, że miał rację.

– Choćbym żył 100 lat, do końca będę walczył, by prawda o śmierci mojej córki została ujawniona. Musimy wiedzieć, co jej się stało. Nigdy tego nie odpuszczę – powtarza Kazimierz Śnieguła.

Małgorzatę W. znaleziono martwą w jej skierniewickim mieszkaniu w styczniu 2008 r. Zwinięte w konwulsjach ciało leżało na równo rozpostartym na podłodze kocu. Przyczyna śmierci nie była oczywista – ani policjant, ani lekarz pogotowia, którzy jako pierwsi dokonali oględzin, nie wykluczali, że miały w niej udział osoby trzecie. Po trzech miesiącach prokuratura ustaliła, że Małgorzata W. zmarła otruta cyjankiem. Minęły kolejne miesiące, nim powiadomiła o tym jej rodzinę.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Społeczeństwo
Państwo w państwie. Miliony za śmieci na koszt mieszkańców gminy.
Społeczeństwo
Kruche imperium „Królowej Zakopanego”
Społeczeństwo
Wyborcy jednego z kandydatów na prezydenta zdecydowanie za wysłaniem polskich wojsk na Ukrainę
Społeczeństwo
Motocyklowa nonszalancja na drogach
Społeczeństwo
IMGW ostrzega przed burzami. Wydano alerty. Gdzie będzie najgorzej?