Po warszawskich wypadkach autobusów, których kierowcy prowadzili po narkotykach, w całym kraju ruszyły masowe kontrole policji. Badano wyrywkowo kierowców miejskiej komunikacji na obecność narkotyków i alkoholu. Niemal wszędzie wyniki testów były negatywne. Wyjątek: np. w Rybniku u kierowcy miejskiego autobusu wykryto amfetaminę. – Jednej tylko doby pod koniec tygodnia skontrolowaliśmy 253 kierowców autobusów, z tego 83 na obecność narkotyków, a 170 na trzeźwość. Nikt nie był „pod wpływem" – mówi Mariusz Mrozek ze stołecznej policji.
– Nadal będziemy sprawdzać zarówno kierowców, którzy kończą pracę i wracają z trasy, jak i wyjeżdżających na linie nocne – dodaje. Kontrole, choć oczekiwane społecznie, przez kierowców miejskich pojazdów bywają postrzegane jako upokarzające. W Warszawie jeden z nich w mediach skarżył się na policję. „Postępowali ze mną jak z najgorszym przestępcą" – mówił. Narkotest wskazał, że może być po użyciu narkotyku, na dobę trafił do aresztu, a po badaniu krwi wyszło, że zażywa leki.
O konieczności wprowadzenia przepisu, który pozwoli pracodawcom sprawdzać swoich pracowników na obecność alkoholu czy narkotyków, mówią policjanci, eksperci i samorządowcy.
Luki w prawie
Pilnej zmiany przepisów w tej sprawie chce warszawski ratusz – apel skierowano do premiera Mateusza Morawieckiego, a ten przekazał sprawę resortowi pracy.
– Od lat, bezskutecznie apelowaliśmy o zmianę przepisów. Żałuję, że musiało dojść do tragedii, by zaczęto dostrzegać problem. Ważne są prewencyjne działania – badania przesiewowe, narkotesty, które mógłby wykonywać pracodawca kierowców. To miałoby efekt odstraszający i dyscyplinujący – mówi Kazimierz Karolczak, przewodniczący Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, która zarządza jednym z największych organizatorów transportu w kraju (obejmuje 56 gmin regionu).