Rosyjska rakieta Ch-55 znalazła się w przestrzeni powietrznej Polski 17 grudnia, w czasie zmasowanego ataku rakietowego Rosji na Ukrainę. O tym, że do naszego terytorium zbliża się rosyjska rakieta, stronę polską miała informować strona ukraińska. Ze słów szefa BBN, Jacka Siewiery, wynika, że obiekt w polskiej przestrzeni powietrznej wykryły też niektóre stacje radiolokacyjne w Polsce, ale poderwane myśliwce polskiej (para dyżurna) i amerykańskie nie wykryły obiektu. Złe warunki pogodowe (śnieżyca, ograniczona widoczność) uniemożliwiły natychmiastowe poszukiwanie obiektu z powietrza. Wysłany w rejon, w którym utracono kontakt z obiektem patrol policji, niczego nie znalazł.
Rakieta została odnaleziona cztery miesiące później, pod koniec kwietnia, przez przypadkową osobę - kobietę, która udała się na przejażdżkę konną w pobliżu wsi Zamość w rejonie Bydgoszczy.
Czytaj więcej
Szef gabinetu prezydenta Paweł Szrot oświadczył, że znaleziona została głowica z rakiety, która w grudniu 2022 r. spadła w Zamościu pod Bydgoszczą. Dodał, że głowica jest badana przez "odpowiednie instytucje".
O tym, że rakieta naruszyła przestrzeń powietrzną, miał nie wiedzieć ani premier Mateusz Morawiecki, ani prezydent, zwierzchnik Sił Zbrojnych Andrzej Duda.
Szef MON, Mariusz Błaszczak, na podstawie raportu dotyczącego incydentu stwierdził, że dowódca operacyjny nie dopełnił swoich instrukcyjnych obowiązków w zakresie informowania o naruszeniu przestrzeni powietrznej przez rakietę. Ze słów Błaszczaka wynikało, że może się on domagać wyciągnięcia personalnej odpowiedzialności wobec gen. Tomasza Piotrowskiego. Jednak prezydent Andrzej Duda, który musiałby wyrazić zgodę na dymisję generała, mówił jedynie o konieczności zmian w obowiązujących procedurach, w tym procedurach NATO.