– Zabrali nawet bateryjki i resory – mówił dziennikarzom Bongani Mokoena, pracujący w rozgrabionym sklepie z częściami samochodowymi w Johannesburgu.
Policja poinformowała, że w trwających prawie tydzień rabunkach zginęły już 72 osoby. Ale nie zabito ich w starciach z oddziałami policji, lecz zostały zadeptane przez tłumy rabujące centra handlowe, zginęły przy wysadzaniu bankomatów lub w strzelaninach z innymi grupami rabusiów. Szpitale w Johannesburgu informują, że obecnie przyjmują trzy razy więcej rannych niż zwykle. Większość z nich pokaleczyła się (niektórzy bardzo ciężko), padając na posadzki centrów handlowych, usłanych odłamkami szkła z rozbitych szyb przemieszanych z rozsypaną mąką, cukrem i zalanych mlekiem.
Katastrofa gospodarcza
– Rozumiemy, że bezrobotni źle się odżywiają. Rozumiemy, że sytuacja mogła się pogorszyć z powodu pandemii. Ale te grabieże niszczą nasz biznes tutaj, w Soweto! – wołał zdenerwowany premier rządu prowincji Gauteng David Makhura. Prowincja obejmuje stolicę kraju Pretorię oraz największe centrum przemysłowe Johannesburg. A Soweto jest legendarnym przedmieściem tego ostatniego miasta, matecznikiem ruchu wyzwolenia czarnych w RPA.
Demonstranci przecięli jedną z najważniejszych dróg, autostradę łączącą Johannesburg z portem w Durbanie, atakując jadące nią ciężarówki. Port zawiesił pracę, bowiem rozgrabiono kontenery z towarami na jego nabrzeżach. – Wbija to kolejny gwóźdź w trumnę naszej gospodarki
– powiedział Busisive Mavuso z konsultingowej firmy południowoafrykańskiej.