46-letni Robert Bowers, w czasie ataku na synagogę został postrzelony przez jednego z funkcjonariuszy policji biorących udział w jego zatrzymaniu.
Bowers, znany już przed atakiem z antysemickich poglądów, z raną postrzałową trafił do szpitala Allegheny General Hospital, gdzie - jak pisał "Washington Post" - co najmniej troje lekarzy i pielęgniarek, którzy ratowali mu życie, było Żydami. W sobotę jedna ze szpitalnych pielęgniarek, Ari Mahler, napisała na Facebooku: "Oto ja, żydowski pielęgniarz, który opiekował się Robertem Bowersem".
"Widziałem jak mówią o mniej w CNN, Fox News, PBS i w lokalnych mediach. Fakt, że wykonywałem swoją pracę, pracę wymagającą współczucia i empatii ponad wszystko, jest ciekawa dla ludzi, ponieważ jestem Żydem. Nawet bardziej, ponieważ mój ojciec jest rabinem" - napisał.
Mahler dodał, że nie była zszokowany atakiem. Podkreślił, że "było tylko kwestią czasu, kiedy coś takiego się stanie". Mahler napisał, że choć Żydzi stanowią jedynie 2 proc. populacji USA, to jednak "60 proc. wszystkich przestępstw nienawiści motywowanych religijnie to przestępstwa przeciwko Żydom". "Nie wiem dlaczego ludzie tak nas nienawidzą, ale podskórny antysemityzm kwitnie" - stwierdził.
Mahler dodał, że "nie widział zła w oczach Bowersa". "Wszystko co widziałem to oczywisty brak głębi, inteligencji i zmieszanie" - podkreślił. Dodał, że Bowers wyglądał na człowieka, który nie ma przyjaciół i "łatwo go zmanipulować".