Najmłodsza stażem mniszka, poruszająca się na wózku inwalidzkim, dołączyła do zakonnic, z których większość nie przekroczyła 30. roku życia. Amerykanka zetknęła się po raz pierwszy ze zgromadzeniem w 1997 roku, gdy wpłaciła 13 dolarów na budowę jego klasztoru.

Polskie zakony żeńskie na ogół przyjmują kandydatki, które nie przekroczyły 30., a niekiedy (jak np. urszulanki) 35. roku życia. – Najczęściej wstępują do naszego zgromadzenia osoby po studiach, które zdążyły już podjąć pierwszą pracę. Takie powołania są z reguły odpowiednio rozważone i stabilne – twierdzi przełożona generalna sióstr urszulanek s. Franciszka Sagun.

Jednak zarówno wśród wspomnianych urszulanek, jak i bernardynek zdarzają się wyjątki. Przyjmowane są osoby w wieku 37 lat. Czasem są to wdowy. – Czekamy na kobiety z powołaniem do zakonu zamkniętego. Niezbędny jest odpowiedni stan zdrowia i minimum zawodowe wykształcenie – zdradza nasza rozmówczyni, bernardynka. Prosi o niepodawanie jej nazwiska. Ma 77 lat, w zakonie jest od młodości i uważa, że ludziom w starszym wieku trudniej jest przystosować się do tutejszych reguł.

Polskie zakonnice dożywają często nawet 100 lat. Zazwyczaj jednak, w odróżnieniu od 92-letniej Amerykanki, odkrywają powołanie w młodym wieku. Ale siostra Sagun jest otwarta także na powołania starszych kobiet. – Jeżeli motywacja takiej osoby jest jednoznaczna i chce ona z Bogiem przeżyć ostatnie lata, to nie widzę przeszkód – mówi.