8 kwietnia to Międzynarodowy Dzień Romów (ustanowiony w 1990 roku, podczas IV Kongresu Międzynarodowego Związku Romskiego).
Wywiad z archiwum tygodnika "Przekrój"
Czy trudno dziś być w Europie Romką, Romem?
– Nie jestem przekonana, czy na to pytanie można odpowiedzieć jednoznacznie, nie generalizując. Na to, jak się nam żyje, wpływa wiele czynników. Poza tym w przypadku Romów mamy do czynienia z wielością kontekstów narodowych, które mają istotny wpływ na jakość naszego życia. Ale rzeczywiście, w ostatnim czasie obserwuje się wzrost niechęci wobec Romów w Europie. Do UE przystąpiły kraje z dużą populacją romską. Możliwość swobodnego przekraczania granic i migracje Romów spowodowały, że kłopoty, z którymi borykali się w swoich krajach, przyszły razem z nimi na Zachód, a Europa Zachodnia przeżyła szok, konfrontując się z nimi. W efekcie doszło do deportacji Romów z Francji, Niemiec czy Belgii do krajów, z których przybyli. Wciąż likwidowane są obozowiska romskie, we Włoszech pobierano odciski palców także od najmłodszych przedstawicieli społeczności romskiej. Coraz częściej dochodzi do aktów przemocy, a nawet morderstw, jak na przykład na Węgrzech.
Są też kraje aspirujące do UE, w których istnieją obozy dla romskich uchodźców od czasu wojny w Kosowie. Takim przykładem jest Czarnogóra. Tam sytuacja jest dramatyczna, a od zakończenia wojny nie zrobiono nic oprócz przenoszenia obozowiska jak najdalej od stolicy kraju. Ludzie, którzy tam żyją, są bezpaństwowcami. Nie mają dokumentów, więc nie mogą ubiegać się o pomoc materialną, korzystać ze służby zdrowia, dzieci nie chodzą do szkoły. Jeśli Czarnogóra stanie się częścią UE, to Romowie wyjdą z obozowisk. Będą szukać lepszego życia, a to spowoduje kolejne problemy, bo do nowoczesnych krajów zachodnich ci ludzie nie pasują. Niestety, nie sądzę, żeby ten temat był przedmiotem rozmów polityków.