O planach powstania noclegowni informowaliśmy w „Rzeczpospolitej" już w lipcu ubiegłego roku. Organizacje LGBT Lambda Warszawa i Trans-Fuzja wystąpiły o grant na otworzenie placówki w ramach programu „Obywatele dla demokracji" finansowanego ze środków Islandii, Liechtensteinu i Norwegii.
Udało im się uzyskać kwotę 350 tys. złotych, a u dyrekcji noclegowni potwierdziliśmy, że rozpoczęła już ona działalność. – Miejsc jest w nim 12, ale nie mogę podać żadnych informacji na temat liczby osób przebywających na terenie hostelu. Tajemnicą objęty jest też jego adres – poinformowała nas pragnąca zachować anonimowość osoba z kierownictwa hostelu.
Po co przedstawicielom mniejszości seksualnych noclegownia? Przed rokiem Yga Kostrzewa z organizacji Lambda Warszawa mówiła „Rzeczpospolitej", że przeprowadzenie przez takie osoby coming outu, czyli ujawnienia orientacji seksualnej, często skutkuje konfliktami z rodziną i koniecznością opuszczenia domu. – Dotyczy to nie tylko nastolatków i studentów, ale też osób dorosłych. Nie mają się gdzie podziać i muszą szukać tymczasowego noclegu u znajomych – wyjaśniała „Rzeczpospolitej".
Wątpliwości co do sensu funkcjonowania ośrodka było jednak sporo. – Noclegownia to nie hotel. Zdarza się tam przemoc, w tym seksualna. W tym kontekście można się zastanawiać, jak wyglądałoby funkcjonowanie takiego ośrodka – zastanawiał się dr hab. Piotr Broda-Wysocki, socjolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Takim zdarzeniom ma przeciwdziałać restrykcyjny regulamin placówki. Wynika z niego, że pobyt w hostelu jest bezpłatny i może wynosić do trzech miesięcy, który w indywidualnych przypadkach może zostać przedłużony. Osoby trafiające do ośrodka są zobowiązane zachować w tajemnicy jego adres, a przebywając na jego terenie oddać nawet kierownictwu karty SIM telefonów komórkowych.