Czyli uchodźcami chrześcijańskimi się nie zajmujecie?
Gdyby byli, to chętnie byśmy im pomagali. Spośród rzeszy prawie 10 tys. uchodźców, którym udzieliliśmy pomocy w zeszłym roku, było kilkadziesiąt rodzin chrześcijańskich i alawickich z Syrii. Ale uchodźców chrześcijańskich z Syrii jest w ogóle bardzo niewielu, a jeżeli są, to się nie rejestrują w UNHCR, bo nie widzą takiej potrzeby. Chrześcijanie mają możliwość znalezienia pracy, otrzymują pomoc od libańskich chrześcijan. W miejscowości Kubajat mamy bazę, wiemy, że są tam uchodźcy chrześcijańscy, ale każdy pracuje i jakoś sobie radzi. Od przedstawicieli Kościołów wiemy, że oni chcą się wtopić w miejscową społeczność, nie chcą się czuć jak uchodźcy. Są w Libanie wsie chrześcijańskie wspierające przeciwników władz w Damaszku i one chętnie popierają uchodźców muzułmańskich. Pracujemy w pięciu takich miejscowościach, gdzie płacimy za czynsz chrześcijańskim właścicielom mieszkań. Są i takie, które sympatyzują z Baszarem Asadem, i nie są skłonne gościć przybyszów. Libańscy chrześcijanie namawiają także swoich syryjskich współbraci do nieopuszczania Syrii, by nie powtórzył się los chrześcijan z Iraku – podczas wojny ponad połowa z nich uciekła z kraju i nigdy do niego nie powróciła.
Podaje pan statystyki, dane z tabelek. Jaką rolę odgrywają w pomocy za granicą emocje?
To ciężki temat, zajmuję się od kilkunastu lat pomocą humanitarną codziennie. To tak jakby pan zapytał lekarza, który ma podobny staż, jaką rolę odgrywają w jego pracy emocje, to co by odpowiedział – zapewne, że emocje emocjami, ale pracę musi wykonać, musi pacjenta uratować. Podobnie jest z nami. Bez emocji nie nieślibyśmy pomocy, zostalibyśmy w domu. Wybraliśmy taki tryb życia, czasem trudny, ja przez rok w Sudanie Południowym mieszkałem w namiocie, było ciężko, ale bardzo owocnie. Emocje nie są dobrym doradcą tam na miejscu. W Libanie mieliśmy w zeszłym roku pod opieką 1600 rodzin, a na liście oczekujących było jeszcze 2400 rodzin, które też były w bardzo złej sytuacji. Podeszła do mnie kobieta z niepełnosprawnym dzieckiem na ręku i powiedziała, żebym ją wsparł, by nie tkwiła na liście oczekujących. Z odruchu serca poszedłem do kolegów, właściwie moich podwładnych, i usłyszałem: my znamy tę kobietę, ale mamy na liście 100 rodzin, które są bardziej potrzebujące i też nie ma dla nich środków. I one, by przyszły i spytały, dlaczego pomogliście jej a nie nam. Emocje to broń obosieczna. Trzeba dokonać wyboru między ciężką i bardzo ciężką sytuacją życiową obcych ludzi. Czasem pomagamy na własną rękę. Szef naszej misji w Libanie natknął się na kobietę z dziećmi, zbierała zioła w górach, sprzedawała je na ulicy, a z tych, których nie sprzedała, gotowała zupę. Mieszkali w rozpadającej się stodole. Załatwiliśmy jej przeniesienie do lepszego lokum, płacimy czynsz, wśród pracowników zebraliśmy pieniądze, by kupić jej materac i piec. To odruch serca. Jednak w pewnym momencie trzeba wyłączyć emocje i kierować się dobrem ogółu.•
Rozmawiał Jerzy Haszczyński
Jak wesprzeć działalność PCPM
Strona Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej