Rzeczpospolita: Przedwczoraj zmarł André Glucksmann, francuski filozof i intelektualista. Pan znał go osobiście, tłumaczył pan jego teksty, które publikowała „Rzeczpospolita". Jakim był człowiekiem?
Grzegorz Dobiecki: Jego charakter był wypisany na twarzy. A miał piękną twarz – uczciwego człowieka. Trudno było nie ulec jego urokowi osobistemu, ale nie wykorzystywał tego, jak to robi we Francji paru innych filozofów, na sposób celebrycki. Jego się słuchało i chciało mu się wierzyć. Składał dowody uczciwości poprzez wierność podstawowemu kryterium, które przyjął – obronie prześladowanych i uciskanych.
Bez żadnych wyjątków?
W jego postępowaniu nie było założeń, które znamy z polityki – są dyktatorzy i dranie, ale część poprzemy, bo to „nasi" dranie. U Glucksmanna totalitaryzm był nie do przyjęcia w jakiejkolwiek postaci i geopolityka nie miała tu znaczenia. Totalitaryzm był dla niego głównym wrogiem, któremu należało wypowiedzieć wojnę bez kompromisów.
To dlatego nazywano go filozofem antytotalitarnym?