Znany z dogłębności przeprowadzanych sondaży waszyngtoński Instytut Pew (Pew Research Center) tym razem postawił poprzeczkę wyjątkowo wysoko. Uznał, że do grupy „religijnych nacjonalistów” można zaliczyć jedynie te osoby, które spełniają aż cztery warunki. Nie tylko są przekonane, że do ich narodu mogą należeć jedynie osoby wyznające dominującą religię, ale także podtrzymujące, że także przywódca państwa powinien tę religię wyznawać, święte pisma powinny mieć wpływ na krajowe ustawodawstwo oraz że jeśli wyrażona w demokratyczny sposób wola wyborców jest sprzeczna z tymi pismami, to te ostatnie powinny być górą.
Te cztery kryteria spełnia jedynie 3 proc. Polaków, nieco mniej niż Włochów (4 proc.) czy Amerykanów (6 proc.), choć więcej niż Francuzów, Hiszpanów czy Brytyjczyków (po 1 proc.).
W tym względzie dzieli nas przepaść wobec takich muzułmańskich państw, jak Indonezja (46 proc.), Bangladesz (45 proc.) czy Malezja (38 proc.). Wyraźnie więcej tak zdefiniowanych nacjonalistów religijnych znajdziemy też w Kenii (32 proc.), RPA (16 proc.) czy Brazylii (13 proc.).
60 proc. naszego społeczeństwa uważa, że wiara jest istotnym lub kluczowym czynnikiem składającym się na tożsamość narodową.
Mimo wszystko autorzy raportu wskazują, że wśród zwolenników PiS osób spełniających te cztery dość restrykcyjne kryteria jest 10 proc., podczas gdy wśród Polaków przeciwnych ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego ten wskaźnik spada do 1 proc.