Wczorajsza dymisja szefa Służby Ochrony Państwa w komunikacie MSWiA brzmi enigmatycznie „Po wcześniejszych ustaleniach z ministrem Joachimem Brudzińskim, gen. bryg. SOP Tomasz Miłkowski, komendant Służby Ochrony Państwa, złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska. Nowego szefa Służby Ochrony Państwa – na wniosek ministra – powoła Prezes Rady Ministrów”. - Czekano na pretekst - mówi nam jedno z naszych źródeł.
O zwolnieniu Miłkowskiego środowisko mundurowych mówiło od wielu miesięcy a podstawą spekulacji były niekończące się wpadki funkcjonariuszy SOP, głównie nowych, niewykwalifikowanych kierowców, którzy mówiąc wprost - nie potrafili jeździć „w ochronie”. Ich doświadczeniem za kółkiem była praca kurierów.
- Miłkowski miał zostać zdymisjonowany już dawno, ale broniła go Beata Szydło, której zawdzięcza karierę w rządzie - mówi nam osoba znająca kulisy sprawy.Z Miłkowskim nie potrafił dogadać się także nowy szef MSWiA Joachim Brudziński. Wiele miesięcy temu mówiono, że nowym szefem SOP ma być komendant wojewódzki ze Szczecina.
Według RMF czarę goryczy przelał kompromitujący incydent sprzed kilku dni z udziałem kierowcy premiera Mateusza Morawieckiego. Funkcjonariusz SOP miał przyjechać po szefa rządu na osiedle gdzie mieszka Morawiecki. Wtedy przez przypadek włączył sygnały dźwiękowe, których nie potrafił wyłączyć. Kierowca na sygnale przyjechał na teren przy Agencji Wywiadu gdzie obok swoje tereny ma SOP. Jednak, zdaniem RMF, gdy wysiadł z limuzyny, auto zatrzasnęło się. „Trzeba było ściągnąć specjalną ekipę. Po premiera przyjechał inny samochód" - twierdził RMF.
Nasz informator z SOP: - To historia prawdziwa. Ale wszyscy byli przekonani że ona „nie wyjdzie” i jak zwykle rozejdzie się po kościach.