W tym roku wojskowe warsztaty odnowią ok. 14 tys. metalowych hełmów, chociaż już dawno zapowiadano, że żołnierze nie będą ich zakładali na głowy. Koszt remontów szacowany jest na ok. 3 mln zł.
Mowa o hełmach, które produkowane są według wzoru z 1967 roku i bardziej kojarzą się z Ludowym Wojskiem Polskim niż profesjonalną i zawodową armią. Żołnierze potocznie nazywają je szyszkami lub orzeszkami.
Z informacji, które otrzymaliśmy z Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, wynika, że metalowe hełmy podlegają bieżącej naprawie (zwykle są wtedy odmalowywane i wymieniane są pokrowce maskujące lub siatki) lub tzw. naprawie średniej. Ppłk. Marek Chmiel, rzecznik Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, tłumaczy, że w tym drugim przypadku „odmładzanie" hełmów metalowych odbywa się zwykle co 10 lat (chociaż okres ten może zostać wydłużony nawet dwukrotnie). W takim przypadku w warsztatach usuwany jest z „orzeszka" stary lakier i nakładana nowa farba antykorozyjna. Odbywa się też cynkowanie, malowanie czerepu, ponadto wymieniane jest lub regenerowane wyposażenie wewnętrzne hełmu. Potem trafiają one do magazynów.
Zdaniem wojskowych ekspertów hełmy te nie spełniają swoich zadań, nie są w stanie skutecznie ochronić głowy żołnierza przed kawałkami pocisków, granatów czy bomb. Właśnie z tego powodu już w 2015 roku ówczesny Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Mirosław Różański zdecydował, że żołnierze podległych mu jednostek (czyli niemal wszystkich) nie będą używali na ćwiczeniach tego typu osłon głowy, ale lepszej jakości hełmy kompozytowe. Miał to być finał rozpoczętego jeszcze na początku lat 90. stopniowego procesu wycofywania z użycia metalowych i wprowadzania bardziej skutecznych hełmów zbudowanych ze sztucznych włókien.
Wymiana ciągnęła się 21 lat z powodu braku pieniędzy na zakup dużej partii nowych hełmów. – Walory ochronne hełmów metalowych są mniejsze od kevlarowych, ich renowacja poprzez malowanie i wymianę wkładu jest pozbawiona sensu. Po pierwsze, nie dbamy o ochronę żołnierzy i narażamy ich życie. Po wtóre, lokowanie jakichkolwiek pieniędzy w sprzęt niezabezpieczający polskiego żołnierza jest kwestią, którą powinny zająć się służby. To marnotrawstwo pieniędzy – tłumaczy „Rzeczpospolitej" gen. Mirosław Różański, szef Fundacji Stratpoints, były dowódca generalny Rodzajów Sił Zbrojnych.