Wielkopolskie miasteczko krótko po transformacji ustrojowej zostało okrzyknięte mianem "Polski w pigułce". Pierwsze prawybory zostały tam zorganizowane w 1993 r. Odtąd przez 18 lat jedna z przedwyborczych niedziel upływała we Wrześni pod znakiem agitacji prowadzonej nierzadko przez polityków z pierwszych stron gazet, wyborczej kiełbasy, ulotek i głosowania, które miało stanowić próbę generalną przed właściwą elekcją.
Problem w tym, że nie stanowiło. Prawyborcza frekwencja w najlepszych latach nie przekraczała 15 proc., a wyniki często odbiegały od tych osiąganych kilkanaście dni później. Z czasem politycy zaczęli przywiązywać do imprezy coraz mniejszą wagę. Niektóre partie postanowiły ją bojkotować. Ostatnio PiS zabroniło nawet używania swojej nazwy na kartach do głosowania.
To wszystko sprawiło, że organizatorzy powiedzieli "dość". - W tym roku prawyborów nie będzie - przyznaje Szymon Krajniak z wrzesińskiego magistratu. - Największe partie, jeśli nawet były reprezentowane, przysyłały drugi garnitur polityków, a mieszkańców trudno było zmobilizować, by poszli do urn. Może pomyślimy nad nową formułą imprezy, ale w takim kształcie to nie miało sensu.
Września to nie wyjątek. W ciągu ostatnich kilkunastu lat prawybory organizowane były m.in. w Bochni czy Opocznie. Dziś nikt tam nie kwapi się z wydawaniem na nie pieniędzy.
- Wraz ze zmianami na rynku mediów, polityka wdarła się w nasze życie codzienne. Mamy jej dość i bez kampanii, stąd nikłe zainteresowanie mieszkańców - podkreśla dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW.