W najbliższych miesiącach zostanie przeprowadzona debata na posiedzeniach zespołów oraz Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego dotycząca funkcjonowania samorządowych kolegiów odwoławczych – informuje Magdalena Młochowska, podsekretarz stanu w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji.
Jeżeli na załatwienie sprawy oczekuje się dłużej, niż miesiąc, to jest to skutek zajmowania się wcześniej rozpoczętymi sprawami, a nie przejaw opieszałości
Strona samorządowa ma bowiem zastrzeżenia do funkcjonowania Kolegiów. W ocenie samorządowców działają one nieefektywnie. Narażają gminy na utratę unijnych dotacji. Wszystko przez przewlekle trwające postępowania, które zamiast miesiąca trwają niekiedy kilkakrotnie dłużej. Przykładem jest tutaj Warszawa, gdzie postępowanie przed SKO trwało 6,2 miesiąca (rok 2008), a rok później już osiem miesięcy.
Z zarzutem, że samorządowe kolegia odwoławcze są niewydolne nie zgadza się Dariusz R. Kijowski, Prezes SKO w Białymstoku. - Biorąc pod uwagę liczbę dni roboczych w tym roku (252) i przyjmując 8-godzinny czas pracy, każdy z członków etatowych SKO w Warszawie, aby załatwić wszystkie sprawy ujęte w ewidencji, mógł poświęcić na ten cel mniej niż 2 godziny pracy (w 2011 r. było 2016 godzin pracy w dni robocze, od których należy odjąć 208 godzin na okres urlopu pracowniczego) – wyjaśnia Prezes SKO w Białymstoku.
W Poznaniu miałby nieco więcej czasu – ok. 2 godz. i 40 minut. Oczywiście musimy jeszcze obniżyć tę skalę możliwego zaangażowania w załatwianie spraw, gdyż nie uwzględnia ona dni niezdolności do pracy oraz godzin poświęconych na podróże służbowe.