Urzędnicy bardzo różnie podchodzą do tego, co już jest odpadem, a co jeszcze nie. Przepisy są bowiem różnie interpretowane, co prowadzi do nieporozumień lub nadużyć. Okazuje się, że odpadami są nie tylko te przedmioty, których się pozbywamy, ale także te, które dopiero zamierzamy wyrzucić. I właśnie ten zamiar powoduje, że ta sama rzecz jest różnie oceniana.
Różne interpretacje
Tak jest choćby z tablicami rejestracyjnymi. Miasta powiatowe, organizując przetargi na dostarczenie nowych, chcą, by dostawca zabrał stare i przekazał do utylizacji. Z tym że jeżeli stare traktuje jako odpad, to wymaga, by dostawca miał zezwolenie na zbieranie odpadów. A to już ogranicza krąg zwycięzców w przetargu. Jednak nie wszędzie stare tablice uznaje się za odpad. Praktyka jest bardzo różna. Warszawa w jednym z trwających przetargów najpierw uznała zwracane tablice za odpad, a później zmieniła specyfikację zamówienia.
– Definicja odpadów jest nieostra, może więc dojść do różnych interpretacji. Trudno ustalić, od kiedy przedmiot, którego w niedalekiej przyszłości zamierzamy się pozbyć, jest odpadem – mówi Damian Michalak, radca prawny zajmujący się obsługą podmiotów publicznych.
W skrajnych przypadkach można by uznać, że np. nasz rower, choć wciąż nim jeździmy, to śmieć, skoro za miesiąc lub dwa zamierzamy go wyrzucić i kupić nowy. Tak jednak nie jest.
Śmieć jest nieużyteczny
– Są interpretacje Trybunału Sprawiedliwości UE, które zakładają, że zamiar pozbycia się dotyczy wszystkich tych przedmiotów, które utraciły użyteczność – mówi prof. Marek Górski z Uniwersytetu Szczecińskiego. Tłumaczy, że jeśli wspomniany rower jest uszkodzony, nie nadaje się do dalszego użytku i w związku z tym zamierzamy go wyrzucić, to można go uznać za odpad. Jeżeli jednak wciąż jest sprawny i można go używać, to nie jest odpadem. Nie jest nim, nawet jeżeli zamierzamy się go pozbyć. Ktoś przecież może nim jeździć.