W kraju nie zanosi się na szybką zmianę, bo nawet duże miasta mają problemy z opieką nad maluchami.
Z badań przeprowadzonych w stolicy wynika, że tylko 2 proc. ankietowanych byłoby zdecydowanie chętnych podjąć się pracy opiekuna zatrudnionego przez gminę. Gdy Kraków zapytał, kto by się na to zdecydował, pozytywnie odpowiedziało tylko 15 proc. badanych.
– Barierą są m.in. warunki konkursu na opiekunów. Zawierają wymagania zniechęcające do pracy albo niemożliwe do spełnienia – mówi Maria z Warszawy. Chciała zostać opiekunem i we własnym domu zająć się piątką dzieci. Okazało się, że nie może opiekować się tymi z sąsiedztwa, tylko musi przyjąć maluchy oczekujące w miejskiej kolejce. Poza tym musi znaleźć sobie co najmniej na pięć godzin wolontariusza do pomocy. – Musiałabym też kupić zabawki. A dotacja, jaką dostanę na to od gminy, starczy na chusteczki – mówi pani Maria.
Warunki mogą być różne w różnych gminach. – Ustawa dała dużą dowolność samorządom – przyznaje dyrektor Biura Zdrowia w Krakowie Michał Marszałek. – My chcemy, by opiekun miał wolną rękę. Może zająć się dziećmi znajomych.
Konkursy ogłaszane przez samorządy na nianie, opłacane przez gminy, kończą się często fiaskiem. Mimo że pensja niani w Warszawie to 2,5 tys. zł, w Krakowie ok. 3 tys., a we Wrocławiu ok. 4 tys. zł. Nikt jednak nie zgłosił się do konkursu w stolicy. We Wrocławiu chętnych było 10 osób, ale miasto potrzebuje co najmniej 26, bo ma pieniądze w budżecie na zorganizowanie takiej formy opieki dla 130 dzieci.
Drogi biznes
Problem jest też z tworzeniem prywatnych żłobków zarejestrowanych w gminie, które mogą dostawać samorządowe dotacje. Na przykład w Poznaniu do rejestru wpisało się sześć prywatnych żłobków i jeden klub dziecięcy. – Trzy kolejne placówki są tego bardzo bliskie – wyjaśnia Magda Walczak z wydziału zdrowia poznańskiego Urzędu Miasta. Zachętą dla właścicieli ma być 135 zł dopłaty do jednego dziecka. – To na razie wstępna propozycja. Radni uznali, że wymaga dyskusji – zaznacza Walczak.