Wszystko zaczęło się pod koniec 1962 roku, kiedy Mona Lisa opuściła Francję na pokładzie statku płynącego do USA. Traktowany jak ikona kultury portret doczekał się powitania nie tylko przez tłum fotoreporterów, ale i amerykańską parę prezydencką. Tłumy pielgrzymowały, do muzeum MoMa, w ciągu miesiąca Mona Lisę zobaczył milion ludzi.
– To wtedy przestała być dziełem sztuki i stała się obiektem masowej konsumpcji – uważa Robert Hughes. – Oglądano ją jak zdjęcie w kolorowym piśmie, zwiedzający rzucali na nią okiem i szybko zapominali. Tak się zaczęła koszmarna wizja przyszłości.
Tę wizję przedstawia i uzasadnia Robert Hughes (1938-2012), krytyk sztuki i zarazem autor scenariusza oraz narrator filmu. Przez 50 lat obserwował on i komentował zjawiska rynku sztuki. W 1970 roku zaczął pisać w tygodniku „Time”, wtedy najważniejszym w USA. Do środowiska sztuki wprowadzał go Robert Rauschenberg, artysta, z którym przyjaźnili się do końca.
Po raz pierwszy Hughes zainteresował się sztuką w 1966 roku we Florencji, którą wtedy nawiedziła wielka powódź. Na ochotnika zgłosił się wówczas do pomocy w ratowaniu znajdujących się tam bezcennych dzieł. I jak zauważa w filmie – dzisiejszy świat sztuki nie ma nic wspólnego z tamtym, który spowodował, że to sztuka stała się treścią jego życia.
– Z rosnącym niesmakiem obserwuję fetyszyzację, szalony wzrost cen oraz wpływ tych zjawisk na artystów – uważa Robert Hughes. – Zależność między pieniędzmi i sztuką jest klątwą, która zawisła nad metodami tworzenia dzieł. Ich ceny idą w górę dzięki promocji, a nie wartości. Obok rynku narkotyków rynek sztuki jest największą nieuregulowaną gałęzią gospodarki światowej. Roczna sprzedaż dzieł sztuki sięga 18 miliardów dolarów. Jak powiedział kiedyś Warhol: „dobry interes jest najlepszą sztuką”.
Wśród artystów, którzy zyskali nadmuchany rozgłos, wymienia właśnie m.in. tego ostatniego, a także – Jeffa Koonsa czy Damiena Hearsta.