Anna Nowacka-Isaksson: Wyjechały na wakacje w trakcie szkoły? Szwedzi chcą karać

Coraz częściej gminy domagają się, by rodzice, których dzieci poleciały do Tajlandii, zamiast chodzić do szkoły, płacili kary.

Publikacja: 29.05.2024 04:30

Anna Nowacka-Isaksson: Wyjechały na wakacje w trakcie szkoły? Szwedzi chcą karać

Foto: Adobe Stock

Chodzi o wyjazdy tzw. thaimout w trakcie semestru szkolnego, na które trzeba otrzymać zgodę szkoły. Rodzice występują o wolne dla swojego dziecka, by móc spędzić dłuższy urlop np. w Azji mimo obowiązku szkolnego. A ten nakazuje, by wszystkie dzieci chodziły do szkoły od tego roku kalendarzowego, w którym kończą sześć lat, aż do ukończenia IX klasy podstawówki. Obowiązek trwa nie dłużej niż do osiemnastego roku życia. Na krótszą przerwę w nauce np. na uroczystość ślubną, pogrzeb lub inne święto rodzinne szkoły na ogół dają pozwolenie.

Inaczej jest jednak z dłuższymi okresami nieobecności i gminy coraz surowiej patrzą na nieusprawiedliwioną absencję uczniów. Nie podchodzą co prawda do tego tak restrykcyjnie jak w Niemczech, gdzie policja kontroluje na lotniskach, czy uczeń ma zezwolenie na odlot na wakacje w środku semestru. Jeżeli go nie posiada, to odwozi go do szkoły. Potem też rodzina nie uniknie wysokiej kary pieniężnej.

Czytaj więcej

Anna Nowacka-Isaksson: Nie wierzcie oskarżonym

Szwedzi nie traktują też eskapady w środku semestru szkolnego jak w Austrii, gdzie rodzice ryzykują dwa tygodnie za kratkami, zawieszenie dziecka w prawach ucznia i karę grzywny rzędu 400 euro.

W królestwie Szwecji sprawy wędrują do sądu. W ubiegłym roku sąd administracyjny rozpatrzył 133 kazusy między gminami a rodzicami dzieci. W 86 przypadkach nałożono na opiekunów kary pieniężne za nieuzasadnioną nieobecność w szkolnej ławce. I to spore.

Tak się ma stać w przypadku rodziny zamieszkałej w Solna w stołecznym regionie. Rodzice z dwojgiem dzieci, które chodziły do dwóch różnych szkół, zamierzali wybrać się do Tajlandii, by tam pracować. W tym celu zwrócili się z wnioskiem do każdej z placówek o przyznanie dzieciom wolnego. Przy czym zaznaczyli, że będą one kontynuowały naukę w szwedzkiej szkole za granicą. Dyrektorzy obu szkół odrzucili prośby, powołując się na szkolny obowiązek. Mimo odmowy rodzina postanowiła polecieć do Tajlandii.

Na takie dictum komisja ds. nauki w gminie Solna zdecydowała o nałożeniu kary w wysokości 1000 koron, (ok. 370 zł) za każde dziecko i każdy opuszczony dzień w szkole. Rodzice zaskarżyli sprawę, ale potem apelację wycofali. Sąd ma teraz ustalić wysokość grzywny, która jest zależna od dochodów opiekunów. W tej rodzinie suma może opiewać na 50 tys. koron.

Sankcje czekają też rodzinę w gminie Växjö, która jesienią ubiegłego roku aplikowała o zezwolenie na 24 dni wolnego, lecz szkoła przyznała dwojgu dzieciom tylko 6 dni. Teraz rodzinie, tak jak poprzedniej, grozi grzywna, ponieważ wybrała się w długą podróż. Gmina Växjö złożyła wniosek do sądu administracyjnego o zapłacenie 24 tys. koron za naruszenie obowiązku szkolnego.

Generalnie w Szwecji panuje tendencja do zaostrzenia roszczeń wobec uczniów i rodziców w podejściu do obowiązku nauki. W kraju bowiem przez wiele lat szkoła była krytykowana jako „niepoważna”. Świadczą też o tym ostre słowa minister edukacji Lotty Edholm, cytowane przez „Aftonbladet”. „Szwedzka szkoła znajduje się w kryzysie. Około jednej czwartej uczniów i uczennic ani nie umie czytać, ani porządnie liczyć – komentowała. –Ryzykujemy dorastanie generacji funkcjonalnych analfabetów, jeżeli nie powstrzymamy takiego rozwoju sytuacji”– zaznaczyła.

Dlatego minister chce stworzyć lepsze przesłanki dla nauczycieli i uczniów, by ci mogli zdobyć odpowiednią edukację. Zapewniła też, że nie ma intencji rewidowania prawa, tak by więcej uczniów i uczennic mogło jeździć na wakacje, kiedy chcą.

Niektórzy opiekunowie biorą się jednak na sposób, by ich latorośle mogły opuścić Szwecję na jakiś czas i wyjazd ten był legitymizowany. Po prostu zgłaszają szkole nieprawdziwą informację, że ich pociechy są chore, po czym jadą na urlop. Budzi to straszną irytację pedagogów. „Haruję pięć dni w tygodniu by waszym dzieciom wiodło się jak najlepiej w życiu – mówiła nauczycielka Maria Wiman ze sztokholmskiego Huddinge. – Ale opiekunów to nie obhodzi, co jest brakiem szacunku” – podkreślała. W jej ocenie szkoła ma edukować dzieci na obywateli przyszłości i to, że rodzice bezmyślnie podchodzą do obowiązku szkolnego, świadczy o braku poważania dla całego systemu szkolnego.

Są też rodzice, którzy wybierają jeszcze inną drogę i przeprowadzają się do kraju, w którym panuje obowiązek nauki, a nie szkolny. Tak np. 101 szwedzkich dzieci uczy się teraz na fińskich Wyspach Alandzkich ( stanowiących obszar szwedzkojęzyczny), na których nie ma obowiązku chodzenia do szkoły, tylko można się uczyć w domu. Taki system wymaga jednak, jak tłumaczy mi alandzka minister edukacji i kultury Annika Hambrudd, dużego zaangażowania Inspektoratu Szkolnego, który regularnie kontroluje, czy zdobywające w domu wiedzę dzieci realizują tamtejszy program nauczania.

Tymczasem Szwedzki Urząd Szkolny pracuje obecnie nad stworzeniem narodowego rejestru absencji uczniów i uczennic w całym kraju. Projekt ma być gotowy w grudniu tego roku. Z ostatniego raportu w tej sprawie opracowanego trzy lata temu wynikało, że ok. 25–35 proc. dziewięcioklasistów miało co najmniej 15-procentową absencję, a ok. 3 proc. uczniów nie było na lekcjach w 50 proc. lub więcej.

Od tego czasu szkolna nieobecność stała się jeszcze większym problemem.

Autorka jest dziennikarką, wieloletnią korespondentką „Rzeczpospolitej” w Szwecji

Chodzi o wyjazdy tzw. thaimout w trakcie semestru szkolnego, na które trzeba otrzymać zgodę szkoły. Rodzice występują o wolne dla swojego dziecka, by móc spędzić dłuższy urlop np. w Azji mimo obowiązku szkolnego. A ten nakazuje, by wszystkie dzieci chodziły do szkoły od tego roku kalendarzowego, w którym kończą sześć lat, aż do ukończenia IX klasy podstawówki. Obowiązek trwa nie dłużej niż do osiemnastego roku życia. Na krótszą przerwę w nauce np. na uroczystość ślubną, pogrzeb lub inne święto rodzinne szkoły na ogół dają pozwolenie.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Rzecz o prawie
Marek Domagalski: Kto histeryzuje przed wyborami
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zgwałcenie spoczywa w spokoju
Rzecz o prawie
Anna Nowacka-Isaksson: Adwokat na wywiadówce
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Nie pozwólmy straszyć
Rzecz o prawie
Katarzyna Batko-Tołuć: Nadużywanie. Słowo, które wymknęło się spod kontroli