W obecnej kampanii kwestie reformowania sądów zeszły na dalszy plan. I dobrze, bo aż nadto mamy sporów w tym segmencie państwa i życia społecznego. W wirze walki wyborczej raczej trudno o spokojną refleksję.
W powtarzanych od dawna pomysłach na zaprowadzenie w sądach praworządności przeważała raczej myśl o pokonaniu przeciwnika, a nie znalezieniu znośnego, kompromisowego rozwiązania. Za ten niegasnący od lat spór o kształt sądów i między środowiskami sędziowskimi (starzy–nowi) nie da się obciążyć wyłącznie polityków ani usprawiedliwić go prawnymi pryncypiami, które nie zawsze są przecież oczywiste choćby dla większości.