Do tego projekt przygotowany został w lwiej części przez sędziowskie stowarzyszenie Iustitia, znane z radykalnej krytyki obecnej władzy i nowych sędziów. Choć formalnie nie podpisało się pod projektem.
W każdym razie jego autorzy wiedzą, jak karkołomne prawnie, nawet w organach Unii, jest podważanie prezydenckich nominacji sędziego, nie mówi się więc w projekcie o pozbawianiu nowych sędziów tytułu. Byłoby to zresztą absurdalne np. w przypadku sędziów Małgorzaty Manowskiej czy Marcina Łochowskiego, którzy przeszli wszystkie szczeble sędziowskiej kariery
i przechodząc do SN, zmienili tylko sale przy tym samym korytarzu w budynku sądów na pl. Krasińskich. Wraca się więc w projekcie do fałszywej argumentacji z głośnej uchwały dwóch i pół izb SN, złożonych wyłącznie z sędziów ze starego nadania. Przy jej uchwalaniu mówiono, że nikt nowym sędziom nominacji nie zabiera, tylko podważane są wyroki wydane z ich udziałem. A między wierszami, że to nie koniec kwestionowania umocowania nowych sędziów – i mamy kontynuację.
Tą drogą uczynienia z nowych sędziów swego rodzaju wydmuszek kroczy projekt: łaskawie zostawia im prawo do pracy na poprzednim stanowisku (tak jakby tam standardy sędziowskie nie były wymagane ?), ale podwyżki za pracę w wyższej instancji mieliby zwracać. Zostawia się im też ścieżkę weryfikacji przed nową KRS, zdominowaną przez sędziów z nowego wyboru, tym razem sędziowskiego. Nie wiem, może nowi członkowie KRS nie będą gorsi, ale system kooptacyjnych nominacji już przerabialiśmy, i gołym okiem widać było jego wady. Jeśli ta nowa KRS ma być lepsza, to może zweryfikujmy wszystkich sędziów? – może ktoś logicznie zapytać.
Widać aż nadto wyraźnie, że sędziowie są podzieleni, a część, miejmy nadzieję niewielka, hoduje w sobie odwet. Zaczęło się to od niepodawania ręki, a teraz jest mowa o wydaleniu z pracy i pozbawieniu części pobranych pensji.