Jerzy Haszczyński: Hezbollah bez liderów, Bliski Wschód bez jasnej przyszłości

Izraelczycy w dwa miesiące zlikwidowali całe przywództwo Hezbollahu, najsilniejszej w regionie organizacji posługującej się terrorem. Nie znaczy to - mówiąc językiem Netanjahu - że „błogosławieni” pokonali „przeklętych”. Nie zbliżyliśmy się do uspokojenia Bliskiego Wschodu.

Publikacja: 28.09.2024 17:19

Przywódca Hezbollahu Hasan Nasrallah zginął w izraelskim ataku

Przywódca Hezbollahu Hasan Nasrallah zginął w izraelskim ataku

Foto: REUTERS/Khalil Hassan

Po kilku godzinach niepewności Hezbollah potwierdził w sobotę po południu, że jego długoletni przywódca Hasan Nasrallah zginął w wyniku izraelskiego ataku z powietrza dzień wcześniej. Potwierdził to, o co tryumfalnie izraelska armia głosiła od rana, jeszcze bardziej rozbudzając obawy, że regionalna wojna na Bliskim Wschodzie jest nieunikniona.

Nadal nie wydaje się nieunikniona, ale jej prawdopodobieństwo niebezpiecznie rośnie. Prawie wszystko zależy od Iranu, opiekuna Hezbollahu i - wciąż niedobitego w Strefie Gazy - palestyńskiego Hamasu. 

Czytaj więcej

Przywódca Hezbollahu zabity w Bejrucie. Izrael: Nie będzie mógł terroryzować świata

Iran o rozprawieniu się z wrogim państwem żydowskim myśli długofalowo

Iran myśli długofalowo o rozprawieniu się ze swoim wrogiem - państwem żydowskim. Do tej pory - także po upokarzającym izraelskim ataku na swoim terytorium, czyli zabiciu pod koniec lipca lidera Hamasu Ismaila Haniji - zachowywał zimną krew. Albo uznawał, że nie jest militarnie gotowy na prawdziwą zemstę, a do mniejszej wystarczą akcje Hezbollahu, Hamasu i trzeciego podopiecznego: jemeńskich Hutich, komplikujących ruch statków na Morzu Czerwonym i odpalających czasem rakiety w kierunku Izraela.

Słowo „długofalowy” jest kluczowe w rozważaniach o przyszłości Bliskiego Wschodu. Zarówno w odniesieniu do Hamasu i wojny w Strefie Gazy, jak i Libanu. Oraz szerzej - pojednania znacznej części świata arabskiego z Izraelem, zapoczątkowanego kilka lat temu porozumieniami Abrahamowymi między państwem żydowskim a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem, Marokiem i Sudanem.

Czytaj więcej

Wspierał Hamas, groził Arabii Saudyjskiej. Kim był przywódca Hezbollahu?

Kluczowa jest postawa najważniejszej sunnickiej monarchii Arabii Saudyjskiej. Bez niej skierowany przeciwko szyickiemu Iranowi i jego podopiecznym sojusz sunnicki-izraelski, z którym premier Beniamin Netanjahu wiąże wielkie nadzieje, także gospodarcze, nie ma wielkiej przyszłości.

Przyszłości, w której byłaby szansa na zapomnienie o trwającym od dekad i wpływającym na politykę globalną konflikcie bliskowschodnim, utożsamianym przede wszystkim z losem Palestyńczyków.

Czytaj więcej

Bliski Wschód: Początek wielkiej wojny z Hezbollahem

Celem numer jeden Izraela w Libanie było powstrzymanie rakietowych ataków Hezbollahu. I to nie jest jednak teraz pewne

Nawet na krótszą metę nie jest jasne, czy wielki sukces Izraela, jakim jest zgładzenie za pomocą ataków lotniczych i ładunków podłożonych w urządzeniach komunikacyjnych dowódców Hezbollahu, w tym najważniejszego, charyzmatycznego lidera, Hasana Nasrallaha, oznacza osiągnięcie celu numer jeden, czyli powstrzymania rakietowych ataków Hezbollahu na północy Izrael. 

Hezbollah rozpoczął je na znak solidarności z Hamasem, zaraz po krwawym ataku terrorystycznym tej drugiej organizacji na Izrael 7 października ubiegłego roku. Według izraelskich danych sprzed kilku dni, doprowadziły one do śmierci 49 Izraelczyków oraz wymusiły ewakuację ponad 65 tysięcy. Spowodowały, że na północy Izraela dawne tętniące życiem miejscowości przekształciły się, jak to ujął Netanjahu, w „miasta-duchy”. Bezpieczny powrót mieszkańców do tych miejscowości to sprawa jednoczącą izraelskiego premiera z liczną częścią społeczeństwa, która zarzuca mu co najmniej nieudolność w trwającej od roku wojny w Gazie, w tym spełnieniu jej podstawowego celu – uwolnieniu izraelskich zakładników Hamasu oraz uważa, że wojna trwa tak długo, bo zapewnia polityczne przetrwanie Netanjahu.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Liban jak wielka Gaza. Drugi front wojny na Bliskim Wschodzie jest faktem

W Libanie premier Netanjahu wykazał się skutecznością i szybkością, bez wysyłania wojsk lądowych

Wojna na drugim froncie, w Libanie, pokazuje zupełnie innego premiera – skutecznego i szybkiego. Skuteczność i szybkość w zabijaniu liderów Hezbollahu jest imponująca – bez strat własnych, wszystko dokonywane z bezpiecznej odległości, bez konieczności przeprowadzania operacji lądowej (która wciąż jest możliwa).

Od zabicia pod koniec lipca Fuada Szukra, jednego z trzech najważniejszych po Nasrallahu, dzisiaj nie ma już wśród żywych prawdopodobnie żadnego, lub żyje tylko jeden, z kilkunastu przywódców Hezbollahu, z czterech poziomów hierarchicznej drabiny, na której wierzchołku od ponad trzech dekad, od zabicia przez Izraelczyków jego poprzednika, był Nasrallah.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Wielki terror, wielka zemsta, nowy Bliski Wschód

Hezbollah nie ma przywódców, ale ma rakiety. Nowi przywódcy mogą być radykalniejsi - tak było z Hamasem w Strefie Gazy

Hezbollah jest bez głowy. Ale nie znaczy to, że zniknął jego arsenał rakiet i dronów (zniszczony może w jednej trzeciej, albo i połowie, ale nadal liczony w wielu tysiącach), i że nie ma ich kto wysłać w kierunku Izraela, także centralnych, gęsto zaludnionych miejsc. Hezbollah to wciąż dziesiątki tysięcy ludzi z bronią, to też najważniejsza organizacja polityczna szyitów stanowiących jedną trzecią mieszkańców 5,5-milionowego Libanu. Odbudowa przywództwa już się zapewne zaczęła. Długofalowo może być dla Izraela dotkliwa. 

Nowi liderzy antyizraelskich organizacji są zazwyczaj radykalniejsi, bardziej zdeterminowani - widać to po Hamasie i Gazie. Najprzykrzejszy dla Izraela przykład to zabicie w 2004 roku szejka Ahmeda Jasina. Zlikwidowano organizatora zamachów terrorystycznych, co było taktycznym sukcesem znękanego nimi Izraela. Następcy Jasina nie tylko jednak nie powstrzymali się od terroru, ale związali się na dobre z szyickim Iranem, wobec którego on, sunnita, zachowywał z powodów religijnych wstrzemięźliwość. 

Hezbollah i po śmierci Nasrallaha może nadal nękać Izraelczyków. Nawet jeżeli wybicie przywódców Hezbollahu doprowadzi do, zapewne chwilowego, uspokojenia, na froncie północnym w Libanie, to trudno oczekiwać, żeby w Strefie Gazy bojownicy Hamasu wyszli z podniesionymi rękami i wypuścili wszystkich izraelskich zakładników. 

Czytaj więcej

Negocjacje w Kairze: dobór słów decyduje o zawieszeniu broni w Strefie Gazy

Co z przyszłością Strefy Gazy i izraelskimi zakładnikami, których uwolnienie to najważniejszy cel wojny dla Izraela

Porozumienie o zawieszeniu broni negocjowane jest od wielu miesięcy. Przewiduje wymianę izraelskich zakładników (na palestyńskich więźniów), ale nie wszystkich naraz. I jej celem jest rozwiązanie kwestii Strefy Gazy na długo. I tu nie ma wspólnej wizji, a nawet są dwie sprzeczne - Izrael chce mieć zderadykalizowaną Strefę pod kontrolą i nie dopuszcza powstania państwa palestyńskiego, którego miałaby być częścią.

Netanjahu uważa, że realizacja idei two-state, współistnienia państwa palestyńskiego obok żydowskiego, byłaby nagrodą dla terrorystów z Hamasu za atak 7 października 2023 roku. Inni stawiają na two-state, nawet - może nieco rytualnie - administracja amerykańska. Przede wszystkim czynią to kraje arabskie, które mają ponieść koszty odbudowy Strefy Gazy i ewentualnie wysłać tam wojska pokojowe.

Netanjahu w ONZ o „przeklętych” (Iran i sojusznicy) oraz „błogosławionych” na Bliskim Wschodzie

Premier Izraela Beniamin Netanjahu przemawiał w piątek przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ, chwilę później doszło do ataku na centralę Hezbollahu pod Bejrutem, o czym nie poinformował nawet sojuszniczej Ameryki. W przemówieniu nie było nic o dyplomacji, o negocjacjach o zawieszeniu broni, ani z Hamasem, ani z Hezbollahem - choć na 21-dniowy rozejm w Libanie, forsowany między innymi przez USA, miał się wcześniej zgodzić. 

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Beniamin Netanjahu ważniejszy dla Ameryki niż Winston Churchill

Przedstawił dwie mapy Bliskiego Wschodu. Na jednej na czarno byli zaznaczeni „przeklęci”, czyli Iran i jego sojusznicy w Syrii, Iraku, Libanie i Jemenie. Na drugiej, na czerwono, „błogosławieni”, z którymi Izrael chce utworzyć region „pokoju i dobrobytu”, odpowiedni także dla całego świata. Najważniejsza wśród czerwonych to Arabia Saudyjska. 

Saudyjczycy nie zgłaszają się do „błogosławionych”, chcą państwa palestyńskiego

Saudyjczycy nie chcieli jednak słuchać w ONZ wizji Netanjahu, ich miejsca były puste. Na dodatek szef saudyjskiej dyplomacji w kuluarach ONZ montował koalicję państw, która zajmie się rozliczeniem Izraela z „poważnego łamania prawa międzynarodowego”. Oraz, co w kontekście przyszłości Bliskiego Wschodu ważniejsze, wymuszeniem realizacji idei two-state, czyli powstania państwa palestyńskiego. Nie brzmi to jak zgłoszenie się do „błogosławionych”.

Konsekwencje ewentualnej wojny regionalnej na Bliskim Wschodzie

Nie ma przywództwa Hezbollahu, nie ma też pocieszającej wizji przyszłości Bliskiego Wschodu. Ponura zacznie się spełniać, gdy Iran na serio zaangażuje się w wojnę, co wymusi podobne działania na USA. Odbędzie się to kosztem Ukrainy, ta ważna dla nas wojna zejdzie na dalszy plan. Można też rozważać inne konsekwencje dla nas i dla Europy - z nową falą uchodźców włącznie.

Po kilku godzinach niepewności Hezbollah potwierdził w sobotę po południu, że jego długoletni przywódca Hasan Nasrallah zginął w wyniku izraelskiego ataku z powietrza dzień wcześniej. Potwierdził to, o co tryumfalnie izraelska armia głosiła od rana, jeszcze bardziej rozbudzając obawy, że regionalna wojna na Bliskim Wschodzie jest nieunikniona.

Nadal nie wydaje się nieunikniona, ale jej prawdopodobieństwo niebezpiecznie rośnie. Prawie wszystko zależy od Iranu, opiekuna Hezbollahu i - wciąż niedobitego w Strefie Gazy - palestyńskiego Hamasu. 

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Michał Gulczyński: Kiedy nierówność działa na niekorzyść mężczyzn, Unia Europejska nie widzi problemu
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Nowy rząd robi z Operą Narodową to, co PiS ze stadniną w Janowie Podlaskim
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Donald Tusk musi robić marsową minę na posiedzeniach sztabu, a Jacek Sutryk nagrywać się na wałach
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Watykańskie uspokajanie sumień w sprawie Medziugorie
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Skąd pochodzą miliardy euro obiecane przez Ursulę von der Leyen?