Donald Trump, były i być może przyszły prezydent USA, uznany został przez dwanaścioro obywateli Nowego Jorku za winnego zarzucanych mu czynów. Jego przeciwnicy nie posiadali się z radości: „Wreszcie go dopadliśmy!”; jego zwolennicy utwierdzili się w przekonaniu o wendecie elit. Nie przypadkiem przecież Hillary Clinton określiła swego czasu wyborców Trumpa mianem hołoty i nie przypadkiem od ośmiu z górą lat nie było dnia, by któreś z liberalnych mediów nie znalazło powodu, a przynajmniej pretekstu, by zaatakować Trumpa. Jak stwierdził swego czasu Newt Gingrich, „Żaden prezydent od czasów Abrahama Lincolna nie spotkał się z tak niemającym granic uprzedzeniem i wrogością mediów, jakich doświadcza prezydent Trump”. On z kolei demonstracyjnie okazywał niechęć do Waszyngtonu i nie dbał o czystą kartotekę według przyjętych standardów politycznych. Miał za sobą dwa rozwody i liczne epizody mizoginiczne, był właścicielem kasyna i prowadził swój biznes egoistycznie i bez poszanowania przepisów, jeśli uważał je za niedogodne.
Czytaj więcej
Uznanie Trumpa za winnego stawianych mu zarzutów wzmacnia poparcie dla miliardera wśród konserwatywnych wyborców. Wybory pokażą, jak ocenia go reszta Amerykanów.
Dlaczego amerykańskie elity nienawidzą Donalda Trumpa
Trump wyczuwał, że wielu Amerykanów spragnionych jest polityka, który jest niekonwencjonalny i jawnie lekceważy normy poprawności politycznej. Ale elity nie mogły się zgodzić na tak ostre zakwestionowanie wyznawanych i praktykowanych przez nie wartości. Dwa razy próbowano odsunąć Trumpa od polityki na drodze impeachmentu, a gdy to się nie udało, zaczęto szukać na niego „haków”, by wykorzystać je na drodze prawnej.
Nowy Jork jest miastem zdominowanym przez Partię Demokratyczną, co przesądza o ukierunkowaniu lokalnego sądownictwa.
Wiele osób patrzących na USA przez pryzmat filmów o szlachetnych sędziach czy prokuratorach myśli, że tak właśnie wygląda amerykański system sądowniczy. Ale na poziomie stanowym rzeczywistość jest inna. Zarówno sędziowie, jak i szefowie prokuratur są wybierani na kilkuletnie kadencje i zrobią bardzo wiele, by wyborcy pozwolili im pozostać na urzędzie. Nowy Jork jest miastem zdominowanym przez Partię Demokratyczną, co przesądza o ukierunkowaniu lokalnego sądownictwa. W tym otoczeniu Donald Trump, nowobogacki inwestor budowlany, lekceważący tworzony przez dekady system zależności, stanowił zagrożenie. A ktokolwiek spędził w tym mieście jakiś czas, wie doskonale, że nowojorczycy mają o sobie bardzo wysokie mniemanie i nie chcą, by ktoś je burzył.