Przy „okrągłym stole” siedli dr Anna Materska – Sosnowska, Estera Flieger, Sławomir Sierakowski i piszący te słowa.
Trudno było, rzecz jasna, pominąć wspomnienie o tamtych zimowych dniach, kiedy najpierw mierzyliśmy się, każdy po swojemu, z szokiem po ataku na prezydenta, a potem śledziliśmy z wiarą w cud jego walkę o życie. Niestety, Opatrzność chciała wtedy inaczej. Paweł Adamowicz nie przeżył zamachu, a kraj pogrążył się w żałobie.
Czytaj więcej
Nie spoczniemy, dopóki nie będziemy pewni, że Polska, polski naród, będą wolne od pogardy i nienawiści, od kłamstwa, że już nigdy złe słowo nie zabije uczciwego człowieka - powiedział premier Donald Tusk. W Gdańsku trwają uroczystości upamiętniające piątą rocznicę śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Czy tamte chwile, ów szczególny moment „poruszenia moralnego” zmienił Polskę, nasze podejście do siebie samych, politykę? Trudno mieć złudzenia, że przebłysk refleksji moralnej trwał tylko krótką chwilę. Bardzo szybko o nim zapomnieliśmy, a polska debata wróciła na tradycyjne tory hejtu i agresji. Czy ktoś miał zresztą złudzenia, że będzie inaczej? Czy to w ogóle możliwe, by spierać się w sposób cywilizowany, gdy szeroko dostępny dziś system komunikacji podpowiada formy ekstremalne? Bo przecież zaakceptowaliśmy już, że takie kategorie jak „przyzwoitość”, „wyczulenie” w dobie mediów społecznościowych zastąpiła „oczywista polaryzacja”. Często przybierająca ekstremalne formy. Jakoś z nią się pogodziliśmy, choć mamy gorzką świadomość, ile z sobą niesie zła.
Tak, wina systemów komunikacji, mediów jest bezsporna, choć i to zdanie zaciera istotę sensu, bowiem ów system, który krytykujemy to ludzie, często my sami. Zbyt podatni na emocje. Nie inaczej jest w polityce, choć pytaniem pozostaje, kto jest czyim zakładnikiem, media zakładnikiem polityki, czy odwrotnie?