To nie przejęcie mediów publicznych przez nową władzę, ale decyzja prezydenta blokująca środki na finansowanie będzie głównym czynnikiem wymuszającym zmiany w ich formule. Likwidacja to krok pierwszy. Czy niezbędny? Politycznie tak, bo jest potencjalną, acz wciąż niestroniącą od ryzyk, ścieżką do normalizacji ich statusu. Prawnicy długo jeszcze będą się spierać o legalność tego i innych działań, niemniej wedle wszelkiego prawdopodobieństwa sąd zalegalizuje uchwały o likwidacji i o dalszych losach mediów publicznych rozstrzygać będą likwidatorzy, a nie dotychczasowe zarządy.
W sensie praktycznym mogło się jednak obyć bez likwidacji. Pozbawione dotacji budżetowej podmioty (zwłaszcza TVP i Polskie Radio) były w stanie działać na podstawie środków z tradycyjnych źródeł finansowania, czyli ze sprzedaży praw, reklamy i abonamentu. Te oczywiście nie wystarczą, by utrzymać Bizancjum, jakim zwłaszcza w czasach „kurszczyzny” była telewizja. Jednak w głębokim przekonaniu piszącego te słowa, który w latach 90. brał udział w reformowaniu TVP, a później współtworzył Polsat, są dostatecznie duże, by realizować misję publiczną.
Czytaj więcej
Poseł Koalicji Obywatelskiej Dariusz Joński w ramach kontroli poselskiej zwrócił się do TVP z pyt...
O jakich kwotach mówimy? W wypadku telewizji to w 2023 roku 314 mln złotych z abonamentu i około 950 mln złotych z reklamy. Przyszłe wydatki na TVP należałoby po prostu okroić do podobnego poziomu. Paradoksem jest, że postawienie telewizji w stan likwidacji skazuje TVP na zbliżone realia finansowe, uzupełnione w nikłym stopniu o wpływy z wyprzedaży likwidowanych aktywów.
Na co będzie stać TVP w stanie likwidacji?
Na co będzie stać taką telewizję? Na dużo mniej niż dotychczas. Ograniczenie dotacji wymusi jej odchudzenie i programową skromność. Skończy się epoka idących w setki tysięcy wynagrodzeń, nielimitowanej produkcji serialowej, kosztownych sylwestrów w Zakopanem. I właśnie to będzie rewolucja. Tu nastąpi istotna zmiana. Dotychczasowa, z biznantyjska bogata oferta TVP miała utrzymać jej szeroką widownię. Ta z kolei była potrzebna do tego, aby „naganiać” telewidzów do programów informacyjnych i publicystycznych będących autostradą komunikacyjną partii prezesa z jej elektoratem.