Podstawową miarą jakości demokracji jest stosunek do mniejszości. I nie chodzi tylko o mniejszości narodowe, etniczne, seksualne etc. Reguła dotyczy również, a może przede wszystkim, mniejszości w instytucjach życia publicznego, z parlamentem na czele. To tam, na głównej hali fabryki polityki, standardy demokratyczne winny być wzorcowe. Bo to okno demokracji, dostępne dla każdego.
W ostatnich latach w Sejmie z mniejszością się nie liczono
Ktoś powie, że to banał. Może i banał, ale jakże nieszanowany. W ostatnich kadencjach polskiego parlamentaryzmu regularnie o nim zapominano. Sejm stał się maszynką do głosowania, ze zdaniem mniejszości się nie liczono. O dobrych obyczajach, jak choćby powierzaniu ważnych ról w życiu sejmowym przedstawicielom opozycji, w ogóle zapominano, a rządząca prawica swoją przewagę w Sejmie używała w formie politycznego walca. Wynik wyborów z 15 października dowiódł, że Polacy mają już dość tej formy sprawowania władzy. Zarazem, mam wrażenie, demokratyczna większość w parlamencie została zobowiązana do ukrócenia takich praktyk, jak przepychanie rządowych projektów ustaw na ścieżce poselskiej, nieliczenie się ze stanowiskiem komisji czy zabieranie głosu „bez żadnego trybu”.
Czytaj więcej
Z nieoficjalnych informacji wynika, że Konfederacja nie będzie miała swojego przedstawiciela w prezydium Sejmu. I paradoksalnie może to być dobra wiadomość dla Konfederacji, ale zła dla polskiej demokracji.
Co więcej, złe praktyki parlamentarne czasów prawicowej większości powinny zobowiązywać nowy Sejm do pilnowania standardów. Pragnę o tym przypomnieć na marginesie debaty, czy Konfederacja powinna mieć przedstawiciela w prezydium Sejmu. Przed inauguracyjną sesją X kadencji słychać, że w prezydium jest miejsce tylko dla przedstawicieli największych klubów, a Konfederacja takiego nie tworzy. Co więcej, jak powiada choćby Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy: „Konfederacja nie mieści się w ramach demokratycznej debaty”. Nie może być zgody na takie dictum, każdy klub powinien mieć swojego przedstawiciela w prezydium.
Wyborcom Konfederacji należy się szacunek
O tym, czy partia Bosaka i Mentzena mieści się w demokratycznej debacie, rozstrzygnęło 1,5 mln jej wyborców. I należy im się szacunek. Podobnie jak wybranym już posłom. Przypomnę, że jeden z nich, Krzysztof Bosak, kandydował w 2020 r. na prezydenta, zdobywając ponad 1 mln 300 tys. głosów. To trzy razy więcej niż partyjny kolega pani Dziemianowicz-Bąk – Robert Biedroń. Czyżby w istocie nie posiadał żadnego demokratycznego mandatu? Zaprzeczy tylko ignorant.