Po ataku Hamasu na Izrael: Mimo wszystko to nasza wojna

Krwawy atak Hamasu na Izrael dowodzi, że nie ma żadnej symetrii między działaniami obu stron. Dżihadyści należą do zupełnie innego kręgu cywilizacyjnego. Mimo wszystkich różnic i bieżących sporów dyplomatycznych, Polska i Izraelem należą do tego samego.

Aktualizacja: 09.10.2023 21:07 Publikacja: 09.10.2023 18:31

Po ataku Hamasu na Izrael: Mimo wszystko to nasza wojna

Foto: AFP

Brutalny atak Hamasu na Izrael będzie z pewnością analizowany przez specjalistów od wojskowości i służb specjalnych oraz znawców konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Ale będzie miał on też poważne konsekwencje polityczne i geopolityczne, z których już dziś warto wyciągać wnioski. Tym bardziej że już na bieżąco możemy stwierdzić, iż upadło kilka obecnych w debacie publicznej mitów.

Dlaczego wojna Izraela z Hamasem to też nasza wojna

Pierwszym jest ten, że to nie jest nasza wojna. Po tym, jak rząd Izraela ogłosił stan wojny z Hamasem, wielu polityków i komentatorów w Polsce ogłaszało, że to nie nasza wojna, a Izrael nie jest naszym sojusznikiem. Tak mówił np. w TVN 24 Krzysztof Bosak z Konfederacji, oburzając się, że politykę dyktuje nam nie nasza racja stanu, ale polecenia z ambasady USA czy Izraela.

Czytaj więcej

Wojna w Izraelu: Reuters ujawnia szczegóły ataku Hamasu. Atakowali "komandosi"

Owszem, Izrael nie jest w NATO, nie wiąże nas też z tym krajem żaden pisany pakt wojskowy. Jednak na wiele sposobów jesteśmy z nim związani. Pomijając już nawet kwestie historyczne, jesteśmy częścią tego samego Zachodu. Każdy, kto odwiedzi Bliski Wschód, od razu zrozumie, dlaczego mimo wszystkich różnic należymy do tego samego kręgu cywilizacyjnego co Izrael, ale już nie jego sąsiedzi. W dodatku Izrael walczy z tym samym islamskim terroryzmem, którego tak obawiają się Polacy, a szczególnie partia rządząca robiąca z tematu migracji z krajów arabskich jeden z głównych tematów kampanii wyborczej. Podobnie jak radykalnie prawicowa Konfederacja.

Co łączy Polskę i Izrael?

Ważne są zresztą nie tylko nasze sojusze, ale również sojusze naszych przeciwników. Największym zagrożeniem dla Izraela jest Iran, który – jak wiemy – maczał palce w zbrojnej napaści Hamasu z 7 października. Zarówno Hamas od zachodu, jak i Hezbollah z północy to wrogowie Izraela wspierani aktywnie przez Iran. Kraj, który przekazuje broń Rosji do atakowania Ukrainy, która – choć też nie ma z nami formalnego sojuszu – prowadzi po części „naszą” wojnę. Bez pomocy ze strony Teheranu Rosja radziłaby sobie w Ukrainie jeszcze gorzej.

Z pewnością ciężej nam dziś traktować Izrael jako sojusznika z powodu bardzo niejednoznacznej postawy Jerozolimy właśnie wobec wojny w Ukrainie. Izraelczycy tłumaczyli, że nie chcą bezpośrednio się angażować po żadnej ze stron głównie z powodu roli, jaką Rosja odgrywa w Syrii, gdzie Moskwa de facto kontroluje przestrzeń powietrzną. Z pewnością kunktatorstwo kolejnych premierów Izraela w tej sprawie ostudziło sympatię państw wspierających Ukrainę wobec polityki zagranicznej rządu w Jerozolimie. Niemniej warto dziś spytać, czy to czas na wypominanie Izraelowi niejednoznaczności wobec wojny w Ukrainie, gdy nie wyschła jeszcze krew setek pomordowanych i tysięcy rannych niewinnych cywilów zaatakowanych przez bojowników Hamasu?

Nie ma symetrii między przewinami Izraela a Hamasu

Czytaj więcej

Wojna w Izraelu: Reuters ujawnia szczegóły ataku Hamasu. Atakowali "komandosi"

Kolejną tezą, która ostatnio coraz częściej pojawiała się w debacie publicznej, było tworzenie symetrii między działaniami palestyńskich organizacji terrorystycznych oraz państwa Izrael. Coraz popularniejsze stawało się narzekanie na brutalność izraelskich służb i wojska wobec Palestyńczyków. Działalność terrorystyczną usprawiedliwiano więc cierpieniami i prześladowaniami Palestyńczyków. Tyle tylko, że konflikt jest zadawniony, wynika z mnóstwa błędów każdej ze stron.

To prawda, że rządzący Izraelem przez kilkanaście lat premier Beniamin Netanjahu nie zrobił nic, by przybliżyć pokój na zasadach tzw. two states solution, czyli współistnienia dwóch bytów politycznych w granicach jednego kraju. Wręcz przeciwnie, prawicowy rząd – a po ostatnich wyborach skrajnie prawicowy – dawał przyzwolenie na nielegalne osadnictwo żydowskie na terenach palestyńskich. Napięcia wewnętrzne doszły do takiego poziomu, że izraelska prasa odwoływała się do pojęcia „pogrom”, by opisać niemal bezkarną działalność osadników wobec palestyńskich sąsiadów. Przemoc rosła. Rósł też wewnętrzny konflikt w obrębie samego społeczeństwa izraelskiego na osi ortodoksi i żydzi zlaicyzowani.

Niemniej w sobotę dostaliśmy dowód, że nie ma żadnej symetrii miedzy działaniami obu stron. Wojsko izraelskie (IDF), nim uderzy w cele cywilne, apeluje do mieszkańców o ewakuację. IDF posługuje się terminem „pukania w dach”, czyli wprowadzoną w 2006 r. praktyką spuszczania niewybuchowego ładunku ostrzegającego mieszkańców, że mają czas na ucieczkę, nim spadną uzbrojone bomby. W Gazie IDF wysyła cywilom SMS-y ostrzegające o planowanych atakach. Po każdej z wojen i operacji wojskowych powoływane są komisje i sądy wojskowe, które wyjaśniają każdą śmierć i rozliczają żołnierzy z nieliczenia się z życiem cywilów.

Z drugiej strony Izrael stosuje rozszerzoną zasadę odpowiedzialności, burząc domy należące do osób, którym udowodniono udział w zamachach na Izrael, co wiąże się z tragediami ich rodzin. Ale nie da się tego w żaden sposób porównać z tym, co widzieliśmy na nieskończonej liczbie filmów z 7 października, gdy dżihadyści atakowali właśnie ludność cywilną, mordując bez względu na wiek, płeć czy stan zdrowia, pokazując, że należą do zupełnie innego kręgu cywilizacyjnego.

Dlaczego Mossad i Szin Bet nie ostrzegły przed przygotowywanym wiele miesięcy atakiem Hamasu na Izrael

Warto wreszcie wyciągnąć wniosek w kwestii konfliktów wewnętrznych. Od niemal roku co sobotę w największych miastach liberalni Izraelczycy protestowali przeciwko tzw. reformom sądownictwa Beniamina Netanjahu. W Polsce doskonale wiemy, co kryje się za pojęciem „reforma sądownictwa” w wykonaniu radykalizującej się prawicy. Rząd forsował zmiany, które obóz liberalny i lewicowy uważał za zagrożenie dla swoich elementarnych wolności. Społeczeństwo izraelskie jest coraz bardziej spolaryzowane, sądy uważane były za strażnika świeckości państwa, który powstrzymywał zapędy religijnej prawicy, by narzucać swe obyczaje większości, ale też czasami blokował decyzje uderzające w wolności religijne, stając na straży ortodoksów.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Atak Hamasu. Izraelski 11 września

Netanjahu, nie zważając na protesty, kontynuował zmiany, osłabiając niezależność sądów. W efekcie kolejne grupy społeczne dołączały do protestów. Najgłośniejszy był ten rezerwistów, którzy ogłosili, że nie stawią się na wezwanie bronić Izraela, który przestaje być demokratycznym i świeckim państwem żydowskim. Teraz zmobilizowano 300 tys. osób, w obliczu zagrożenia polaryzacja na moment osłabła, polityka zeszła na drugi plan. Ale szybko powróci, i to ze zdwojoną siłą. I powrócą pytania, jak to było możliwe, że legendarne służby specjalne: Mossad i Szin Bet nie potrafiły dowiedzieć się o planowanym ataku na Izrael.

Obawiam się, że by uniknąć odpowiedzialności za tę sytuację, premier Netanjahu jeszcze bardziej wzmocni wojnę kulturową, bo tylko ona może ocalić jego władzę. Ale dziś widzimy, jak bardzo polaryzacja osłabia nasze zachodnie społeczeństwa.

Brutalny atak Hamasu na Izrael będzie z pewnością analizowany przez specjalistów od wojskowości i służb specjalnych oraz znawców konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Ale będzie miał on też poważne konsekwencje polityczne i geopolityczne, z których już dziś warto wyciągać wnioski. Tym bardziej że już na bieżąco możemy stwierdzić, iż upadło kilka obecnych w debacie publicznej mitów.

Dlaczego wojna Izraela z Hamasem to też nasza wojna

Pozostało 94% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki