Brutalny atak Hamasu na Izrael będzie z pewnością analizowany przez specjalistów od wojskowości i służb specjalnych oraz znawców konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Ale będzie miał on też poważne konsekwencje polityczne i geopolityczne, z których już dziś warto wyciągać wnioski. Tym bardziej że już na bieżąco możemy stwierdzić, iż upadło kilka obecnych w debacie publicznej mitów.
Dlaczego wojna Izraela z Hamasem to też nasza wojna
Pierwszym jest ten, że to nie jest nasza wojna. Po tym, jak rząd Izraela ogłosił stan wojny z Hamasem, wielu polityków i komentatorów w Polsce ogłaszało, że to nie nasza wojna, a Izrael nie jest naszym sojusznikiem. Tak mówił np. w TVN 24 Krzysztof Bosak z Konfederacji, oburzając się, że politykę dyktuje nam nie nasza racja stanu, ale polecenia z ambasady USA czy Izraela.
Czytaj więcej
Hamas zaatakował 7 października Izrael wykorzystując w ataku naziemnym ok. 1 000, specjalnie wyszkolonych bojowników - informuje Reuters, powołując się na źródło zbliżone do palestyńskiej organizacji rządzącej Strefą Gazy od 2007 roku.
Owszem, Izrael nie jest w NATO, nie wiąże nas też z tym krajem żaden pisany pakt wojskowy. Jednak na wiele sposobów jesteśmy z nim związani. Pomijając już nawet kwestie historyczne, jesteśmy częścią tego samego Zachodu. Każdy, kto odwiedzi Bliski Wschód, od razu zrozumie, dlaczego mimo wszystkich różnic należymy do tego samego kręgu cywilizacyjnego co Izrael, ale już nie jego sąsiedzi. W dodatku Izrael walczy z tym samym islamskim terroryzmem, którego tak obawiają się Polacy, a szczególnie partia rządząca robiąca z tematu migracji z krajów arabskich jeden z głównych tematów kampanii wyborczej. Podobnie jak radykalnie prawicowa Konfederacja.
Co łączy Polskę i Izrael?
Ważne są zresztą nie tylko nasze sojusze, ale również sojusze naszych przeciwników. Największym zagrożeniem dla Izraela jest Iran, który – jak wiemy – maczał palce w zbrojnej napaści Hamasu z 7 października. Zarówno Hamas od zachodu, jak i Hezbollah z północy to wrogowie Izraela wspierani aktywnie przez Iran. Kraj, który przekazuje broń Rosji do atakowania Ukrainy, która – choć też nie ma z nami formalnego sojuszu – prowadzi po części „naszą” wojnę. Bez pomocy ze strony Teheranu Rosja radziłaby sobie w Ukrainie jeszcze gorzej.