Łukasz Warzecha: Polska traci wiarygodność jako partner

Blisko do bankructwa polityki rządu PiS, wspieranej przez Andrzeja Dudę.

Publikacja: 26.04.2023 03:00

Zbigniew Rau w Sejmie

Zbigniew Rau w Sejmie

Foto: PAP/Leszek Szymański

Nie ma zbiegów okoliczności, są tylko znaki – można by sentencjonalnie powiedzieć. Tak się złożyło, że 13 kwietnia, gdy szef polskiego MSZ wygłaszał w Sejmie exposé, na portalu magazynu „Foreign Affairs” ukazał się artykuł Richarda Haasa i Charlesa Kupchana zatytułowany „Zachód potrzebuje nowej strategii na Ukrainie. Plan na przejście z pola bitwy do stołu negocjacyjnego”.

Autorzy tekstu nie są przypadkowymi publicystami. Haas, zajmujący się sprawami międzynarodowymi przez całą swoją zawodową karierę, w tym jako członek administracji George’a W. Busha, to szef Council on Foreign Relations (CFR), jednej z najważniejszych instytucji zajmujących się w USA polityką zagraniczną, mającej za sobą ponad 100-letnią historię. Kupchan, obecnie także związany z CFR, był wcześniej powiązany z demokratycznymi administracjami Baracka Obamy i Billa Clintona. To ważne, bo oznacza to, że pod tezami postawionymi w tekście podpisało się dwóch analityków w swojej karierze związanych z dwoma amerykańskimi obozami politycznymi. Oznacza to również, że ich artykuł jest czymś więcej niż tylko zwykłą opinią. Ma walor programowy i z dużym prawdopodobieństwem odbija sposób myślenia znacznej części amerykańskiej elity.

Sprzeczne z dyplomacją

Pomiędzy tonacją wystąpienia ministra Raua a wydźwiękiem tekstu Haasa i Kupchana kontrast jest potężny. Można odnieść wrażenie, że choć tematem jednego i drugiego była wojna rosyjsko-ukraińska, to szef polskiego MSZ i amerykańscy analitycy żyją w dwóch różnych rzeczywistościach, pomiędzy którymi brak połączenia.

Czytaj więcej

Łukasz Warzecha: Tęsknota za Dyzmą

W wystąpieniu ministra Raua uderzało, że choć było to wystąpienie o całości polskiej polityki zagranicznej, niemal każdy jej aspekt był recenzowany i oceniany wyłącznie poprzez kryterium wojny w Ukrainie. Tak szef MSZ oceniał relacje z Francją, Niemcami, oczywiście Stanami Zjednoczonymi, z Chinami, ale także z państwami, których ta wojna nie dotyczy, które nie są nią zainteresowane i nie mają żadnego powodu, aby się wobec niej określać. Rau oznajmił: „Stosunek naszych partnerów do rosyjskiej agresji na Ukrainę oraz poziom ich zaangażowania w udzielanie jej pomocy w odpieraniu agresji są dla nas podstawowym kryterium określającym zakres i intensywność naszej współpracy dwustronnej w najbliższej perspektywie”.

To zadziwiająca deklaracja, gdyby bowiem potraktować ją poważnie, należałoby uznać, że Polska powinna znacząco ograniczyć swoje stosunki nie tylko z Węgrami, ale też z Brazylią czy Indiami – o których pan minister wypowiadał się ciepło – a także z Arabią Saudyjską, która mocno zbliżyła się z Rosją, a która poprzez Saudi Aramco stała się strategicznym partnerem Orlenu. Już w tym passusie pobrzmiewa nastawienie, które jest sprzeczne z istotą dyplomacji. Jest nią bowiem poszukiwanie alternatyw, okazji do realizacji interesu własnego państwa i niezamykanie się na różne scenariusze. Tymczasem wystąpienie szefa MSZ było zbudowane na założeniu bezalternatywności wobec jednego wymarzonego scenariusza rozwoju wypadków, w którym Rosja zostaje „rzucona na kolana”.

Linia bez zmian

Najdobitniej pokazuje to następujący fragment wystąpienia Zbigniewa Raua: „Polski rząd trwa na stanowisku, że tak długo jak Rosja nie zakończy swojej agresji na Ukrainę, nie wycofa swoich wojsk z międzynarodowo uznawanego ukraińskiego terytorium, to znaczy także z Półwyspu Krymskiego, będzie pozostawać poza wspólnotą cywilizowanych narodów i będziemy do tego w naszej polityce dążyć, zwalczając przedwczesne propozycje odbudowywania mostów z Rosją”.

Nie ma tu pojawiającej się w ustach polityków PiS deklaracji, że nieakceptowalny jest pokój bez całkowitego wycofania się Rosji z Ukrainy, ale niewiele to zmienia. Linia nadal pozostaje maksymalistyczna. I może sprawić, że już wkrótce Polska – która i tak, wbrew tromtadracji obecnej ekipy, nie jest bynajmniej w centralnym miejscu wydarzeń jako podmiot – znajdzie się całkowicie na marginesie.

Tak będzie, jeśli zrealizuje się scenariusz kreślony przez dwóch Amerykanów. Tekst Haasa i Kupchana naszych rodzimych idealistów może wręcz porażać otwartością w deklarowaniu konieczności zadbania o interes USA. To prawda, że autorzy nawołują Zachód, aby wspomógł dziś Ukrainę tak mocno, jak się da – ale dlatego, że – jak stwierdzają – najbliższe miesiące to jej ostatnia szansa na dokonanie postępów na froncie. Okno możliwości dla Kijowa zaczęło się już zamykać.

Za najbardziej prawdopodobny wariant zakończenia działań Amerykanie uznają model koreański, czyli rozejm zamrożony na długi czas. Dodają natychmiast, że nie jest to idealny wynik wojny, ale wobec jej dramatycznie rosnących kosztów jest lepszy niż przeciągający się konflikt. Zauważmy, że takie podejście jest intensywnie oprotestowywane przez praktycznie cały polski obóz rządzący i dużą część opozycji.

Czytaj więcej

Łukasz Warzecha: Polityczna uzurpacja

Dalej jest jeszcze mniej dyplomatycznie. Haas i Kupchan piszą, że Ukraina może chcieć odrzucić wariant negocjacyjny, zakładający zachowanie przez Rosję jakiejś części zdobyczy z obecnej fazy wojny, ale – zauważają – nie byłby to pierwszy raz, gdy partner zależny od USA buntowałby się przeciwko presji na zmniejszenie swoich aspiracji. W takim razie – piszą autorzy tekstu – wsparcie dla Ukrainy na obecnym poziomie nie mogłoby zostać utrzymane, szczególnie gdyby Rosja godziła się na rozejm. A Ukraina wsparcia potrzebuje, aby zachować wciąż przeważającą część swojego terytorium.

Trudno tego fragmentu nie odczytywać jako lekko tylko zawoalowanego ultimatum amerykańskiej elity wobec Kijowa: jeśli będziecie brykać, utniemy wam pomoc i będziecie mieli problem z zabezpieczeniem nawet tej części terytorium, jaka pozostanie wam wskutek negocjacji.

Artykuł w „Foreign Affairs” kończy się wywodem właściwie już nawet nieposługującym się językiem dyplomacji.

„Przez ponad rok Zachód pozwalał Ukrainie w swoim imieniu definiować sukces w tej wojnie i ustalać jej cele. Ta polityka, niezależnie od tego, czy miała sens na początku konfliktu, wyczerpała się. Jest niemądra, ponieważ cele Ukrainy wchodzą w konflikt z innymi interesami Zachodu. Jest też niemożliwa do utrzymania, gdyż koszty wojny rosną, a zachodnie społeczeństwa i rządy są wyczerpane ciągłym udzielaniem poparcia. Jako globalne mocarstwo Stany Zjednoczone muszą uznać, że maksymalistyczne zdefiniowanie interesów w tym konflikcie stworzyło taktykę, która w coraz większym stopniu jest sprzeczna z innymi amerykańskimi priorytetami”.

Bezalternatywny ton PiS

Zestawmy ten twardy realizm i jego potencjalne skutki z bezalternatywnym tonem wypowiedzi polskich polityków. Wbrew emfatycznym wynurzeniom ministra Raua, zawartym w jego wystąpieniu, USA nie kierują się poczuciem misji tworzenia „wolnego świata”, ale swoim twardym interesem. Amerykańska elita rozumie ten interes jako doprowadzenie do zakończenia działań zbrojnych najdalej w ciągu paru miesięcy – i wysyła takie sygnały do Moskwy. Jeśli tak się stanie, będzie to oznaczało spektakularne bankructwo jednowymiarowej polityki rządu Mateusza Morawieckiego, wspieranej przez prezydenta Andrzeja Dudę. Polska z bagażem swojego harcownictwa i wojennymi pokrzykiwaniami nie będzie widziana jako partner wiarygodny, wygodny i potrzebny w momencie, gdy faktyczni animatorzy wojny zaczną układać na nowo swoje trudne, ale konieczne relacje.

Autor jest publicystą „Do Rzeczy”

Nie ma zbiegów okoliczności, są tylko znaki – można by sentencjonalnie powiedzieć. Tak się złożyło, że 13 kwietnia, gdy szef polskiego MSZ wygłaszał w Sejmie exposé, na portalu magazynu „Foreign Affairs” ukazał się artykuł Richarda Haasa i Charlesa Kupchana zatytułowany „Zachód potrzebuje nowej strategii na Ukrainie. Plan na przejście z pola bitwy do stołu negocjacyjnego”.

Autorzy tekstu nie są przypadkowymi publicystami. Haas, zajmujący się sprawami międzynarodowymi przez całą swoją zawodową karierę, w tym jako członek administracji George’a W. Busha, to szef Council on Foreign Relations (CFR), jednej z najważniejszych instytucji zajmujących się w USA polityką zagraniczną, mającej za sobą ponad 100-letnią historię. Kupchan, obecnie także związany z CFR, był wcześniej powiązany z demokratycznymi administracjami Baracka Obamy i Billa Clintona. To ważne, bo oznacza to, że pod tezami postawionymi w tekście podpisało się dwóch analityków w swojej karierze związanych z dwoma amerykańskimi obozami politycznymi. Oznacza to również, że ich artykuł jest czymś więcej niż tylko zwykłą opinią. Ma walor programowy i z dużym prawdopodobieństwem odbija sposób myślenia znacznej części amerykańskiej elity.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Szymon Hołownia odda partię Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz. Czy Polska 2050 przetrwa?
Publicystyka
Jerzy Surdykowski: Klęska, zdrada, sukces? Co ma być polską narracją?
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Nowy rok szkolny, stare problemy z kadrą nauczycielską
Publicystyka
Stefan Szczepłek: Wojtek Szczęsny przerósł ojca
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Publicystyka
Wynik wyborów w USA dotyczy nas wszystkich. Harris i Trump mają inne podejście do świata
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki