W listopadzie 1939 r. w dzielnicach zdominowanych przez Żydów w Śródmieściu i na Woli u wylotu niektórych ulic ustawione zostały ogrodzenia oraz tablice ostrzegające o zarazie. To był pretekst do utworzenia getta, a może też realny problem?
W Warszawie po bombardowaniach z września 1939 roku panowały bardzo trudne warunki. Około 10 proc. substancji miejskiej było zniszczone, i to komplikowało codzienne funkcjonowanie mieszkańców, Żydów i Polaków. Brakowało wody, utrudniony był dostęp do żywności. Jednak w tym momencie na terenie ograniczanym murem nie było epidemii. Był to jeden z pretekstów wykorzystywanych przez Niemców, aby wytłumaczyć stworzenie dzielnicy dla Żydów. Później pojawiało się twierdzenie, że jej utworzenie poprawi bezpieczeństwo Żydów. Pojawiło się ono po kwietniu 1940 roku, gdy w Warszawie doszło do przemocy i zajść antysemickich, znanych jako pogrom wielkanocny. Chaim Aron Kapłan w czerwcu 1940 pisał w dzienniku, że „nie ma na razie formalnego getta, ale ono de facto istnieje” – noszone na ramieniu opaski naznaczyły Żydów jako osobną grupę.