Kobosko: Świat się kręci coraz szybciej

Wyścig prezydencki w USA to wybór między rzeczywistością przewidywalną, choć nudną, a rzuceniem się głową w dół do basenu o nieznanej głębi – pisze szef polskiego biura w Atlantic Council.

Aktualizacja: 30.05.2016 19:35 Publikacja: 30.05.2016 16:26

Kobosko: Świat się kręci coraz szybciej

Foto: materiały prasowe

Totalnie zajęci naszą własną polityką podwórkową, skoncentrowani na polsko-polskiej wojnie pozycyjnej, niemal kompletnie tracimy z oczu, to, co dzieje się nawet za bardzo bliskimi granicami. A przecież ten rok jest absolutnie niezwykły. Nagromadzenie istotnych wydarzeń, niepokojących tendencji, zupełnie nowych trendów sprawia, że chce się powtarzać jak mantrę: nic na świecie i w Europie nie będzie takie same jak dotychczas. Nie ma i nie będzie „business as usual”. Wszędzie pachnie zmianą. Czas pokaże, czy w choć niewielkim stopniu będzie to zmiana dobra. Spróbujmy zatem zebrać główne wyzwania, które dziś znalazły się na tym wspólnym stole.

Brexit i Unia

Ostatnie sondaże wskazują, że zwolennicy pozostania Zjednoczonego Królestwa w Unii Europejskiej mają lekką przewagę. Niemniej znaczące (niektórzy twierdzą, że znacznie istotniejsze) są zakłady bukmacherskie, które mówią bardzo jasno, że Brexitu nie będzie. Ale premier David Cameron nie zaśnie do 23 czerwca spokojnie. A my wszyscy razem z nim.

Wyjście z UE tak istotnego kraju jak Wielka Brytania przyniósłby tsunami dla całej Unii. Nie znamy skali takiego kataklizmu, bo nie było precedensów. Ale nacjonaliści wszelkiej maści zacierają ręce: byłby to wstęp do narysowania na nowo mapy Europy, także do tworzenia na bazie silnych regionów krajów nowych. Jednym słowem, do destabilizacji i napięć w skali niewidzianej od pół wieku.

Żeby była jasność: pozostanie Wielkiej Brytanii w UE nie oznaczałoby zachowania status quo. Zaczną się wtedy nowe negocjacje w zakresie zasad, na jakich Londyn będzie chciał współtworzyć przyszłą UE. To logiczne, i lepsze niż przymierzanie się do nowej Unii bez jej kluczowego członka. Zwłaszcza takiego, na którego obecny polski rząd postawił wszystkie pieniądze.

Kryzys uchodźców

To, że temat zniknął z czołówek gazet oznacza tylko tyle, że schowano termometr – ale gorączka nie ustępuje. Podpisanie przez Unię porozumienia z Turcją otwiera drogę do ograniczenia skutków kryzysu – zakładając, że Turcja pozostanie krajem stabilnym i przewidywalnym.

Ale co zrobić z setkami tysięcy ludzi, którzy już trafili do Europy? Z jednej strony stara Europa jest coraz ostrzej podzielona – co widać po równym podziale społeczeństwa austriackiego w mało istotnych, ale symbolicznych wyborach prezydenckich. Widać to będzie w kolejnych wyborach w Niemczech i Francji. Z drugiej strony jest Europa nowa, czyli Grupa Wyszehradzka, która stanęła okrakiem, i ani myśli wesprzeć reszty UE w rozwiązywaniu problemu.

Na krótką metę jest to skuteczne i dobrze odbierane przez własne elektoraty, na dłuższą – zemści się na maruderach. Jedność i pomocniczość Unii najbardziej potrzebna jest tym słabszym – a nie wielkim, którzy jakoś sobie poradzą. A sami dobrze wiemy, że mamy dziś z UE pod górę, niejedne jeszcze kary i postępowania kontrolne przed nami.

Dla Polski kryzys uchodźców ma szczególnie znaczenie – żyjemy w społeczeństwie jednolitym narodowościowo i religijnie, nie znamy obcych, boimy się ich, nie chcemy widzieć przy jednym stole. Ale demografia i zmiany na rynku pracy wymuszą na nas otwarcie, nie tylko na chrześcijan i nie tylko na Słowian. To nie jest czy, tylko kiedy i jak.

Kampania w USA

Europejczycy patrzą z rosnącą fascynacją, także z pewnym Schadenfreude na to, co dzieje się za Atlantykiem. Nie rozumiemy, jak najsprawniej działająca struktura biurokratyczna w demokracji mogła urodzić taki zestaw kandydatów na najważniejszy urząd świata. Nie jest to rzecz jasna żaden wybór między dżumą a cholerą. Jest to wybór między światem przewidywalnym, choć nudnym – a rzuceniem się głową w dół do basenu o nieznanej głębi.

Z jednej strony kandydatka establishmentowa, którą najpoważniejsze instytucje USA ostro atakują za „skandal mailowy”. Z drugiej kandydat, który kocha wszystkich obrażać i wszystko negować – za co zbiera poklask tłumów. W lipcu Donald Trump zostanie zatwierdzony jako kandydat oficjalny, i wtedy żarty się skończą. Trzeba będzie wskazać kandydata na wiceprezydenta i członków przyszłej ekipy rządowej. Wtedy okaże się, czy rzeczywiście hasła wiecowe mają stać się częścią nowej polityki Białego Domu, czy też była to zwykła gra na usunięcie kontrkandydatów. Z polskiej perspektywy doświadczona Hillary Clinton wydaje się znacznie pewniejsza, niż izolacjonistyczny, chwilami jawnie prorosyjski Trump. Ale to nie my wybieramy.

Przyszłość NATO i obronność

Jesteśmy niezwykle dumni, że w lipcu do Warszawy zjadą wszyscy wielcy świata, by wspólnie radzić o strukturze bezpieczeństwa i reagowaniu za nowe ryzyka. Wiemy mniej więcej, jakie będą ustalenia Szczytu NATO, bo te zapadły wcześniej na spotkaniach szefów dyplomacji i resortów obrony. Ale to jeszcze za mało, by już uznać Szczyt w Warszawie za historyczny i udany. Będzie tak, jeśli sprzymierzeni rzeczywiście pokażą w Warszawie jedność, w obliczu ryzyk związanych tak z flanką wschodnią, jak i południową. A o tę jedność nie jest łatwo. Choćby w relacjach z Rosją: kraje naszego regionu są jastrzębiami, inni chcą mieć dla Rosji zarówno kij, jak i marchewkę. Rosja, nawet Rosja Putina, liczy się w grze przeciw globalnym zagrożeniom.

NATO chce i powinno móc się rozwijać, poziom zagrożeń wymusza wzrost nakładów na obronność, nie tylko w krajach bezpośrednio frontowych, takich jak Polska. No właśnie, nakłady na obronność. W ostatnich miesiącach bardzo wiele dowiadujemy się o tworzeniu oddziałów obrony terytorialnej – ten temat zdominował publiczne działania MON. Dużo mniej wiemy o kontynuacji procesu modernizacji technicznej polskiej armii, o zmianach w tym programie (wiemy tylko, że mają nastąpić), o rozstrzygnięciach dawno ogłoszonych i opóźnionych przetargów. Chciałoby się widzieć takie jasne, kluczowe dla naszego bezpieczeństwa deklaracje jeszcze przed Szczytem NATO w Warszawie.

Rosja i Ukraina

Uwolnienie Nadii Sawczenko to doniosły fakt, przecinający największy personalny wrzód w relacjach ukraińsko-rosyjskich. To akt dobrej woli Rosji – bo przecież nie chodziło jej o odzyskanie dwóch specnazowców. Ale od tego wiedzie daleka droga do zakończenia wojny, jaką Rosja ponad dwa lata temu wytoczyła sąsiadowi.

Ukraina nie może funkcjonować jako jeden organizm państwowy, bez stabilizacji w Donbasie, i bez powrotu Krymu. Niemożliwe? Absolutnie nie. Trudne? Oczywiście. Ale trwałe usankcjonowanie obecnej sytuacji byłoby przyznaniem Rosji racji – co jej obszaru wpływu i co do prawa do użycie siły celem zaspokajania własnych roszczeń.

Za wcześnie zatem by ogłaszać triumf, za wcześnie – jak chcą tego np. niektórzy politycy niemieccy, luzować, czy wręcz znosić sankcje ekonomiczne. Obaj nasi wschodni sąsiedzi są dziś w fatalnej sytuacji gospodarczej, z powszechnie znanych oczywistych przyczyn. Powinniśmy wspierać Ukrainę w jej działaniach reformatorskich – to ważne dla naszego własnego bezpieczeństwa i rozwoju. Ale też nie możemy odwracać się tyłem do Rosji i udawać, że jej nie ma. Jest to dla nas co najmniej tak samo ważny partner gospodarczy, jak dla koncernów niemieckich, włoskich czy francuskich.

Bezpieczeństwo energetyczne

Od lutego ropa drożeje, z nieco ponad 30 dolarów cena baryłki wzrosła już do 50 dolarów. Na wykresie wieloletnim nie wygląda to jeszcze jednoznacznie, ale analitycy radzą zapomnieć o ropie za bezcen. Prognozują 70-80 dolarów do końca roku. Efekty będą wielorakie i niezwykle znaczące dla światowego rynku surowców. Dla relacji surowcowych USA-Unia-Chiny, dla proporcji mixu ropa-gaz-węgiel-atom, dla perspektyw odnawialnych źródeł energii.

15 maja 2016 roku był historycznym dniem. W ową niedzielę pierwszy raz w historii 100 proc. niemieckiego zapotrzebowania na energię pochodziło ze źródeł odnawialnych, słonecznych i wiatrowych. W Polsce sprawy idą w innym kierunku: energia wiatrowa ma coraz trudniej, rząd jej wyraźnie nie lubi i chce krok po kroku eliminować (nie dać się inaczej czytać projektu resortu energii). Dyskusja o atomie zanikła. Koncentrujemy działania i lobbing wokół węgla, tak nielubianego przez Unię Europejską. To będzie w najbliższych latach pole chyba największego konfliktu Polska kontra świat zachodni.

Rewolucja cyfrowa

Nadużywanie terminu „rewolucja” bywa drażniące. Ale w tym przypadku jest to określenie trafne i najwłaściwsze. Na przełomie wieków pojawiła się „bańka internetowa”, która pękła z wielkim hukiem. Dziś ludzie i firmy są mądrzejsi. Internet nie jest już dodatkiem czy nakładką, ale kręgosłupem gospodarki. Powstały na nim fortuny w Dolinie Krzemowej, które przez swoje działania kłują w oczy władze unijne.

Prawda jest jednak taka, że jeszcze nigdy nie było możliwości tak szybkiego rozwijania firm, zdobywania klientów i rynków, budowania konkurencyjnej siły państw, które nie porażają rozmiarami czy potęgą militarną. To czas bezprecedensowego dostępu do informacji, łatwości w korzystaniu z usług, rewolucji w komunikacji między ludźmi, między ludźmi i firmami. Samochody bez kierowców i wyłącznie na prąd, gigantyczne drony rozsiewające internet ze stratosfery, rzeczywistość wirtualna, która zrywa z ograniczeniami świata realnego. To wszystko ma swoją cenę – i już ją płacimy w postaci narastającej fali cyber-ataków. Zagrożone są i będą nasze dane, nasza prywatność, nasze pieniądze. Płacimy podatek za nowoczesność.

Powyższe to rzecz jasna tylko fragment wyzwań, z którymi zmaga się dziś świat, i w szczególności wspólnota atlantycka. Wymieniam te tematy, bo właśnie nimi zajmie się kolejna edycja Wrocław Global Forum, największej w Polsce transatlantyckiej konferencji eksperckiej, którą Atlantic Council organizuje od siedmiu lat wspólnie z Polskim Instytutem Spraw Międzynarodowych i Miastem Wrocław. Zapraszam do Wrocławia, tu przez kilka najbliższych dni znajdzie się centrum dyskusji o teraźniejszości i bliskiej przyszłości świata.

Autor jest dyrektorem Wrocław Global Forum i szefem polskiego biura w waszyngtońskim think-tanku Atlantic Council

Totalnie zajęci naszą własną polityką podwórkową, skoncentrowani na polsko-polskiej wojnie pozycyjnej, niemal kompletnie tracimy z oczu, to, co dzieje się nawet za bardzo bliskimi granicami. A przecież ten rok jest absolutnie niezwykły. Nagromadzenie istotnych wydarzeń, niepokojących tendencji, zupełnie nowych trendów sprawia, że chce się powtarzać jak mantrę: nic na świecie i w Europie nie będzie takie same jak dotychczas. Nie ma i nie będzie „business as usual”. Wszędzie pachnie zmianą. Czas pokaże, czy w choć niewielkim stopniu będzie to zmiana dobra. Spróbujmy zatem zebrać główne wyzwania, które dziś znalazły się na tym wspólnym stole.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki