Częstochowa nie widzi pożytku z pielgrzymek i turystyki

Marek Balt, przewodniczący Rady Miasta w Częstochowie

Publikacja: 15.08.2011 19:26

Marek Balt, przewodniczący Rady Miasta w Częstochowie

Marek Balt, przewodniczący Rady Miasta w Częstochowie

Foto: Rzeczpospolita

Rządzące w Częstochowie SLD chce wprowadzić opłaty dla pielgrzymów. Pan jest autorem pomysłu...

Marek Balt:

Nie. To skrót myślowy, który zaczęli stosować dziennikarze. Nie chcę pobierać opłat od pielgrzymów, tylko od wszystkich turystów.

Ale to chyba usprawiedliwiony skrót myślowy. Jaką część turystów w Częstochowie stanowią pielgrzymi?

Nie mamy takich danych. W każdym razie nie chcemy nikogo dyskryminować. Każdy, kto do nas przyjedzie, będzie musiał płacić bez względu na to, czy jest pielgrzymem, czy nie. Potrzebujemy pieniędzy, a do Częstochowy przyjeżdża łącznie 3,5 – 4 mln turystów rocznie.

Czy miasto nie zarabia na nich wystarczająco dużo?

Problem w tym, że miasto nic na nich nie zarabia.

A co z restauratorami, hotelarzami, właścicielami campingów i taksówkarzami, którzy na nich zarabiają i płacą podatki w Częstochowie?

Rzeczywiście, są z tego jakieś przychody, chociaż nie wiemy dokładnie, jakie. Ale jednocześnie miasto ponosi ogromne koszty obsługi turystów. Płacimy za zapewnienie im bezpieczeństwa, za pogotowie ratunkowe, szpitalny oddział ratunkowy, oddziały szpitalne, które obsługują turystów, straż miejską, za wywóz ich śmieci i wiele innych. Wyłożyliśmy mnóstwo pieniędzy na infrastrukturę turystyczną wokół Jasnej Góry, za 24 mln złotych naprawiliśmy drogi, które do niej prowadzą, za 15 mln wyremontowaliśmy parki dookoła niej. W tej chwili remontujemy reprezentacyjną aleję Najświętszej Maryi Panny za około 60 milionów. To są potężne pieniądze z podatków częstochowian.

Czy mieszkańcy miasta nie korzystają z tych inwestycji?

Korzystają, ale realizujemy je w głównej mierze dla turystów.

Z tego, co pan mówi, wynika, że dla Częstochowy pielgrzymi to tylko kłopot.

Mieszkańcy Częstochowy nie widzą korzyści z turystyki, ja też ich nie widzę.

Czyli najlepiej by było, gdyby nikt nie przyjeżdżał.

Nie. Chciałbym, żeby przyjeżdżało do nas jak najwięcej ludzi, ale miasto musi na tym zarabiać. Kłopot w tym, że co roku liczba odwiedzających Częstochowę spada o ok. 100 tys. Żeby odwrócić ten trend, potrzebujemy pieniędzy na profesjonalną promocję miasta, poprawienie stanu dróg, przygotowanie godnej infrastruktury turystycznej. Miasto jest obecnie zadłużone, a nie chcemy zwiększać podatków. Z opłat dla turystów mielibyśmy dodatkowe półtora miliona złotych rocznie, które moglibyśmy przeznaczyć na powyższe cele.

Pielgrzymi to w dużej części studenci, bezrobotni, emeryci. Nakładanie na nich dodatkowych opłat nie wygląda na postulat zgodny z lewicową wrażliwością społeczną.

To obiegowa opinia, że większość osób odwiedzających Częstochowę to studenci, bezrobotni i ubodzy. Gdyby tak było, to trzeba by przyjąć, że wszyscy bezrobotni z Polski co najmniej dwa razy w roku odwiedzają Częstochowę, idąc pieszo. Należy pamiętać, że w pielgrzymkach pieszych do Częstochowy przybywa około 250 tys. osób, reszta – ponad 3,5 miliona osób przyjeżdża do miasta prywatnymi samochodami i autokarami w zorganizowanych wycieczkach. W większości miast turystycznych, takich jak Kraków czy Warszawa, już dawno wprowadzono podatek od turystów, tzw. opłatę klimatyczną. Dokładnie to samo chcemy zrobić w Częstochowie. Wprowadzenie takiej opłaty jest zgodne z moim sumieniem – uważam, że niesprawiedliwością jest obciążanie mieszkańców Częstochowy kosztami obsługi turystów. Jestem radnym Częstochowy i działam w interesie mieszkańców miasta, których pieniądze są od lat wydawane na obsługę turystów zamiast na place zabaw dla dzieci i remonty dróg pod domami zwykłych ludzi. Poza tym opłaty będą niewielkie: za każdą noc spędzoną w mieście dorośli będą płacić 2 zł, a dzieci i studenci złotówkę.

Może warto je przerzucić na tych, którzy zarabiają na pielgrzymach?

Z pielgrzymami jest ten problem, że przyjeżdżają do nas z własnym prowiantem. Kupują głównie w sklepach powiązanych z klasztorem. Miasto mało na tym zarabia, bo większość tych zysków przekazywana jest na nieopodatkowaną działalność religijną. Częstochowa po prostu nie zarabia na turystach.

Jaką część budżetu miasta stanowią wpływy z turystyki?

Nie mamy dokładnych wyliczeń, bo na ten moment nie ma możliwości przeprowadzenia ewidencji.

Skoro nie ma wyliczeń, to dlaczego twierdzi pan, że miasto nie zarabia? Państwo nie wiedzą, jaka część turystów w Częstochowie to pielgrzymi, jakie są wpływy z turystyki i jaki wpływ na ruch turystyczny będzie miało wprowadzenie opłat. Może warto to policzyć?

To nie zostało policzone, bo poprzednie władze klęczały przed funkcjonariuszami Kościoła i nie prosiły Jasnej Góry o żadne dane. To był temat tabu. My chcemy rozmawiać z Jasną Górą na zasadach partnerskich, będziemy się konsultować z paulinami.

Którzy mówią, że częstochowskie SLD idzie na wojnę z Kościołem.

Niech sobie przypomną słowa Jezusa: „Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie". Niech nabiorą trochę pokory i przestaną zachowywać jak faryzeusze. Jasna Góra to teraz wielki biznes. Przestaje być kościołem, zaczyna przypominać świątynię jerozolimską, z której Jezus wyrzucił kupców.

Z takiego stanowiska będą państwo prowadzić te partnerskie rozmowy?

Podobnie jak wielu moich kolegów z partii jestem wierzącym i praktykującym katolikiem. Oburza mnie to, co się dzieje z Jasną Górą. Rzeczy trzeba nazywać po imieniu.

—rozmawiał Adam Tycner

Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa
Publicystyka
Marek Migalski: Rafał Trzaskowski, czyli zmienny jak prezydent
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Niewidzialna wojna Watykanu o wiernych na Wschodzie
Publicystyka
Jan Romanowski: Z Jana Pawła II uczyniliśmy kremówkę, nie zróbmy z Franciszka rewolucjonisty z młotem