Aleksandra Brodsky, główna autorka opracowania przekonuje, że "stealthing" jest formą napaści seksualnej i powinien być traktowany w taki sposób, w jaki traktuje się inne tego typu czyny.
Brodsky twierdzi, że w sieci powstają grupy, w których członkowie zachęcają kolejnych mężczyzn do podjęcia wyzwania i dołączenia do grona osób, które dopuściły się "stealthingu". Jak pisze "New York Post" takie osoby uważają, że "rozsiewanie nasienia" jest prawem mężczyzny.
Autorka opracowania podkreśla, że chciałaby zmienić sposób podejścia do tego zjawiska - według niej w przypadku "stealthinghu" należy mówić o "przemocy" i przestępstwie seksualnym.
W artykule wypowiada się m.in. Rebecca, doktorantka, która pracuje w linii telefonicznej udzielającej pomocy ofiarom gwałtu. Kobieta twierdzi, że w ostatnim czasie coraz więcej dzwoniących na tę linię kobiet zgłasza, że padły ofiarą "stealthingu". Sama Rebecca przyznaje, że również doświadczyła "stealthingu".
- Wszystkie te historie są podobne. Kobiety mówią, że nie są pewne, czy zostały zgwałcone. Czują się napastowane, ale brakuje im słów na określenie tego zjawiska - tłumaczy Rebecca.