Pytają mnie nieraz, czy będąc w odległym świecie, tęsknię za polską kuchnią. Zdecydowanie nie, ale gdy wracam do kraju, to rzeczywiście rozglądam się trochę za bigosem, żeberkami w miodzie, kaszanką czy śledziami. Ale powiedzmy sobie szczerze, coraz trudniej jest wzdychać do naszych tradycyjnych specjałów. Nie jemy zdrowo. I nie chodzi tu o swoistość naszej kuchni – tłustej i ciężkiej, tylko o potrawy, które już dawno nie są ani naturalne, ani zdrowe. Moja małżonka Linda twierdzi, że polska żywność jest apetyczna i godna uwagi głównie w reklamach.
Nieczysty interes
Budowany latami mit o rodzimych wiktuałach już dawno legł w gruzach. Są one nie tylko niskiej jakości, ale i niebezpieczne, bo zawierają tony antybiotyków, groźne bakterie i zanieczyszczenia. Wyniki kontroli Najwyższej Izby Kontroli są druzgocące, inspektorzy w swoich raportach nie zostawiają suchej nitki na producentach. Twierdzą, że dary boże, które trafiają na nasze stoły, często w ogóle nie powinny znaleźć się w sklepach, bo mogą być wręcz groźne dla zdrowia i życia konsumentów. Kebaby z ptasią grypą, salmonellą czy podrobiona strawa to codzienność ojczystych spożywców. Audyty Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny pokazują, że w kraju nad Wisłą rzadko możemy mieć pewność, że to, co jemy, jest świeże i zdrowe, niepodrabiane i przechowywane w odpowiednich warunkach.
Czytaj więcej
W okresach świątecznych raptownie rośnie aktywność autorów zajmujących się kulinariami. Kulebiak,...
Deprymujące jest to, że chociaż NIK wraca od czasu do czasu do tego tematu, nikt nie ponosi za to odpowiedzialności. Kuleje nadzór nad produkcją i sprzedażą prowiantu. System kontroli jest dziurawy, a one same są iluzoryczne, rzadkie i mało skuteczne. Producenci i handlowcy przyłapani na oszustwie płacą zwykle mało znaczące grzywny i nieczysty interes wciąż będzie opłacalny. To zachęca hodowców do używania niedozwolonych stymulatorów wzrostu i karmienia zwierząt złej jakości paszą oraz rolników do przekraczania norm w użyciu środków chemicznych, mających teoretycznie chronić rośliny przed szkodnikami. Wprawdzie problem dotyczy całej Europy, ale kraj nad Wisłą negatywnie wyróżnia się na tle innych państw.
Trzy pudełka proszku do prania
Niegdyś kurczak rósł pół roku, dzisiaj dorasta w półtora miesiąca. O parówkach nawet nie wspominam. A pieczywo? W dobie masowej, szybkiej produkcji pachnące i smaczne bułki, chleb, bagietki stały się rzadkością i nie mają wiele wspólnego z dawnym pieczywem. Nowoczesne, „szybkie” pieczywo kuszące fałszywą powłoką, jaką jest chrupiąca skórka, piecze się z głęboko mrożonego ciasta i, co tu dużo mówić, bardzo często jest niezjadliwe. Na stoiskach garmażeryjnych mięso regularnie „odświeża się” fosforanami. Jakiś naukowiec policzył, że razem z chlebem, wędlinami i nabiałem zjadamy w ciągu roku około dwóch kilogramów środków chemicznych. To tyle, co trzy pudełka proszku do prania. Nie można mieć zaufania nawet do produktów eko. Ileż to słyszymy bajeczek o bio, organic, produktach kilkakrotnie droższych od zwykłych. Inspekcje handlowe poświadczają, że kilkadziesiąt procent kontrolowanych placówek sprzedaje wytwory niespełniające unijnych norm dotyczących produkcji ekologicznej. Trudno się zatem dziwić, że pięć lat temu Polska znalazła się na dalekim, 19. miejscu, jeśli chodzi o jakość żywności w Unii Europejskiej.