Poselski projekt nowelizacji kodeksu karnego wniesiony do Sejmu przez Andrzeja Adamczyka i Rafała Webera, którzy w poprzednim rządzie kierowali Ministerstwem Infrastruktury, przewiduje wprowadzenie „zabójstwa drogowego”, jako kwalifikowaną postać wypadku. Od 12 lat pozbawienia wolności do dożywocia ma grozić kierującego pojazdem (tak w ruchu lądowym, jak wodnym i powietrznym), który „nie licząc się ze skutkami swojego czynu” powoduje śmierć człowieka
- będąc w stanie nietrzeźwości lub
- będąc pod wpływem środka odurzającego lub
- w wyniku prowadzenia pojazdu bez uprawnień albo pomimo cofnięcia uprawnień.
Czytaj więcej
Po wprowadzeniu nowego typu przestępstwa spora część czynów, które dziś stanowią wykroczenie, mogłaby być kwalifikowana jako usiłowanie zabójstwa – zwracają uwagę prawnicy.
Jak czytamy w uzasadnieniu, „na podstawie nowych przepisów wymiar sprawiedliwości będzie mógł przyjąć, że sprawca zabójstwa w ruchu komunikacyjnym „(..) działał umyślnie, jeżeli kierował pojazdem w stanie nietrzeźwości lub będąc odurzonym i było mu obojętne czy inni uczestnicy ruchu przeżyją jego jazdę w takim stanie”. Projektodawcy liczą, że ta nowa konstrukcja prawna umożliwi sądom sprawne orzekanie o winie sprawców najcięższych wypadków drogowych, które kończą się śmiercią przypadkowych osób.
Kara równie surowa jak za ludobójstwo
- Kłopot polega na tym, że ten fragment uzasadnienia dość mocno rozmija się ze sformułowaniem, którym posługują się projektodawcy w treści projektowanego art. 173a k.k.. Gdyby brać za dobrą monetę ich intencję opisane w uzasadnieniu, to śmiało można byłoby bronić tezy, że w takich przypadkach już w tej chwili można skazywać takich sprawców za umyślne zabójstwo z art. 148 k.k. Bo jeżeli sprawca obejmował swoją świadomością możliwość pozbawienia kogoś życia i zgodnie z tym sformułowaniem „było mu obojętne, czy inni uczestnicy ruchu komunikacyjnego przeżyją jego jazdę w takim stanie” to mamy do czynienia z tzw. zamiarem ewentualnym – mówi dr Grzegorz Bogdan z Uniwersytetu Jagiellońskiego.