Ekspert o decyzji PKW dotyczącej kampanii PiS: "Kilka zakładów przegrałem"

Gdy Sąd Najwyższy uzna, że nie było podstaw do odrzucenia sprawozdania przez PKW, to taka decyzja zostanie zapewne zignorowana. Podobno minister finansów już zamawia opinie na ten temat, które mają stanowić "podkładkę" - mówi Krzysztof Izdebski, ekspert Fundacji Batorego.

Publikacja: 01.09.2024 11:27

Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, sędzia Sylwester Marciniak oraz członek PKW Ryszard Bal

Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, sędzia Sylwester Marciniak oraz członek PKW Ryszard Balicki

Foto: PAP/Tomasz Gzell

Dobiegł końca pierwszy sezon serialu pt. Badanie sprawozdania finansowego komitetu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. W finale Państwowa Komisja Wyborcza zakwestionowała legalność wydatkowania 3,6 mln zł, co oznacza, że partia będzie musiała zwrócić taką kwotę, dostanie o ponad 10 mln zł mniejszy zwrot wydatków poniesionych na kampanię i o taką samą kwotę zostanie pomniejszona coroczna subwencja wypłacana z budżetu państwa. Jest pan zaskoczony?

Samą decyzją nie, bo już od połowy lipca wiele na to wskazywało, ale co do kwoty, jaka została zanegowana, to przyznam szczerze, że kilka zakładów przegrałem. Przewidywałem, że będzie to ok. miliona zł.  Ten element zaskoczenia stanowi zakwalifikowanie jako element kampanii Zbigniewa Ziobry spotu sfinansowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości o nowelizacji kodeksu karnego, o wartości ponad 2,6 mln zł. Co do tego mam trochę wątpliwości, bo nie jest dla mnie do końca oczywiste, że była to ta forma promocji Zbigniewa Ziobry, którą ściśle można zakwalifikować jako agitację wyborczą. Powiedziałbym, że to jest tak „na granicy”.

Czytaj więcej

PKW uderza po kieszeni PiS. Czy partia może uratować się przed stratą 57,6 mln zł?

Każda partia będąca u władzy ma przewagę w trakcie kampanii i jest bardzo cienka granica pomiędzy działalnością np. ministra, a agitacją wyborczą. Przed ostatnimi wyborami w opinii wielu osób ta granica była przekroczona w sposób nachalny, a i tak wydaje się, że PKW miała problem z tym, by jednoznacznie podciągnąć te zachowania pod przepisy kodeksu wyborczego. Świadczy o tym choćby dwukrotne przekładanie terminu wydania uchwały czy fakt, że nie podjęto jej jednogłośnie.

Rzeczywiście jest to bardzo niejednoznaczne. Przeczytałem uzasadnienie uchwały i nie jest dla mnie do końca jasne, dlaczego uznano ten spot za agitację, a innego nie. Nie chcę powiedzieć, ze doszło do nadinterpretacji, ale to pokazuje, że rzeczywiście mamy problem. Bo dla mnie ewidentne było to, że wykorzystywano zasoby publiczne do wspierania kampanii wyborczej, pytanie czy przy tej konstrukcji przepisów kodeksu wyborczego PKW ma jakieś pole do działania. Oczywiście takie sytuacje, jak namawianie do głosowania przez Jarosława Kaczyńskiego na piknikach wojskowych, jest łatwe do zakwalifikowania i tutaj nie powinno być problemów co do oceny tej sytuacji.

Natomiast problem wykorzystywania zasobów publicznych do promocji kandydatów i komitetów wyborczych jest powszechny. Mówię o zasobach, bo to nie musi się wiązać bezpośrednio z transferami środków finansowych. W przypadku Prawa i Sprawiedliwości działo się to ogromną skalę, ale ja patrzę na to w perspektywie modelu sprawowania władzy przez Zjednoczoną Prawicę, polegającym na budowaniu swojej pozycji właśnie w oparciu o wykorzystywaniu zasobów państwa przy jednoczesnym osłabianiu instytucji. Moim zdaniem nie byłoby to wszystko możliwe, gdyby nie zawłaszczenie Trybunału Konstytucyjnego, dzięki czemu wyeliminowano instytucję, która mogłaby powstrzymać wiele zmian, jak choćby rozmontowanie systemu sądownictwa, który jak się zaraz przekonamy, także w tej sprawie będzie miał ogromne znaczenie.

Przedstawiciele PiS wytykają, że do tej pory PKW nie była aż tak skrupulatna.

Ale do tej pory rzadko się zdarzało, by nowy rząd był tak aktywny w przesyłaniu dodatkowych dokumentów, bo przypomnijmy, że PKW ma ograniczone możliwości „śledcze” i bazuje na tych dokumentach, które zostaną jej udostępnione. Niemniej jednak to, że wszystkie strony sporu są niezadowolone z decyzji PKW, bo jedni uznają, że zakwestionowano zbyt małą kwotę, inni że kara jest za surowa, pokazuje że, członkowie PKW zachowali obiektywizm. Zakwestionowano tylko te przykłady, które ich zdaniem były najmocniejsze.

Czytaj więcej

Sądny dzień dla skarbnika Prawa i Sprawiedliwości. Ile partia może stracić pieniędzy?

Inna sprawa, że obecny model funkcjonowania PKW nie sprzyja obiektywizmowi. Przez lata komisja składała się z sędziów TK, SN i NSA. Teraz na dziewięciu jej członków tylko dwóch jest sędziami, a pozostałych siedmiu wskazuje Sejm.

To już PiS może sam siebie winić, bo wbrew różnego rodzaju protestom w ten sposób zmienił przepisy kodeksu wyborczego, pewnie zakładając, że w dalszym ciągu będzie miał w PKW większość. Moim zdaniem niezależność i apolityczność PKW nie musi koniecznie się opierać na modelu sędziowskim, choć on był dobry o tyle, że dzięki niemu członkowie PKW byli „oprzyrządowani niezależnością”, co wynikało z posiadania przez nich immunitetów.

Jeżeli stawiamy na inny model, który też może być dobry, osoby, które decydują czasami o być albo nie być partii politycznych, muszą mieć jak najdalej idące gwarancje niezależności. A immunitet to zapewnia. Tymczasem jeśli chodzi o możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności, to prawo bardziej chroni prezesa Instytutu Pamięci Narodowej niż członków PKW. To jest sytuacja co najmniej dziwna.

Pamiętajmy też, że sędziowie sprawują swój urząd dożywotnio i nawet po zakończeniu kadencji PKW są, a przynajmniej powinni być, odporni na naciski czy jakiegoś rodzaju zemstę, podczas gdy nawet byśmy przyznali immunitet niesędziowskim członkom PKW, to chroniłby on ich tylko na czas sprawowania funkcji.

Dlatego wskazuję ten immunitet jako absolutne minimum. Model sędziowski się nieźle sprawdzał, choć oczywiście wiemy, a przekonaliśmy się o tym szczególnie w ostatnich latach, że wszystko zależy od ludzi. Jak się okazuje nie ma czegoś takiego jak siła i autorytet instytucji. Każdą można – mówiąc kolokwialnie – w dość łatwy sposób zaorać. Tym nie mniej z uwagi na to, że mówimy o osobach, które mają duży wpływ na życie polityczne, trzeba się zastanowić czy wrócić do modelu sędziowskiego, czy w jakiś inny sposób wzmocnić ich niezależność.

Czytaj więcej

Serial z karą od PKW prędko się nie skończy. Co teraz czeka PiS?

Wracając do konsekwencji samej uchwały – przewodniczący PKW, antycypując treść następnej decyzji, która będzie dotyczyć sprawozdania finansowego z wykorzystania subwencji, już zapowiedział, że odrzucenie sprawozdania komitetu wyborczego automatycznie spowoduje odrzucenie sprawozdania finansowego partii, w efekcie czego partia niebawem utraci subwencję w całości.  

Taka sankcja wynika z ustawy o partiach politycznych. Przesłanką do odrzucenia sprawozdania finansowego partii są również różne korzyści przyjęte z pominięciem funduszu wyborczego. To koleiny dowód na to, jak przykład, jak fatalnie skonstruowane jest prawo. Bo ten sam de facto czyn wpływa zarówno na obniżenie subwencji, jak na odebranie subwencji w całości. Należałoby zatem stworzyć jasne i proporcjonalne przepisy w tym zakresie.

Przejdźmy zatem do drugiego sezonu naszego serialu. Zarówno od czwartkowej uchwały, jak i następnej, tej która prawdopodobnie pozbawi PiS subwencji w całości, przysługuje odwołanie do Sądu Najwyższego. Zgodnie z ustawą o SN rozpoznanie skargi leży w kompetencjach Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, której status jest kwestionowany. I teraz co? Jeśli neosędziowie zasiadający w tej izbie odrzucą uchwałę PKW, to minister finansów, który decyduje o wypłacie dotacji i subwencji, może nie uznać tego orzeczenia? W końcu pośrednio jest on ministrem dzięki decyzji w sprawie wyborów tej właśnie izby.

Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, bo ile SN, rękami sędziów IKNiSP stwierdza ważność wyborów prezydenckich, to w przypadku wyborów parlamentarnych SN może ewentualnie podważyć ich ważność. Decyzja SN w tym aspekcie nie ma aż takiego znaczenia. Natomiast, rzeczywiście w podejściu do neosędziów jest sporo niekonsekwencji, co jest efektem zabagnionego ekosystemu. Dla mnie sprawa jest o tyle oczywista, że mamy wyroki europejskich trybunałów, które jednoznacznie twierdzą, że charakter tej izby i sędziów w niej zasiadających nie pozwala za uznanie ich za niezależny sąd ustanowiony ustawą. Można się spodziewać, że tak samo uzna rząd, a konkretnie w tym przypadku minister finansów. I gdy SN uzna, że albo nie było podstaw do odrzucenia sprawozdania, albo zakwestionowana powinna zostać inna kwota, to taka decyzja zostanie zignorowana. Podobno minister finansów już zamawia opinie na ten temat. Mają stanowić „podkładkę” do tego, by to decyzja PKW była dla niego podstawą do działania.

Koniec końców spór o to, czy Sąd Najwyższy jest Sądem Najwyższym, będzie rozstrzygał minister finansów, a nie tak to powinno działać.

Krzysztof Izdebski

Dochodzimy zatem do sytuacji, w której najpierw jedna władza opanowała sobie Trybunał Konstytucyjny i traktowała go jako maszynkę do przyklepywania kontrowersyjnych ustaw lub zwalczania niekorzystnych, a nowa władza, która nie ma szans na jego odbicie, działa na podstawie zamówionych opinii prawnych, jak to miało miejsce np. ze zmianą na stołki prokuratora krajowego.

W rezultacie wszystko sprowadza się do sytuacji w której, jak w przypadku TVP, ostatecznie o tym, kto stanowi legalną władze, kto jest prezesem, decyduje ochroniarz. A tu koniec końców spór o to, czy Sąd Najwyższy jest Sądem Najwyższym, będzie rozstrzygał minister finansów, a nie tak to powinno działać.

Czyli ten co trzyma kasę. Jak w czasach, gdy nie ważne było, kto wydaje wyrok w TK, ale kto go drukuje.

Dokładnie. Tymczasem rola ministra finansów w tym systemie powinna być czysto techniczno-usługowa, a nie interpretacyjna. To pokazuje w jakim miejscu jesteśmy. Nie zdziwię się, jak PiS będzie chciał w tym sporze wykorzystać TK, kierując np. do niego wniosek o zabezpieczenie, które oczywiście będzie zignorowane przez rząd.

Smutne jest to, że rozmawiamy teraz jakie to będzie miało wpływ dla polityki, dla PiS, a w tle jest totalny bałagan w sądach, który odbija się na obywatelach. I różne teoretyczne kwestie rozważane przez prawników, często w atmosferze zemsty, nie biorą pod uwagę ich interesu. A obywatele z powodu tego całego konfliktu prawnego na górze, są pozbawiani efektywnego instrumentu ochrony swoich praw. Powinno się zrobić wszystko, żeby doprowadzić do jakiegoś kompromisu, aczkolwiek nie mam złudzeń, co do tego, że tak się stanie. Polaryzacja się dobrze sprzedaje i pozwala mobilizować zwolenników. Zwłaszcza, że za progiem kolejne wybory.

Czytaj więcej

PKW nie musi się spieszyć z decyzją ws. sprawozdania PiS. Co z subwencją dla partii?

Co w takim razie należałoby zmienić, by były one równe i by uniknąć takich patologii, z którymi mieliśmy do czynienia?

Należałoby zacząć od tego, że niezbędna jest niezależna prokuratura. Nie możemy oczekiwać, że to PKW będzie rozwiązywała wszystkie patologie polskiego życia publicznego, bo to nie jest jej rola. Choć sama ta instytucja powinna zostać wzmocniona, nie tylko w kwestii wspomnianych immunitetów, ale też kadrowo. Już przy obecnych zadaniach PKW ma ogrom pracy, której nie widać na co dzień, z wszelkimi wyborami, badaniami komitetów etc.

Dopiero wtedy można było rozszerzyć jej kompetencję w ten sposób, by PKW nie tylko analizowała dokumenty, które są jej przedstawione, ale by sama na bieżąco mogła monitorować przebieg kampanii wyborczej i reagować na naruszenia.

Od wielu lat wskazywany jest problem tzw. prekampanii. Oczywiście u nas kampania zaczyna się następnego dnia po wyborach, ale ważne, by w okresie trzech miesięcy przed wyborami to życie polityczne się jakoś wyciszało. Bo te pikniki 800 plus, to dla mnie ewidentny przykład agitacji politycznej poza formalną kampanią.

W jaki sposób PKW miałaby reagować?

Ta reakcja nie musiałaby następować na bieżąco. Dzięki monitorowaniu PKW miałaby przykłady największych potencjalnych naruszeń, na które mogłaby później zwrócić uwagę, badając sprawozdanie finansowe, czy rzeczywiście dane zdarzenia zostało w nim ujęte. Niezbędne jest także wprowadzenie obowiązku dla komitetów prowadzenia dokumentacji w sposób elektroniczny, co znaczenie ułatwiłoby proces ich badania.

A jeśli chodzi o same przepisy? Oprócz wspomnianego ujednolicenia sankcji w postaci obcięcia subwencji?

Wbrew pozorom słynna kwestia wykreślenia przecinka z art. 106 kodeksu wyborczego, który spowodowała, że każdy wyborca może prowadzić agitację bez uzyskania pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego, nie jest aż tak wielkim problemem. Problemem nie jest agitacja prowadzona przez wyborców, lecz przez inne podmioty, takie jak ministerstwa czy spółki Skarbu Państwa. A w tym zakresie system się nie rozszczelnił. On nigdy przed tym nie zabezpieczał. Po drugie wymóg uzyskania pisemnej zgody komisarze przed przystąpieniem do agitowania przez każdą pojedynczą osobę byłby nie do wyegzekwowania.  

Historia z badaniem sprawozdania PiS pokazuje też, jak ważne jest, by sześciomiesięczny termin na wydanie uchwały przez PKW był terminem ostatecznym, a nie instrukcyjnym. Dla partii politycznych bardziej niebezpieczne może być czasami nie wiadomo jak długie oczekiwanie na wydanie decyzji – z uwagi na to, że biorą kredyty, umawiając się na termin spłaty po upływie ustawowych terminów na badanie sprawozdania przez PKW - niż wydanie nawet negatywnej decyzji. Oczywiście musi to być skorelowane ze wzmocnieniem kadrowym PKW.

Wskazywał pan też na problem zbyt dużej odpowiedzialności pełnomocników wyborczych w stosunku do ich uprawnień.

To prawda. Powinniśmy iść raczej w kierunku wprowadzenia większej odpowiedzialności w stosunku do samych kandydatów. W tej chwili nie ma możliwości wycofać kandydata, jeżeli on, mówiąc kolokwialnie, „przegina” i wstawić nowego. To mogłaby być taka forma konsekwencji, którą gdzieś pełnomocnik wyborczy czy komitet wyborczy mogliby wyciągnąć, np. na skutek zawiadomienia PKW złożonego w ramach monitoringu kampanii.

Czytaj więcej

PiS prosi o darowizny i numery PESEL. Co na to RODO i ustawa o partiach?

Dobiegł końca pierwszy sezon serialu pt. Badanie sprawozdania finansowego komitetu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. W finale Państwowa Komisja Wyborcza zakwestionowała legalność wydatkowania 3,6 mln zł, co oznacza, że partia będzie musiała zwrócić taką kwotę, dostanie o ponad 10 mln zł mniejszy zwrot wydatków poniesionych na kampanię i o taką samą kwotę zostanie pomniejszona coroczna subwencja wypłacana z budżetu państwa. Jest pan zaskoczony?

Samą decyzją nie, bo już od połowy lipca wiele na to wskazywało, ale co do kwoty, jaka została zanegowana, to przyznam szczerze, że kilka zakładów przegrałem. Przewidywałem, że będzie to ok. miliona zł.  Ten element zaskoczenia stanowi zakwalifikowanie jako element kampanii Zbigniewa Ziobry spotu sfinansowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości o nowelizacji kodeksu karnego, o wartości ponad 2,6 mln zł. Co do tego mam trochę wątpliwości, bo nie jest dla mnie do końca oczywiste, że była to ta forma promocji Zbigniewa Ziobry, którą ściśle można zakwalifikować jako agitację wyborczą. Powiedziałbym, że to jest tak „na granicy”.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo dla Ciebie
Myśliwi nie chcą okresowych badań. A rząd szykuje ograniczenie polowań
Prawo karne
Prof. Matczak o zatrzymaniu Ryszarda Czarneckiego: Władza lubi pokazać siłę
Płace
Biznes rozczarowany po zaskakującej decyzji rządu. Związkowcy zadowoleni
Sądy i trybunały
Ostre oświadczenie I Prezes SN. Małgorzata Manowska oburzona planami rządu
Zawody prawnicze
Prezydent wręczy nominacje pozostawionym na lodzie absolwentom KSSiP
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne