Dziennikarka, reporterka, kuratorka wystawy „Podróż bohaterek, powstanie kobiet” w Muzeum Powstania Warszawskiego Dla mnie ta fotografia należy do samego centrum opowieści o Powstaniu Warszawskim. Jest też ważną częścią wystawy „Podróż bohaterek, powstanie kobiet”, nad którą pracowałam w Muzeum Powstania Warszawskiego. Do lat 90. tego typu zdjęcia, dotyczące kobiet i codziennych czynności skoncentrowanych wokół dbania o urodę czy ubrania, były prezentowane jako rodzaj kuriozum, ozdobnika. Dziś wiemy już z relacji kobiet uczestniczących w powstaniu, że aby móc walczyć, trzeba także było mieć czas na życie i zadbanie o siebie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Dla kobiet socjalizowanych do tego, żeby wyglądać ładnie, godnie, istotne było, żeby nawet w tak trudnych warunkach pamiętać o sobie. To wiązało się z nadzieją. Starały się o tę kobiecość dbać, z trudem zdobywając wodę i pielęgnując codzienne rytuały, jak umycie się, przebranie, wyszykowanie. Wiemy też z opowieści powstańczych, że to dodawało animuszu chłopakom. Kobiety po raz pierwszy walczyły obok mężczyzn na ulicy. Słynne są opowieści powstanek o rzeczach, które pakowały do toreb, gdy wychodziły walczyć. Poza przedmiotami koniecznymi do przetrwania była to np. ładna bluzka, puderniczka, korale z papieru, chustka w groszki czy lusterko, ale też spinki, gumki do włosów, szminki, talizmany, pierścionki. Same sobie szyły, dziergały te ozdoby i ubrania z tego, co miały. Często musiały łatać swoje buty i odzież, bo wyszły na ulicę w jednej sukience, wierząc, że powstanie szybko się skończy. Nosiły te kobiece przedmioty, by dodać sobie siły, odróżnić się, bo w zdobycznych niemieckich mundurach trudno było czuć się kobietą. To, jak wyglądały, niezaprzeczalnie wiązało się z ich godnością. Z tym dbaniem o kobiecość wiąże się wiele opowieści. Puderniczka Korneli Perzanowskiej ocaliła jej życie, gdy osłoniła ją przed niemiecką kulą. Maria Kowalska zwana Myszką z siostrami poszła przed powstaniem zrobić trwałą, żeby nie musiała się martwić o włosy, o to, jak są ułożone. Zdjęcie z ul. Złotej jest bardzo symboliczne – jest o życiu, o nadziei na miłość. Fakt, że ppor. Eugeniusz Lokajski „Brok” sfotografował tę dziewczynę, wynikał z pewnego zachwytu. Jest tam gra spojrzeń. W tle barykady, ruiny, a na pierwszym planie ta piękna, posągowa postać. Tylko chwila, jedno spojrzenie. Śródmieście Północne, połowa września 1944 roku. Dziewczyna z lusterkiem na ulicy Złotej. Fotografia Eugeniusza Lokajskiego „Broka”
Fotografka, fotoedytorka, kuratorka wystaw, członkini Związku Polskich Artystów Fotografików. Fotografią zawodowo zajmuje się od 1980 roku Fotografia życia codziennego w niecodziennym czasie. Widzę pięknych, młodych, roześmianych ludzi. Są pełni życia. Wpatruję się w ich twarze i myślę o tym, co ich spotkało. Ci młodzi ludzie brali udział w wielkim zrywie przeciw niemieckim okupantom. Czuję podziw dla tych ludzi, nie dostrzegam na tym zdjęciu cienia strachu. Dostrzegam napis w tle, tuż za bohaterami zdjęcia: „Wyjścia nie ma”. To połączenie ma metaforyczne znaczenie. Żeby dziś opowiedzieć o Powstaniu Warszawskim i dotrzeć z przekazem do młodych ludzi, trzeba użyć więcej niż jednego zdjęcia. W narracji konieczne jest pokazanie codzienności, ale też wstrząsających fotografii ofiar, pożarów, walki, tymczasowych grobów. Dzięki takim szerokim zestawom młodzi odbiorcy mogą spróbować poczuć to, co ich rówieśnicy w trakcie walki. Jestem pewna, że zapis wizualny będzie dla nich łatwiejszy do interpretacji i identyfikacji niż słowo, czyli książki, wspomnienia, opisy. Stare Miasto, połowa sierpnia 1944 roku. Powstańcy z batalionu „Zośka”. Zdjęcie Edwarda Tomiaka
Fotoreporter. Wielokrotnie fotografował w strefach konfliktów zbrojnych oraz konsekwencje wojen m.in. w Ukrainie, Iraku, Afganistanie Pierwsza refleksja? Jaka piękna architektura Warszawy w tle. Jaka szkoda, że jej już nie ma. Druga refleksja dotyczy tego, jak bardzo amatorsko zbudowane są barykady – z resztek mebli, gruzu. Na szczycie dwóch ludzi, cywilnie ubranych – prowizoryczny opór. To jest zdjęcie o utracie – tego miasta już nie ma. To, co mnie w tym zdjęciu zastanawia, to miejsce, z którego sfotografowano scenę. Autor jest po niewłaściwej stronie barykady, stoi od strony atakujących, czyli Niemców. Pewnie to zdjęcie zostało wykonane w momencie ciszy, zawieszenia w walkach. Mimo to wyjście na drugą stronę musiało się wiązać z dużą odwagą. Osią tego zdjęcia jest jednak barykada, pejzaż miejski, to nie jest zdjęcie akcji. Gdy fotografujesz wojnę, czasem wydarzenia dzeją się w miejscu, w którym jesteś. Najlepiej dla dokumentowania i raportowania tego, co się dzieje, gdy fotograf ma czas i może zrobić wiele kadrów, podejść bliżej do bohaterów, ale też odejść, by pokazać kontekst czy skalę. Ale najczęściej, gdy fotografujesz wojnę, tej możliwości nie ma. Nie działa się według planu, a raczej na ile możliwości daje sytuacja. Śródmieście Północne, 5 sierpnia 1944 roku. Barykada przy ulicy Moniuszki 2a przy wylocie placu Napoleona. Zdjęcie wykonane przez Joachima Joachimczyka „Joachima”.
Reportażysta i fotoreporter. Autor książek poświęconych przestrzeni i architekturze To, co rzuca się w oczy, to wiek bohatera. To prowokuje do rozmowy o tym, ile mieli lat uczestnicy powstania i tragizmie tej sytuacji. Druga rzecz, która mnie tu uderza, to pogoda. Sierpniowa Warszawa, w słońcu, potęguje koszmarność tego wydarzenia. Tak młody człowiek powinien być na wakacjach. Został osadzony w tej roli przez jakąś kompletną dziejową pomyłkę. Dodatkowo jest ubrany w taki sposób, że mógłby uchodzić za warszawskiego hipstera. To jest oczywiście dość banalna obserwacja, ale przez tę koincydencję, że świat mody zatoczył koło, nam, współczesnym, jest trochę bliżej do bohaterów z tamtych lat. To wizualne odczytanie jest bardziej przejmujące, bo oni wyglądają jak ludzie, których dziś widzimy na ulicach. Po przyjrzeniu się dostrzegam orzełka na berecie, opaskę na ramieniu i płachty gazet pod pachą. Sposób, w jaki został sfotografowany, w pewnym poruszeniu ciała, sprawia, że przypomina kształtem łopoczącą flagę. Ciekawe jest to, co odczytujemy po latach ze zdjęć i na ile jest to spójne z zamiarem autora. Jakbym w tamtym czasie miał aparat, to byłbym przepełniony strachem, a nie szukał kadrów eksponujących symbol sztandaru. Prawdopodobnie strzelałbym na oślep. Mam takie wrażenie, że to zdjęcie jest zrobione w biegu, szybkie – a jednocześnie bardzo prawdziwe i wiarygodne. Możemy być pewni, że nikt się w tej sytuacji nie ustawił, nie zapozował. Śródmieście Północne, ulica Świętokrzyska, 18 sierpnia 1944 roku. Młody kolporter prasy powstańczej Zbigniew Wojtyniak „Żbik”. Zdjęcie Tadeusza Bukowskiego „Bończy”
Historyk sztuki, specjalizująca się w fotografii, kuratorka i autorka tekstów Fotografia Stefana Bałuka robi na mnie piorunujące wrażenie, bo jest absurdalna. Przejście przez środek muru, pustą ścianę. Dziwi i przykuwa wzrok. Jakbym patrzyła na zabawę, jakieś podchody. Dopiero po chwili dostrzegam opaski na ramionach, ubiór, czytam opis. Wiem już, gdzie i kiedy zostało zrobione to zdjęcie. Patrzę ponownie i myślę o tym, jak intrygujące jest to, co jest po drugiej stronie muru. Co tam jest? Z samego zdjęcia tego się nie dowiemy, bo autor zamyka drogę interpretacji. Istotna jest tu rola fotografującego – Stefana Bałuka. Onieśmiela mnie jego biografia jako człowieka, jako bojownika o wolność. Był w Związku Polskich Artystów Fotografików, ale nie czuję w tym zdjęciu artyzmu autora. Raczej dokumentację chwili, przejęcie sytuacją. Zaczynam się zastanawiać, dlaczego zrobił to zdjęcie. Komu mogły się przydać takie fotografie, w jakim celu były wykonane? To zdjęcie swoją lekkością bardzo mi przypomina zdjęcia Ireny Kummant-Skotnickiej, która również dokumentowała codzienność Powstania Warszawskiego. Dziś patrzymy na te zdjęcia z inną uwagą, nie jak na dokument z linii frontu, a bardziej portret codziennego oblicza wojny. Dzięki nim zaglądamy za kulisy. I chyba zatrzymują nas na dłużej niż strzelający żołnierz Eugeniusza Hanemana czy kadry Eugeniusza Lokajskiego. Śródmieście Północne, 3 sierpnia 1944 roku. Powstaniec z patrolu porucznika Stanisława Jankowskiego „Agatona” i dwóch łączników przechodzi wybitym przejściem z posesji przy ul. Wroniej. Zdjęcie Stefana Bałuka „Kubusia”, „Starby”