Powstanie Warszawskie. Zdjęcia lepsze niż opowieści

Dziennikarki i fotoedytorki Monika Szewczyk-Wittek i Anna Wdowińska wybrały dziewięć fotografii z archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego. O tym, jak je dzisiaj odczytują, mówią ludzie ze świata kultury i mediów.

Publikacja: 31.07.2024 23:59

Autorem zdjęcia jest Wiesław Chrzanowski „Wiesław”

Autorem zdjęcia jest Wiesław Chrzanowski „Wiesław”

Dziennikarka, reporterka, kuratorka wystawy „Podróż bohaterek, powstanie kobiet” w Muzeum Powstania

Dziennikarka, reporterka, kuratorka wystawy „Podróż bohaterek, powstanie kobiet” w Muzeum Powstania Warszawskiego Dla mnie ta fotografia należy do samego centrum opowieści o Powstaniu Warszawskim. Jest też ważną częścią wystawy „Podróż bohaterek, powstanie kobiet”, nad którą pracowałam w Muzeum Powstania Warszawskiego. Do lat 90. tego typu zdjęcia, dotyczące kobiet i codziennych czynności skoncentrowanych wokół dbania o urodę czy ubrania, były prezentowane jako rodzaj kuriozum, ozdobnika. Dziś wiemy już z relacji kobiet uczestniczących w powstaniu, że aby móc walczyć, trzeba także było mieć czas na życie i zadbanie o siebie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Dla kobiet socjalizowanych do tego, żeby wyglądać ładnie, godnie, istotne było, żeby nawet w tak trudnych warunkach pamiętać o sobie. To wiązało się z nadzieją. Starały się o tę kobiecość dbać, z trudem zdobywając wodę i pielęgnując codzienne rytuały, jak umycie się, przebranie, wyszykowanie. Wiemy też z opowieści powstańczych, że to dodawało animuszu chłopakom. Kobiety po raz pierwszy walczyły obok mężczyzn na ulicy. Słynne są opowieści powstanek o rzeczach, które pakowały do toreb, gdy wychodziły walczyć. Poza przedmiotami koniecznymi do przetrwania była to np. ładna bluzka, puderniczka, korale z papieru, chustka w groszki czy lusterko, ale też spinki, gumki do włosów, szminki, talizmany, pierścionki. Same sobie szyły, dziergały te ozdoby i ubrania z tego, co miały. Często musiały łatać swoje buty i odzież, bo wyszły na ulicę w jednej sukience, wierząc, że powstanie szybko się skończy. Nosiły te kobiece przedmioty, by dodać sobie siły, odróżnić się, bo w zdobycznych niemieckich mundurach trudno było czuć się kobietą. To, jak wyglądały, niezaprzeczalnie wiązało się z ich godnością. Z tym dbaniem o kobiecość wiąże się wiele opowieści. Puderniczka Korneli Perzanowskiej ocaliła jej życie, gdy osłoniła ją przed niemiecką kulą. Maria Kowalska zwana Myszką z siostrami poszła przed powstaniem zrobić trwałą, żeby nie musiała się martwić o włosy, o to, jak są ułożone. Zdjęcie z ul. Złotej jest bardzo symboliczne – jest o życiu, o nadziei na miłość. Fakt, że ppor. Eugeniusz Lokajski „Brok” sfotografował tę dziewczynę, wynikał z pewnego zachwytu. Jest tam gra spojrzeń. W tle barykady, ruiny, a na pierwszym planie ta piękna, posągowa postać. Tylko chwila, jedno spojrzenie. Śródmieście Północne, połowa września 1944 roku. Dziewczyna z lusterkiem na ulicy Złotej. Fotografia Eugeniusza Lokajskiego „Broka”

Foto: muzeum powstania Warszawskiego

Fotografka, fotoedytorka, kuratorka wystaw, członkini Związku Polskich Artystów Fotografików. Fotogr

Fotografka, fotoedytorka, kuratorka wystaw, członkini Związku Polskich Artystów Fotografików. Fotografią zawodowo zajmuje się od 1980 roku Fotografia życia codziennego w niecodziennym czasie. Widzę pięknych, młodych, roześmianych ludzi. Są pełni życia. Wpatruję się w ich twarze i myślę o tym, co ich spotkało. Ci młodzi ludzie brali udział w wielkim zrywie przeciw niemieckim okupantom. Czuję podziw dla tych ludzi, nie dostrzegam na tym zdjęciu cienia strachu. Dostrzegam napis w tle, tuż za bohaterami zdjęcia: „Wyjścia nie ma”. To połączenie ma metaforyczne znaczenie. Żeby dziś opowiedzieć o Powstaniu Warszawskim i dotrzeć z przekazem do młodych ludzi, trzeba użyć więcej niż jednego zdjęcia. W narracji konieczne jest pokazanie codzienności, ale też wstrząsających fotografii ofiar, pożarów, walki, tymczasowych grobów. Dzięki takim szerokim zestawom młodzi odbiorcy mogą spróbować poczuć to, co ich rówieśnicy w trakcie walki. Jestem pewna, że zapis wizualny będzie dla nich łatwiejszy do interpretacji i identyfikacji niż słowo, czyli książki, wspomnienia, opisy. Stare Miasto, połowa sierpnia 1944 roku. Powstańcy z batalionu „Zośka”. Zdjęcie Edwarda Tomiaka

Foto: muzeum powstania Warszawskiego

Fotoreporter. Wielokrotnie fotografował w strefach konfliktów zbrojnych oraz konsekwencje wojen m.in

Fotoreporter. Wielokrotnie fotografował w strefach konfliktów zbrojnych oraz konsekwencje wojen m.in. w Ukrainie, Iraku, Afganistanie Pierwsza refleksja? Jaka piękna architektura Warszawy w tle. Jaka szkoda, że jej już nie ma. Druga refleksja dotyczy tego, jak bardzo amatorsko zbudowane są barykady – z resztek mebli, gruzu. Na szczycie dwóch ludzi, cywilnie ubranych – prowizoryczny opór. To jest zdjęcie o utracie – tego miasta już nie ma. To, co mnie w tym zdjęciu zastanawia, to miejsce, z którego sfotografowano scenę. Autor jest po niewłaściwej stronie barykady, stoi od strony atakujących, czyli Niemców. Pewnie to zdjęcie zostało wykonane w momencie ciszy, zawieszenia w walkach. Mimo to wyjście na drugą stronę musiało się wiązać z dużą odwagą. Osią tego zdjęcia jest jednak barykada, pejzaż miejski, to nie jest zdjęcie akcji. Gdy fotografujesz wojnę, czasem wydarzenia dzeją się w miejscu, w którym jesteś. Najlepiej dla dokumentowania i raportowania tego, co się dzieje, gdy fotograf ma czas i może zrobić wiele kadrów, podejść bliżej do bohaterów, ale też odejść, by pokazać kontekst czy skalę. Ale najczęściej, gdy fotografujesz wojnę, tej możliwości nie ma. Nie działa się według planu, a raczej na ile możliwości daje sytuacja. Śródmieście Północne, 5 sierpnia 1944 roku. Barykada przy ulicy Moniuszki 2a przy wylocie placu Napoleona. Zdjęcie wykonane przez Joachima Joachimczyka „Joachima”.

Foto: muzeum powstania warszawskiego

Reportażysta i fotoreporter. Autor książek poświęconych przestrzeni i architekturze To, co rzuca się

Reportażysta i fotoreporter. Autor książek poświęconych przestrzeni i architekturze To, co rzuca się w oczy, to wiek bohatera. To prowokuje do rozmowy o tym, ile mieli lat uczestnicy powstania i tragizmie tej sytuacji. Druga rzecz, która mnie tu uderza, to pogoda. Sierpniowa Warszawa, w słońcu, potęguje koszmarność tego wydarzenia. Tak młody człowiek powinien być na wakacjach. Został osadzony w tej roli przez jakąś kompletną dziejową pomyłkę. Dodatkowo jest ubrany w taki sposób, że mógłby uchodzić za warszawskiego hipstera. To jest oczywiście dość banalna obserwacja, ale przez tę koincydencję, że świat mody zatoczył koło, nam, współczesnym, jest trochę bliżej do bohaterów z tamtych lat. To wizualne odczytanie jest bardziej przejmujące, bo oni wyglądają jak ludzie, których dziś widzimy na ulicach. Po przyjrzeniu się dostrzegam orzełka na berecie, opaskę na ramieniu i płachty gazet pod pachą. Sposób, w jaki został sfotografowany, w pewnym poruszeniu ciała, sprawia, że przypomina kształtem łopoczącą flagę. Ciekawe jest to, co odczytujemy po latach ze zdjęć i na ile jest to spójne z zamiarem autora. Jakbym w tamtym czasie miał aparat, to byłbym przepełniony strachem, a nie szukał kadrów eksponujących symbol sztandaru. Prawdopodobnie strzelałbym na oślep. Mam takie wrażenie, że to zdjęcie jest zrobione w biegu, szybkie – a jednocześnie bardzo prawdziwe i wiarygodne. Możemy być pewni, że nikt się w tej sytuacji nie ustawił, nie zapozował. Śródmieście Północne, ulica Świętokrzyska, 18 sierpnia 1944 roku. Młody kolporter prasy powstańczej Zbigniew Wojtyniak „Żbik”. Zdjęcie Tadeusza Bukowskiego „Bończy”

Foto: muzeum powstania Warszawskiego

Historyk sztuki, specjalizująca się w fotografii, kuratorka i autorka tekstów Fotografia Stefana Bał

Historyk sztuki, specjalizująca się w fotografii, kuratorka i autorka tekstów Fotografia Stefana Bałuka robi na mnie piorunujące wrażenie, bo jest absurdalna. Przejście przez środek muru, pustą ścianę. Dziwi i przykuwa wzrok. Jakbym patrzyła na zabawę, jakieś podchody. Dopiero po chwili dostrzegam opaski na ramionach, ubiór, czytam opis. Wiem już, gdzie i kiedy zostało zrobione to zdjęcie. Patrzę ponownie i myślę o tym, jak intrygujące jest to, co jest po drugiej stronie muru. Co tam jest? Z samego zdjęcia tego się nie dowiemy, bo autor zamyka drogę interpretacji. Istotna jest tu rola fotografującego – Stefana Bałuka. Onieśmiela mnie jego biografia jako człowieka, jako bojownika o wolność. Był w Związku Polskich Artystów Fotografików, ale nie czuję w tym zdjęciu artyzmu autora. Raczej dokumentację chwili, przejęcie sytuacją. Zaczynam się zastanawiać, dlaczego zrobił to zdjęcie. Komu mogły się przydać takie fotografie, w jakim celu były wykonane? To zdjęcie swoją lekkością bardzo mi przypomina zdjęcia Ireny Kummant-Skotnickiej, która również dokumentowała codzienność Powstania Warszawskiego. Dziś patrzymy na te zdjęcia z inną uwagą, nie jak na dokument z linii frontu, a bardziej portret codziennego oblicza wojny. Dzięki nim zaglądamy za kulisy. I chyba zatrzymują nas na dłużej niż strzelający żołnierz Eugeniusza Hanemana czy kadry Eugeniusza Lokajskiego. Śródmieście Północne, 3 sierpnia 1944 roku. Powstaniec z patrolu porucznika Stanisława Jankowskiego „Agatona” i dwóch łączników przechodzi wybitym przejściem z posesji przy ul. Wroniej. Zdjęcie Stefana Bałuka „Kubusia”, „Starby”

Foto: muzeum powstania warszawskiego

Pisarka i dziennikarka, autorka m.in. „Stacji Muranów”, biografii „Lachert i Szanajca. Architekci aw

Pisarka i dziennikarka, autorka m.in. „Stacji Muranów”, biografii „Lachert i Szanajca. Architekci awangardy” oraz powieści „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie” Co czuję, patrząc na to zdjęcie? To dla mnie pytanie najpierw z poziomu ciała. Obraz pożarów nad dachami miasta sprawia, że nie tylko widzę, ale czuję dym. Zapach płonącego miasta musiał osiadać na włosach i skórze, wchodził też w krwiobieg, wszak oddech to najważniejszy czynnik łączący ciało i umysł. Na dachu jednak można było jeszcze zaczerpnąć powietrza. Móc spojrzeć w dal, swobodnie oddychając – to namiastka wolności. Myślę też o bohaterach książki Jerzego Krzysztonia „Kamienne niebo zamiast gwiazd”, ukrywających się podczas powstania w zasypanej piwnicy domu w innej części Warszawy – na Mokotowie, którzy wiedzą już, że stamtąd nie wyjdą. Stopniowo zaczyna brakować tlenu, a my, czytelnicy, wstrzymujemy oddechy, śledząc ich losy aż do ostatniego tchnienia. Powstanie Warszawskie oglądane na zdjęciach odbiera się najpierw nie na poziomie słów i haseł, ale odczuć cielesnych, które są wspólne ludzkiemu doświadczeniu, poprzedzają emocje. Ciało nie kłamie, chłonie rzeczywistość i reaguje spontanicznie, zanim do akcji wkroczy analizujący sytuację umysł. Wsłuchajmy się w nasze ciała, spoglądając w ciszy na ten zapis. muzeum powstania warszawskiego Stare Miasto, połowa sierpnia 1944 roku. Ulica Kilińskiego, róg ulicy Podwale. Widok z dachu domów w kierunku północno-wschodnim. Na dalszym planie wieże kościoła paulinów przy Nowomiejskiej. Fotografia Wiesława Chrzanowskiego „Wiesława”

Szefowa berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego, koordynatorka, kuratorka, producentka i scenarzy

Szefowa berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego, koordynatorka, kuratorka, producentka i scenarzystka projektów kulturalnych i muzealniczych, absolwentka Instytutu Historii UW To zdjęcie grupy harcerzy bardzo dużo mówi dzisiaj o kulturze pamięci i wyobrażeniu tego, czym było powstanie, czym jest wojna, ale też o roli dzieci w walczącej Warszawie. Widzimy na nim grupę Zawiszaków z młodym mężczyzną żołnierzem i łączniczką – młodą kobietą. Chłopaki niosą granaty, koktajle mołotowa. A może butelki, które staną się granatami. Serce Warszawy – ul. Warecka, Nowy Świat. To zawsze jest wzruszające, gdy odkrywamy historię znanych nam współcześnie miejsc, pełnych nowoczesności. I widzimy to samo miejsce sprzed 80 lat, gdy toczy się walka o wolność, o wolną Polskę. Bez wątpienia fotografia ta dotyka tematu udziału dzieci w powstaniu, który dziś wzbudza spore kontrowersje. Patrząc na takie fotografie często zapominamy to, co wiemy z dokumentów powstańczych –Zawiszacy, młodzi harcerze, zostali zaangażowani do działań związanych z dystrybucją poczty, prac pomocniczych właśnie po to, by odciągnąć ich od linii frontu. Wizerunek dziecka, małego powstańca, jest zapisem doświadczenia naszego miasta, tragedii młodych ludzi, którzy stanęli z bronią do nierównej walki i ją przegrali. Sfotografowana scena przypomina mi też początek inwazji na Ukrainę i zdjęcie młodej kobiety z karabinem przewieszonym przez ramię, która odprowadza dziecko do przedszkola czy szkoły. A potem los młodych ludzi, kobiet, którzy chwytają za broń. To właśnie karabin staje się symbolem oporu, niezgody i walki. Na początku wojny w Ukrainie, w Instytucie w Berlinie uruchomiliśmy centrum pomocy, diaspora ukraińska prowadziła działania w naszej siedzibie. Stąd szły transporty z pomocą, wspieraliśmy działania ewakuacyjne, zbieranie darów, ale także zakup wyposażenia medycznego i wojskowego. Pamiętam jeden z maili, który otrzymałam od naszych niemieckich partnerów, którzy byli poruszeni tym, że Instytut wspierał medyków wojskowych. Uważali, że należy pomagać humanitarnie, ale nie wolno wspierać Ukrainy militarnie czy wojskowo. To było zanim jeszcze zmieniła się polityka Niemiec. Pamiętam moje zdziwienie, że nie rozumieją, iż walka o wolność i o wartości europejskie może się udać tylko dzięki temu, że są także chłopcy i dziewczęta, którzy przyniosą granat, wezmą do ręki broń i dzięki temu będą wolni. muzeum powstania warszawskiego Śródmieście Północne – ul. Warecka, widok w kierunku Nowego Światu, połowa sierpnia 1944 roku. Grupa powstańców niesie butelki. Fotografia wykonana przez Tadeusza Bukowskiego „Bończę”.

Stały autor portalu opinii Klubu Jagiellońskiego, członek Klubu Jagiellońskiego Za chwilę ruszą. Nim

Stały autor portalu opinii Klubu Jagiellońskiego, członek Klubu Jagiellońskiego Za chwilę ruszą. Nim zobaczą wypalony gmach politechniki, w milczeniu miną barykadę, która przez sześć tygodni wyznaczała granicę jednego ze skrawków wolnej Polski. Dalej, pod niemiecką eskortą, w kierunku alei Niepodległości. Pod gmachem zakładów remontowych Wehrmachtu, po dwóch miesiącach nierównej walki, złożą broń. Przynajmniej tę, której nie ukryli. Przygnębienie, niepewność, ulga? Wszystko to można znaleźć w ich spojrzeniach, choć zdjęcie nie zdradza dramatyzmu okoliczności: skali zniszczeń, wszechobecnego gruzu i swądu spalenizny, przywoływanych w relacjach. Dopiero w Ożarowie zostaną załadowani do wagonów. Wcześniej zobaczą jeszcze rzędy prowizorycznych niemieckich grobów na Woli. Mała chwila żołnierskiej satysfakcji – oni też ginęli. Pierwszy transport trafi do Lamsdorf na Śląsku Opolskim. Kolejne także do innych obozów jenieckich. Przez zastanych tam Polaków zostaną przyjęci albo jako bohaterowie, albo jako „podpalacze Warszawy”. Wkrótce staną przed kolejnym dylematem – czy wracać? Śródmieście Południowe, 4 października 1944 roku. Kolumna powstańców czekająca na wymarsz do niewoli przy ul. Śniadeckich. Zdjęcie Edwarda Wojciechowskiego

Foto: muzeum powstania warszawskiego

Pozostało 100% artykułu
Powstanie Warszawskie
Rzeź Woli. Co dziś wiemy o tej zbrodni?
Powstanie Warszawskie
Kenkarta, proporczyk oraz historyczne opaski w Muzeum Powstania Warszawskiego
Powstanie Warszawskie
Powstanie, pamiętamy! Hołd w 80. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego
Powstanie Warszawskie
Maria Paszyńska: W powstaniu rozkwitły niemal wszystkie możliwe rodzaje bohaterstwa
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Powstanie Warszawskie
„Powstanie Warszawskie w 100 przedmiotach”. Symboliczne miejsca i przedmioty powstańcze