Prof. Bogdanor w rozmowie ze Sky News zwraca uwagę, że po raz pierwszy w historii Wielkiej Brytanii premiera mają wybrać członkowie jednej z partii - czyli ok. 160 tys. torysów, co stanowi zaledwie 0,4 proc. populacji Wielkiej Brytanii. Zaznacza jednak, że w przeszłości przy zmianach na stabnowisku szefów partii wyboru premiera dokonywała de facto jeszcze węższa grupa - czyli jedynie parlamentarzyści torysów lub labourzystów. Dopiero od 1991 roku (Partia Pracy) i od 1998 roku (Partia Konserwatywna) nowego lidera dwóch najważniejszych partii wybierają wszyscy ich członkowie.
W 1976 roku Jim Callaghan, następca Harolda Wilsona, został premierem po tym jak wybrali go na stanowisko lidera partii parlamentarzyści Partii Pracy. W 1990 roku w ten sam sposób zmienił się premier z Partii Konserwatywnej - John Major zastąpił wówczas Margaret Thatcher.
Obecnie o władzę w Partii Konserwatywnej rywalizują Jeremy Hunt i Johnson. Którykolwiek z nich wygra (wszystko wskazuje na Johnsona) obejmie władzę nad partią, która nie ma większości w Izbie Gmin, a u sterów rządów pozostaje dzięki niestabilnej koalicji parlamentarnej z Demokratyczną Partią Unionistyczną (DUP). Nawet jednak z głosami DUP rząd opiera swoją większość na jedynie czterech głosach. Tymczasem już dziś niektórzy politycy torysów sugerują, że mogą nie poprzeć własnego rządu, jeśli ten będzie zamierzał doprowadzić do tzw. twardego brexitu.
W środę Theresa May ma złożyć dymisję na ręce królowej, a jednocześnie królowa powinna powierzyć misję tworzenia nowego rządu zwycięzcy wyborów w Partii Konserwatywnej.