W poniedziałek rano pewnym zaskoczeniem było już to, że w niedzielnym starciu nie wygrał niemal pewny kandydat, za jakiego uchodził w sondażach socjaldemokratyczny premier Marcel Ciolacu. Jednak absolutnym szokiem była wiadomość, że największe poparcie zdobył polityk skrajnej prawicy, którego sukcesu absolutnie nikt nie zakładał. Występujący jako kandydat niezależny Calin Georgescu zdobył 23 proc. głosów, a jeszcze trzy tygodnie temu w sondażach miał 4 proc. poparcia.
Premier Ciolacu znalazł się trzecim miejscu i odpadł z drugiej tury. Wyprzedziła go nawet mało znana kandydatka Elena Lasconi z centroliberalnego ugrupowania Związek Ocalenia Rumunii (USR).
Jeszcze kilka miesięcy temu była jedynie burmistrzem średniej wielkości miasta. Takie wyniki świadczą o kompletnej porażce rumuńskich sondażowni. Nie wzięły pod uwagę skuteczności kampanii wyborczej Georgescu w mediach społecznościowych, przede wszystkim na TikToku.
Nie tylko Calin Georgescu. Jak silni są w Rumunii prorosyjscy prawicowi populiści?
W Rumunii nie było jeszcze przypadku, że o prezydenturę ubiegać się będzie dwoje kandydatów, o których jeszcze niedawno mało kto słyszał.
Georgescu nie krył swych wyraźnie prorosyjskich opinii oraz krytycznego stosunku do członkostwa Rumunii w NATO. W czasie wieczoru wyborczego powiedział na konferencji prasowej transmitowanej na Facebooku, że jego sukces świadczy wyraźnie, iż nastąpiło „przebudzenie” narodu rumuńskiego. Zapowiedział, że Rumuni „nie pozostaną na kolanach” i nie będą „już dłużej ofiarą inwazji i upokorzeń”. Swoje zwycięstwo uznał także za wyraz dążenia Rumunów do „pokoju” w związku z wojną w Ukrainie.