Na dwa miesiące przed szczytem NATO w Hadze nic w sprawie zaangażowania Stanów Zjednoczonych w bezpieczeństwo Europy nie jest pewne. Udział w takim wydarzeniu prezydenta USA był normą od założenia sojuszu atlantyckiego 76 lat temu. Teraz jednak zapowiedź szefa MSZ Radosława Sikorskiego, że do Holandii przyjedzie jednak Donald Trump, została przyjęta z wielką uwagą przez media na całym świecie.
Również z ulgą na Starym Kontynencie przyjęto zapewnienie wygłoszone na posiedzeniu w HASC przez p.o. zastępcy szefa Pentagonu ds. międzynarodowego bezpieczeństwa Katherine Thompson, że amerykański generał nadal będzie piastował funkcję głównodowodzącego siłami paktu w Europie (SACEUR). Uznano to za sygnał, że pogłoski, iż Trump może nawet wyprowadzić Stany Zjednoczone z NATO, są przesadzone. Przynajmniej na razie.
Czytaj więcej
Opuszczenie przez wojska amerykańskie bazy pod Rzeszowem oznacza, że wybiła godzina prawdy dla eu...
Redukcja amerykańskich wojsk w Europie byłaby fatalnym sygnałem wysłanym do Moskwy
Otwarta pozostaje natomiast sprawa utrzymania amerykańskich wojsk w Europie. W szczytowym momencie po wybuchu wojny na pełną skalę w Ukrainie w lutym 2022 roku ich liczbę szacowano na 100 tys. Dziś spadła do 80 tys. Jednak zdaniem telewizji NBC, która powołuje się na sześć niezależnych osób zajmujących się zaangażowaniem USA w bezpieczeństwo europejskich aliantów, ekipa Trumpa rozważa dalsze wycofanie połowy sił, jakie Joe Biden rozlokował na flance wschodniej NATO. Byłoby to więc około 10 tys. żołnierzy, z czego około połowy z Polski, a reszta z Rumunii.
Występując przed HASC, głównodowodzący siłami sojuszu w Europie generał Chris Cavoli uznał ten ruch za niebezpieczny. Jego zdaniem byłby to fatalny sygnał wysłany do Władimira Putina, że obrona europejskich krajów NATO przez Stany Zjednoczone wcale nie jest przesądzona. Zachodnie służby wywiadowcze ostrzegają, że jeśli Kreml uwolni się od ciężaru wojny w Ukrainie, będzie zdolny w ciągu pięciu lat uderzyć w któryś z krajów atlantyckich.