Gotowy na wszystko jak cichociemni, trzykrotnie okrążył Ziemię. Kim jest Karol Nawrocki?

W pewnym sensie to „ostatni taniec” Kaczyńskiego. Ale jeśli KO zakłada, że wygraną ma w kieszeni, może zdziwić się jak Andrzej Wajda w sztabie Bronisława Komorowskiego. „Bezpartyjny” kandydat PiS dr Karol Nawrocki jest nie do zlekceważenia.

Publikacja: 24.11.2024 17:13

Karol Nawrocki

Karol Nawrocki

Foto: PAP/Łukasz Gągulski

Zawsze jest gotowy, „jak cichociemni, na wszystko”. Bo jak mówi „trudno odpowiedzieć, jakie Pan Bóg i Polacy przewidzą dla mnie jeszcze zadania w niedalekiej przyszłości”. Jeżdżąc po kraju, „trzykrotnie okrążył kulę ziemską”.  Obejmując obecnie piastowany urząd, chciał „wypełnić narodowy łańcuch świadomości historycznej”. Swoją misję opisał jako poszukiwanie „inkluzywnej oferty edukacyjnej, która będzie balansem między sacrum historii a profanum nieustannie zmieniającej się rzeczywistości”. Pisze, że „Polska nie jest kulą bilardową, której można nadawać ruch i rotację, zgodnie ze swoją osobistą ambicją, zgodnie ze swoimi osobistymi planami”.

„Bezpartyjny” kandydat PiS

Jarosław Kaczyński zdecydował: „bezpartyjnym” kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie dr Karol Nawrocki, prezes IPN, który wygrał tym samym rywalizację z Przemysławem Czarnkiem, Mariuszem Błaszczakiem i Tobiaszem Bocheńskim.

Kraków, hala Sokoła. Jak mówi prezes PiS, to miejsce „historyczne i szczególne dla szerokiego środowiska polskich patriotów”. 11 listopada 2014 roku prawica ogłosiła w tym miejscu start Andrzeja Dudy. Z Krakowa był też Janusz Kurtyka, prezes IPN (2005–2010): kandydata na prezydenta widzieli w nim Lech i Jarosław Kaczyński.

PiS wraca więc do macierzy. Choć Nawrocki jest z Gdańska. Ani do partii nie należy. Bo w świetle ustawy o IPN nie może. To raczej za mało, by wyjaśnić koncepcję kandydata „bezpartyjnego” (zresztą podobną drogę obrał Szymon Hołownia). Co więc chce osiągnąć Kaczyński?

Sondaż pracowni Opinia24 dla Radia ZET z 22 listopada pokazuje, że w badanej grupie (1000 osób) rozpoznawalność Nawrockiego wynosi 39 procent (dla porównania: Mateusza Morawieckiego – 98, Beaty Szydło – 95, Przemysława Czarnka – 92). Ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Podobnie było przecież z Andrzejem Dudą.

Ostatni taniec Kaczyńskiego

Nie jest tajemnicą, że Kaczyński poszukiwał kandydata, który nie opatrzył się Polakom, a jednocześnie będzie lojalny wobec partii (to jej Nawrocki zawdzięcza karierę). Z tego drugiego powodu na starcie odpadł np. Marek Magierowski. Choć część opinii publicznej suflowała jego kandydaturę, były ambasador RP w Izraelu i Stanach Zjednoczonych musiał być w ocenie prezesa PiS zbyt niezależny.

Marszałek Sejmu Szymon Hołownia poinformował, że kampania wyborcza ruszy 8 stycznia. To wystarczająco dużo czasu, by pracować nad rozpoznawalnością kandydata. Z drugiej strony, to oczywiście szpagat. Po pierwsze, PiS to marka: w sytuacji pogorszenia się sytuacji ekonomicznej Polaków może kojarzyć się z lepszymi czasami, dlaczego więc z tego rezygnować? Po drugie, choć związki Nawrockiego z prawicą są jasne (np. bronił TVP w grudniu 2023 roku), gra wcale nie musi być czytelna dla własnych wyborców, których prędzej mobilizuje oczywista przynależność kandydata do partii. O ile na „prawicowym Twiterze” Nawrocki – porównywany nawet do gladiatora z hollywoodzkich produkcji – króluje, musi jeszcze dotrzeć do realnego elektoratu. 

Zastanawia, na ile prawidłowe są obliczenia Kaczyńskiego, a inaczej: gdzie chce łowić – wśród wyborców Konfederacji czy centrum. Prawdopodobne jest, że Nawrocki będzie lawirował, ale nie wydaje się mniej radykalny od Czarnka: po prostu nie zdradza swoich poglądów. Wymówką zawsze będzie zajmowane stanowisko. W kampanii to może okazać się dosyć wygodne, a w tematach światopoglądowych z kilku powodów nawet trudne dla jego rywala, którym będzie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.

Czytaj więcej

Karol Nawrocki: Nigdy nie powiedziałem, że chcę być prezydentem Polski

Jest coś jeszcze: choć piął się do góry dzięki PiS, Nawrocki pozostaje niewiadomą. Nie ma doświadczenia w kampanii prowadzonej na podobną skalę, a założenie, że prędzej okaże się plasteliną, niż da o sobie znać jego bokserska natura, wydaje się do pewnego stopnia ryzykowne (pewne napięcie miało wystąpić między Nawrockim a ministerstwem spraw zagranicznych, kiedy kierował nim Zbigniew Rau, a przyczyną miała być samodzielność w planowaniu zagranicznych podróży; przy czym kiedy Nawrocki ubiegał się o fotel prezesa IPN, przedstawił pomysł regularnych spotkań z korpusem dyplomatycznym). Czy Kaczyński kontroluje jego najbliższe otoczenie, w tym Sławomira Cenckiewicza, którego – to powszechna wiedza – nigdy nie chciał zobaczyć w roli prezesa IPN, bo jest… niesterowalny? W jakiej roli wystąpi Rafał Leśkiewicz, rzecznik Instytutu Pamięci Narodowej? Wśród historyków, którzy zanurzeni są w temacie, krąży przecież stary dowcip, że Leśkiewicz powinien być „wpisany w ustawę o IPN”, bo prezesi się zmieniają, a on wciąż się trzyma.

Choć polityka historyczna jest ważna, nie będzie główną osią kampanii (można się przy tym spodziewać, że Nawrocki będzie próbował dzielić Polaków na patriotów i dalekich tej idei, bo robił to wcześniej, np. w stosunku do Pawła Adamowicza – „Patriotyzmem gardzi”, pisał pod jego adresem na Facebooku). Co  na temat bezpieczeństwa militarnego, energetycznego i ekonomicznego ma do powiedzenia Polakom Karol Nawrocki? Komentatorzy zwracają przecież uwagę na jego retoryczny deficyt. Z tym że tam gdzie jedni zobaczą pompatyczność i usłyszą pustą korpomowę (przykłady zebrane na wstępie tekstu m.in. z wywiadu dla „Rzeczpospolitej” i konkursu na prezesa IPN), drudzy dostrzegą święcący dziś triumfy chłopski rozum. 

Sporo zależy więc od profesjonalizmu sztabu i pieniędzy. I zaangażowania struktur partyjnych, których nie zastępują – choć organizacyjnie wiele ułatwiają – oddziały terenowe IPN. Czy wszyscy popierają decyzję prezesa PiS? W pewnym sensie to „ostatni taniec” Kaczyńskiego.

Przychodzi Karol Nawrocki do Pawła Adamowicza i chce kupić Westerplatte

Dr Karol Nawrocki ma 41 lat. Jest nie tylko historykiem, ale również byłym piłkarzem (kibicuje Lechii Gdańsk) i bokserem. Boks, który jest dla niego stałym punktem odniesienia, lubi też Jarosław Kaczyński. Nawrocki chętnie dzieli się w mediach społecznościowych zdjęciami z siłowni i ringu (bokserski pas zajmuje zaszczytne miejsce na jego biurku). W grudniu zeszłego roku w bokserskiej pozycji wystąpił na okładce tygodnika „Sieci”, zapowiadając, że „IPN będzie twierdzą nie do zdobycia”. Kiedy media podawały, że prezes PiS poszukuje kandydata, który ma kojarzyć się z bezpieczeństwem, opublikował krótki film, na którym biega z bronią, pohukując „Wróg, wróg”.

Przełom w jego karierze nastąpił, kiedy ministrowie Piotr Gliński i Jarosław Sellin przejęli w 2017 roku Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku: zapowiedział to dziewięć lat wcześniej Jarosław Kaczyński (opinia publiczna poznała wówczas koncepcję wystawy stałej – prawicy nie podobało się położenie akcentu na historię ofiar cywilnych). Z gdańskiego oddziału IPN Nawrocki awansował na stanowisko dyrektora muzeum. Jego zespół wprowadził oczekiwane przez PiS zmiany, które do dzisiaj pozostają przedmiotem konfliktu.

Oczkiem w głowie dyrektora było dotarcie do młodzieży, stąd dobry pomysł powołania Młodzieżowej Rady Muzeum. Zupełnie nieudana okazała się przy tym próba przeniesienia popkulturowych wzorców amerykańskich do Polski: nawet część prawicowych komentatorów krytykowała placówkę za wprowadzone do sprzedaży (z kodem rabatowym) skarpetek w czerwone maki spod Monte Cassino, do których przecież „się nie tańczy” (pieśń miała w historii Polski nawet status podobny do hymnu); sam Nawrocki odciął się od tego pomysłu.

Czytaj więcej

Wojciech Tumidalski: Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zarabia na "Czerwonych Makach na Monte Cassino"

Źle reagował na negatywną ocenę swoich rządów w muzeum: chciał procesu z prof. Grzegorzem Motyką za krytyczną wypowiedź dla Oko.press, ale ostatecznie wycofał się (prof. Cenckiewicz twierdzi, że to on doradzał rezygnację ze ścieżki sądowej).
Rządzi twardą ręką: trzy lata temu z lubelskiego oddziału IPN po 21 latach pracy zwolniony został dr Sławomir Poleszak (badacz podziemia niepodległościowego i komunistycznego aparatu represji odznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia). Uzasadnienie: utrata zaufania (historyk jednocześnie zajmował się społecznie prowadzeniem portalu ohistorie.eu, gdzie znaleźć można teksty krytyczne wobec polityki IPN) i negatywna opinia m.in. Piotra Niwińskiego (jeden z trzech recenzentów powołanych przez Piotra Glińskiego do oceny wystawy stałej w gdańskim muzeum) na temat jego artykułu o Józefie Franczaku „Lalusiu” (Poleszak odbrązowił ostatniego żołnierza wyklętego). kiedy zaś jeszcze był dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej, za porozumieniem stron rozwiązana została umowa z księgową Ewą Joszczak: Nawrocki poinformował kobietę, że stracił do niej zaufanie, kiedy spotkała się z byłym wicedyrektorem placówki, reprezentującym poprzednią ekipę.

Nawrocki nie tylko wykonał powierzone mu zadanie, ale zdradził ambicje polityczne. Spekulowało się o jego udziale w wyborach na prezydenta Gdańska lub do europarlamentu. W 2023 roku skończył MBA na Politechnice Gdańskiej (wcześniej starając się o fotel prezesa IPN, przedstawiał się jako „specjalista ds. zarządzania zasobami ludzkimi”, który chce osiągnąć „wynik marketingowy”). Szerzej – bardziej niż realizując cele polityki historycznej PiS w muzeum – dał się poznać, kiedy w kwietniu 2018 roku wszedł nieumówiony z kamerami lokalnej TVP do urzędu miasta i chciał za 2 mln złotych kupić od Pawła Adamowicza półwysep Westerplatte.

Dla obserwatorów sporu o Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku od początku było jasne, że dla Nawrockiego, którego cechuje apetyt na władzę, będzie to trampolina. Okazja nadarzyła się, kiedy w 2021 roku na sprawie Tomasza Greniucha poślizgnął się dr Jarosław Szarek: na kilka miesięcy przed wyborami prezes IPN stracił szansę na drugą kadencję, powołując na stanowisko p.o. dyrektora oddziału we Wrocławiu historyka, który w przeszłości wykonał gest hitlerowskiego pozdrowienia (o sprawie informowały międzynarodowe media). Trzy lata temu, 23 lipca, Nawrocki złożył ślubowanie na prezesa IPN: droga na stanowisko była łatwa – PiS miał większość w Kolegium IPN i Sejmie, a w Senacie pomimo przewagi opozycji zebrał potrzebne 52 głosy (48 z PiS, dwa z PSL – Ryszard Bober i Jan Filip Libicki, jeden z KO – dyscyplinę partyjną złamał Antoni Mężydło – i jeden senatorki niezależnej Lidii Staroń; wstrzymał się Kazimierz Michał Ujazdowski, 47 senatorów było przeciw). W tle była wymiana: rzecznik praw obywatelskich za prezesa IPN oraz złożona PSL obietnica otoczenia szczególną troską pamięci o Wincentym Witosie.

Selfie z rzekomym pasiakiem ojca Kolbego 

Po drodze na sam szczyt nie obyło się bez wizerunkowych wtop. Prezes IPN gościł w gabinecie wcześniej skazanego i powiązanego z gdańskim gangiem sutenerów zawodnika MMA „Wielkiego BU” (Nawrocki wyjaśniał, że nie wiedział o kryminalnej przeszłości mężczyzny i łączy ich tylko boks). Wirtualna Polska opisała nietrafiony zakup dokonany pod jego rządami w Muzeum II Wojny Światowej: placówka nabyła nosze, które okazały się pochodzić z PRL-owskiego szpitala psychiatrycznego.

Czytaj więcej

Niebezpieczne związki potencjalnego kandydata PiS na prezydenta

Zresztą podobna historia zdarzyła się w 2019 roku, kiedy placówka eksponowała na wystawie czasowej wypożyczony z Muzeum św. Maksymiliana w Niepokalanowie pasiak rzekomo należący do o. Kolbe. Na jego tle Nawrocki wykonał nawet selfie, które następnie opublikował na Facebooku. Historię artefaktu szybko sprostowało Muzeum Auschwitz, wydając oświadczenie: „Nie można twierdzić, że prezentowany w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku pasiak obozowy należał do ojca Maksymiliana Kolbe (...) Muzeum II Wojny Światowej nie zwracało się do Muzeum Auschwitz w sprawie zweryfikowania autentyczności pasiaka”. 

KO nie stać na zlekceważenie kandydata PiS

Nawrocki do tej pory raczej dywersyfikuje przekaz: jedni gołym okiem dostrzegą skłonność do brutalnej rywalizacji, inni brak wyrazu. Ma poparcie bezkrytycznych mediów bliskich PiS, a łatwo wywracają się na nim komentatorzy, uderzający w tony nieustannego zagrożenia przysłowiowym już faszyzmem: Bartosz Wieliński z „Gazety Wyborczej” musiał przeprosić za to, że w piątek pomylił go z wcześniej wspomnianym Greniuchem (IPN zapowiedział pozwy wobec wszystkich, którzy rozpowszechniają fotografię hajlującego człowieka, łącząc go przy tym z prezesem IPN; w 2015 roku zmanipulowana fotografia posłużyła do podobnego ataku na Andrzeja Dudę).

Do historii przeszło zdjęcie ze sztabu Bronisława Komorowskiego, kiedy w 2015 roku przegrał wybory, które miały być nie do przegrania: zaskoczony wynikiem Andrzej Wajda zamarł, jego małżonka – Magdalena Zachwatowicz zakryła usta dłonią. Dziś nad koalicję rządzącą nadciągają czarne chmury niezadowolenia Polaków: część elektoratu jest wyraźnie rozczarowana (do Sejmu wrócił wciąż niezałatwiony temat aborcji i wobec tego powstaje pytanie o jego losy, negatywne i wciąż niedoceniane emocje wywołuje obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, w szczodrze dotowanej Telewizji Publicznej nie ma obiecanej „czystej wody” – to wszystko rymuje się z demobilizacją). A jeśli do tego pogorszy się sytuacja ekonomiczna Polaków, KO będzie tracić. Na pewno nie pomogą jej celebryci i najbliżsi komentatorzy.

Z drugiej strony, spodziewana na prawicy narracja o „walce trzeciego pokolenia UB z trzecim pokoleniem AK”, podnoszenie głównie takich tematów jak dezubekizacja i obalanie pomników, wyciąganie teczek oraz arbitralne wypowiedzi na temat patriotyzmu mogą okazać się w takich realiach przepisem na porażkę PiS. Na razie piłka w grze.

Zawsze jest gotowy, „jak cichociemni, na wszystko”. Bo jak mówi „trudno odpowiedzieć, jakie Pan Bóg i Polacy przewidzą dla mnie jeszcze zadania w niedalekiej przyszłości”. Jeżdżąc po kraju, „trzykrotnie okrążył kulę ziemską”.  Obejmując obecnie piastowany urząd, chciał „wypełnić narodowy łańcuch świadomości historycznej”. Swoją misję opisał jako poszukiwanie „inkluzywnej oferty edukacyjnej, która będzie balansem między sacrum historii a profanum nieustannie zmieniającej się rzeczywistości”. Pisze, że „Polska nie jest kulą bilardową, której można nadawać ruch i rotację, zgodnie ze swoją osobistą ambicją, zgodnie ze swoimi osobistymi planami”.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kogo PiS poprze w wyborach prezydenckich? Jest decyzja
Polityka
Kiedy Lewica przedstawi swoją kandydatkę na prezydenta? Biedroń o „czarnym koniu”
Polityka
Sondaż: Koalicja PiS z Konfederacją? Oto jak widzą taką możliwość wyborcy obu partii
Polityka
PiS szykuje się do wystawienia kandydata. Nawrocki jako "kandydat obywatelski"
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Hołownia na bakier z "lex Hołownia". Szybkie procedury wciąż częste w Sejmie