Patrząc z dużej perspektywy, co będzie najważniejsze w polskiej prezydencji w UE, która rozpocznie się 1 stycznia 2025 r.? Co będzie dla pani głównym punktem?
Takich punktów jest wiele w samej prezydencji, ale myślę, że ważny jest też jej kontekst. Po pierwsze, ważne jest, kiedy ona przypada – rozpoczyna się 1 stycznia 2025 r., czyli w nowym cyklu instytucjonalnym UE. To ogromna szansa dla kraju.
Dlaczego?
Będzie tworzyć się dopiero nowa Komisja Europejska i nasza prezydencja przypadnie na jej pierwsze 100 dni. Przypomnę jednak, że kraj sprawujący przewodnictwo w Radzie UE nie ma inicjatywy ustawodawczej. Projekty na stół będzie kładła nowa Komisja Europejska i do tej pory było tak, że KE w swoich pierwszych 100 dniach pracy chciała pokazać inicjatywę. To jest pierwszy kontekst prezydencji. Drugi jest taki, że podczas naszej prezydencji rozpoczną się rozmowy o nowych ramach finansowych, czyli o budżecie unijnym na kolejne lata. I Polska będzie miała w nich znaczącą rolę. Trzeci kontekst dotyczy tego, że prezydencją znów – po 14 latach – pokieruje Donald Tusk. Pozycja premiera Tuska jest dziś w Unii Europejskiej bardzo silna. Chciałabym też, żeby nasza prezydencja była również trochę takim powrotem do głównego stołu i pokazaniem, że Polska jest znów krajem praworządnym, w którym otoczenie prawne jest stabilne i w który warto inwestować.
Wokół tego wszystkiego jest też kontekst wojenny.