Polska na czele UE od 1 stycznia. Jaka będzie ta prezydencja?

Teraz przewodnictwo w Radzie mają Węgry, co do których nie ma żadnych oczekiwań, wręcz jest duże rozczarowanie. W związku z tym polityczne oczy w Europie są zwrócone na Polskę - mówi Magdalena Sobkowiak

Publikacja: 15.07.2024 04:30

Magdalena Sobkowiak-Czarnecka wiceministra ds. UE

Magdalena Sobkowiak-Czarnecka wiceministra ds. UE

Foto: KPRM

Patrząc z dużej perspektywy, co będzie najważniejsze w polskiej prezydencji w UE, która rozpocznie się 1 stycznia 2025 r.? Co będzie dla pani głównym punktem?  

Takich punktów jest wiele w samej prezydencji, ale myślę, że ważny jest też jej kontekst. Po pierwsze, ważne jest, kiedy ona przypada – rozpoczyna się 1 stycznia 2025 r., czyli w nowym cyklu instytucjonalnym UE. To ogromna szansa dla kraju.  

Dlaczego?  

Będzie tworzyć się dopiero nowa Komisja Europejska i nasza prezydencja przypadnie na jej pierwsze 100 dni. Przypomnę jednak, że kraj sprawujący przewodnictwo w Radzie UE nie ma inicjatywy ustawodawczej. Projekty na stół będzie kładła nowa Komisja Europejska i do tej pory było tak, że KE w swoich pierwszych 100 dniach pracy chciała pokazać inicjatywę. To jest pierwszy kontekst prezydencji. Drugi jest taki, że podczas naszej prezydencji rozpoczną się rozmowy o nowych ramach finansowych, czyli o budżecie unijnym na kolejne lata. I Polska będzie miała w nich znaczącą rolę. Trzeci kontekst dotyczy tego, że prezydencją znów – po 14 latach – pokieruje Donald Tusk. Pozycja premiera Tuska jest dziś w Unii Europejskiej bardzo silna. Chciałabym też, żeby nasza prezydencja była również trochę takim powrotem do głównego stołu i pokazaniem, że Polska jest znów krajem praworządnym, w którym otoczenie prawne jest stabilne i w który warto inwestować.  

Wokół tego wszystkiego jest też kontekst wojenny.  

Jest oczywiście bardzo duże zainteresowanie naszą prezydencją ze względu na Ukrainę. I naprawdę cała Europa patrzy na to, co Polska w tej sprawie zamierza zrobić. Jesteśmy odbierani jako adwokat Ukrainy. Ale też często od moich odpowiedników z innych krajów słyszę, że trzeba było słuchać Polski w 2014 r., gdy polscy politycy podkreślali, że Putin jest niebezpieczny. „Przepraszamy, że Was wtedy nie posłuchaliśmy” – mówią teraz. I w tym kontekście projekty zbrojeniowe, ale też wsparcie dla Ukrainy, będą ważne w naszej pracy od stycznia 2025 r.  

Czytaj więcej

Węgry czekają na zwycięstwo Donalda Trumpa. Na razie Viktor Orbán chce odcisnąć prorosyjski ślad w UE

A co pani zastała po poprzednim rządzie, gdy zaczynała pani przygotowania do swojej pracy jako osoba odpowiedzialna za przygotowania do prezydencji?  

Nie jest tajemnicą, że poprzedni rząd – rząd PiS – nie przywiązywał wielkiej wagi do spraw europejskich. Jeżeli chodzi o samą prezydencję, to mówiąc krótko, mam wrażenie – po tym, jak wyglądał stan przygotowań – że PiS zakładało, że i tak nie będzie prowadzić prezydencji. Prezydencję przygotowuje się dwa–trzy lata. A stan, który zostałam w styczniu 2024 r., czyli ponad pół roku temu, nie był stanem pokazującym kilka lat wcześniejszej pracy. Właściwie najbardziej zaawansowany był program kulturalny i przygotowania do niego. Ten program był bardzo bogaty, obejmował między innymi trasę koncertową po USA. Teraz jest on zupełnie inny, dużo skromniejszy. W sytuacji, w której na Polskę być może będzie nałożona unijna procedura nadmiernego deficytu, nie wyobrażam sobie szastania pieniędzmi na prawo i lewo. Wiele decyzji nie było podjętych w sprawie prezydencji, ale teraz to wszystko już się toczy. Mamy wybrane obiekty centralne, mamy kalendarz wszystkich wydarzeń. To jest ponad 20 nieformalnych rad i blisko 300 wydarzeń towarzyszących. Tworzymy program półroczny oraz program Trio wraz z Danią i Cyprem. Pracujemy nad elementami graficznymi, strategią promocji i budujemy korpus prezydencji. To jest prawie 3 tys. osób, które dziś przechodzą szkolenia. 100 osób natomiast od września zacznie pracę w naszym Stałym Przedstawicielstwie w Brukseli. To wszystko efekt bardzo ciężkiej pracy mojego zespołu przez ostatnie miesiące.  

Czym w ogóle prezydencja będzie się różniła od tej pierwszej?  

To dopiero nasza druga prezydencja, pierwsza rozpoczęła się w lipcu 2011 r. Belgowie na przykład, którzy mieli prezydencję w pierwszym półroczu, organizowali ją już po raz 13. My się dalej trochę tego uczymy. Tamta była pierwsza i siłą rzeczy oczekiwania były gigantyczne. Niemniej dziś już wiemy jak to wygląda, mamy doświadczenie i zdajemy sobie sprawę, że to jest głównie koordynowanie prac Rady Unii. Po drugie – wspominany już wcześniej inny moment historyczny. Wtedy prezydencja wypadała w środku cyklu instytucjonalnego, tym razem w styczniu ten cykl będzie się zaczynał. To razem z nami rozpocznie prace nowa Komisja. Prezydencja będzie tym razem mniej wystawna. To nie krytyka w stosunku do 2011 r. Ale zmieniły się warunki, wszystkie prezydencje ogólnie są skromniejsze. Nie ma już partnerów prywatnych. Przykładowo w 2011 r. jedna z marek samochodowych udostępniała samochody prezydencji. Teraz jest inaczej, za wszystko płacimy sami, wszystko jest opłacane z budżetu państwa. Jeśli chodzi o skalę, to w międzyczasie był też covid i okazało się, że na przykład Chorwacja mogła przeprowadzić prezydencję zdalnie. Wszyscy zobaczyliśmy wtedy, że można to robić z mniejszą pompą.  

Polska prezydencja przypada na pierwsze 100 dni Komisji Europejskiej. To ważny okres

Magdalena Sobkowiak-Czarnecka

A przez te lata chyba też okazało się, że Polska może w Unii więcej. Świat się zmienił, jak już rozmawialiśmy wcześniej.  

Zdecydowanie. Pozycja Polski jest inna i na pewno dziś oczekiwania wobec naszego kraju są większe. W 2011 r. pozycja Polski była silna, ale Europa była niejako przyzwyczajona do tego, co dzieje się u nas w kraju. Dziś są, wspominane wcześniej, ogromne oczekiwania dotyczące tego, co Polska pokaże podczas swojego przewodnictwa, gdzie rozłoży akcenty, jak będzie prowadzona polityka rozszerzenia. Przypomnę, że do wejścia do UE aspiruje nie tylko Ukraina. Są to np. kraje Bałkanów Zachodnich. Pojawiają się też pytania, jak będą zmieniały się unijne polityki w związku z rozszerzeniem, czyli jaki wpływ rozszerzenie będzie miało na np. politykę spójności czy na Wspólną Politykę Rolną. I tu też będzie dla nas rola do odegrania. Czuć w tym wszystkim presję w Europie. W tej chwili przewodnictwo w Radzie mają Węgry, co do których nie ma żadnych oczekiwań, wręcz jest duże rozczarowanie. W związku z tym polityczne oczy w Europie są zwrócone na Polskę.  

Czy to możne oznaczać, że szybciej rozpoczniemy naszą prezydencję?

Zapisy traktatowe na to nie pozwalają. Jest w nich zapisane, że każda prezydencja trwa sześć miesięcy, więc moim zdaniem nikt nie zdecyduje się na taki krok. Choć niewątpliwie Viktor Orbán zaskoczył wszystkich, przekroczył wszystkie granice i w moim odczuciu należy zastanowić się, co zrobić, aby nikt nie miał podobnych pomysłów w przyszłości.

Czytaj więcej

Unia nie odbierze prezydencji Węgrom

Jest też pytanie o skład personalny Komisji.  

Wiele wskazuje na to, że dopiero we wrześniu zaczną się przesłuchania kandydatów na komisarzy. I moi rozmówcy z Brukseli ostrzegają, że ten proces może potrwać aż do końca roku. W związku z tym to, jak będzie wyglądał początek polskiej prezydencji, może nieco odbiegać od rutyny.  

A ta ustawa kompetencyjna? Rząd już sugerował, że jej nie będzie uznawał.  

Co do zasady, zgodnie z traktatami, szef KE wysłuchuje sugestii rządów państw członkowskich co do kandydatów na komisarzy. W tym kontekście ustawa kompetencyjna stoi z tym w sprzeczności.

Pytanie też o wnioski z ponad pięciu miesięcy pracy, jeśli chodzi o przygotowania do prezydencji i przełamywanie tych wewnętrznych, rządowych silosów. Jak to wygląda od wewnątrz?  

Zdecydowanie prezydencja jest projektem, który dotyczy całego rządu i wszystkich ministerstw. Ta praca, którą wykonujemy w ramach KPRM – to nas różni zresztą od 2011 r., bo wtedy prezydencję przygotowywał MSZ – to praca ze wszystkimi resortami. Pracujemy w zespołach programowych, w każdym ministerstwie wyznaczony jest minister ds. prezydencji i w takiej specjalnej radzie omawiamy wszystkie zagadnienia merytoryczne, projekty, priorytety główne i sektorowe. Pracujemy też z rzecznikami, osobami odpowiedzialnymi za komunikację, by globalnie przygotować całą prezydencję pod tym kątem. Technicznie to też wspominane już przeze mnie znalezienie, wysłanie i przeszkolenie tych 100 osób do Brukseli, jak również przygotowanie im odpowiednich warunków. To również szkolenia dla całego korpusu urzędników oraz kalendarz prezydencji, który powstaje we współpracy z resortami i Radą UE, i  który jest nie lada wyzwaniem. Do tego budżet, którym zarządzamy.  

Na koniec: jakie dla pani są wyznacznikiem sukcesu prezydencji?  

Bardzo często wyznacznikiem sukcesu jest liczba przeprowadzonych skutecznych negocjacji. I świetnie byłoby wystartować w tym wyścigu. Ale polska prezydencja będzie bardziej otwierająca niż zamykająca, ze względu na ten wspominany wcześniej cykl instytucjonalny. Będziemy więcej dyskusji inicjować, a ich zamykanie przypadnie kolejnym prezydencjom z tzw. trio, czyli Danii i Cyprowi. Ja obrałam sobie trzy cele: pierwszy to pokazanie, że „Poland is back”, że znów jesteśmy w grze, że warto tu inwestować. Duży nacisk w trakcie prezydencji kładziemy na innowacje, na pokazywanie pomysłów na biznes w Polsce i na to, jak można wydatkować środki unijne. Jeden cel jest więc wizerunkowy. Drugi – to pokazanie skuteczności samej machiny prezydencji i skuteczności negocjacji. Trzeci  cel, wewnętrzny: zgodnie z badaniami rośnie grupa przeciwników UE. Ona zaczęła rosnąć w momencie agresji Rosji na Ukrainę. A powinno być moim zdaniem odwrotnie. Widzimy też, że osoby, które mówią o polexicie, zwykle swoją opinię kreują na podstawie nieprawdziwych informacji. Chcę wykorzystać prezydencję jako wehikuł do szerzenia prawdziwych informacji o UE. Aby pokazać, jaka jest prawda, i edukować, gdzie można szukać prawdziwych informacji. Bezpieczeństwo informacyjne to jeden z ważnych elementów prezydencji zresztą. I to są moje trzy cele na prezydencję.  

Pani doświadczenie unijne, dziennikarskie się teraz przydaje?  

Absolutnie, wszystko się przydaje. Jako korespondentka relacjonowałam wiele prezydencji. Dziś wiem, że łatwiej się ocenia jako dziennikarz, niż się je przygotowuje. Doświadczenie z KE to kontakty i znajomość instytucji unijnych. I mówiąc pół żartem, pół serio, tego specyficznego slangu brukselskiego, w którym się wszyscy porozumiewają. Bez styku z tym wszystkim trudniej byłoby się odnaleźć w tej pracy.  

Patrząc z dużej perspektywy, co będzie najważniejsze w polskiej prezydencji w UE, która rozpocznie się 1 stycznia 2025 r.? Co będzie dla pani głównym punktem?  

Takich punktów jest wiele w samej prezydencji, ale myślę, że ważny jest też jej kontekst. Po pierwsze, ważne jest, kiedy ona przypada – rozpoczyna się 1 stycznia 2025 r., czyli w nowym cyklu instytucjonalnym UE. To ogromna szansa dla kraju.  

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Skoda Kodiaq. Mikropodróże w maxisamochodzie
Materiał Promocyjny
Stabilność systemu e-commerce – Twój klucz do sukcesu
Hybrydy
Skoda Kodiaq. Co musisz wiedzieć o technologii PHEV?
Polityka
Dr Jacek Kucharczyk: Duda nie nadaje się na lidera partii
Polityka
Trudniej o Kartę Polaka. Wróci wymóg „znajomości języka polskiego”
Polityka
Tryumf Konfederacji w Sądzie Najwyższym. Uratowała dziesiątki milionów złotych
Polityka
Nieoficjalnie: Kandydata PiS w wyborach prezydenckich wyłonią prawybory