Zmierzch liberalnego porządku międzynarodowego przyspieszył geopolityczną ewolucję świata. Widoczne jest wyłanianie się wielobiegunowej power politics, w której najwięcej do powiedzenia będą miały mocarstwa dysponujące siłą i gotowe z niej skorzystać. Nie tylko ogólną siłą, ale również potencjałem obronnym i ofensywnymi zdolnościami wojskowymi.
Ta sytuacja skazuje Europę na wybór: albo mocarstwowa podmiotowość, albo bezradne, zalęknione peryferie zdane na łaskę i humory innych, prawdziwych mocarstw. Wybór pierwszej opcji, a innej jako Polak, czyli Europejczyk, sobie nie wyobrażam, wymaga konsolidacji fundamentu i budowy instrumentów europejskiej mocarstwowości. Polska rządzona przez demokratyczną koalicję 15 października musi wziąć w tym dziele walny udział. To jest zadanie, które musi być odrabiane w domu oraz wykonywane na scenie europejskiej, głównie w ramach UE.
Umacnianie demokracji
Fundamentem, i to jest pierwsze zadanie, musi być umacnianie, a właściwie rewitalizacja europejskiej tożsamości, najpierw w kraju. Nie można przecież nie zauważyć, jak łatwo w ciągu ośmiu lat rządów tzw. zjednoczona prawica potrafiła zachwiać europejską świadomością dużej części Polaków, jak potrafiła wyhodować nowotwór eurosceptycyzmu, pełzającego odwracania Polski od Europy. Nawet gorzej, potrafiła wmówić sporej części Polaków, zwłaszcza młodych, że poza zjednoczoną Europą będzie nam lepiej. Ta niebezpieczna dla Polski tendencja została przerwana 15 października, ale zatrute ziarno w glebie pozostało.
Fundamentem, i to jest pierwsze zadanie, musi być umacnianie, a właściwie rewitalizacja europejskiej tożsamości, najpierw w kraju
Zadaniem rządu, we współpracy z organizacjami pozarządowymi i niezależnymi stowarzyszeniami, które opowiadają się za silną Polską w silnej Europie, powinno być zatem krzewienie europejskiego patriotyzmu. Tak, nie trzeba się tego wstydzić. Chodzi o przekonanie, że Europa jest naszą większą ojczyzną. Tak o niej myśleli, pisali, mówili Jan Paweł II i Jarosław Iwaszkiewicz, arcybiskup Józef Życiński i Zbigniew Herbert. Dlaczego rządzący Polską mieliby się tego wstydzić. Chodzi oczywiście o wspólne kształtowanie przeświadczenia, że Europa to nie tylko fundusze i otwarte granice, ale też wspólnota dziejów, losu i przeznaczenia. Oznacza to jednocześnie uznanie, że wobec wspólnej europejskiej ojczyzny mamy pewne obowiązki, że wynika z tego imperatyw jedności, w który trzeba nieustannie inwestować. Musi to być także wspólna z innymi krajami UE troska o zachowanie europejskiej tożsamości, która nie ogranicza się do prawa i instytucji, ale ma także wymiar duchowy, łącznie z chrześcijańskim fundamentem europejskiej kultury, o czym przekonywał m.in. Bronisław Geremek.