Rząd w Helsinkach zdecydował o zamknięciu czterech z pięciu działających jeszcze punktów. Pozostał ostatni, Raja-Jooseppi, leżący za kołem podbiegunowym.
Fińscy politycy doszli do wniosku, że migracyjny „kryzys nie pojawił się sam z siebie”, a winę za niego ponosi Rosja. Niezależni rosyjscy dziennikarze zaś wykryli, że dowóz ludzi do granicy to dobrze zorganizowany proceder. W internecie pełno było ogłoszeń oferujących taką podróż za 2–3 tys. euro.
Czytaj więcej
Fińskie władze wahają się, czy zamknąć wszystkie przejścia graniczne, Norwegia i Estonia też czekają.
Nie wiadomo tylko, kto kieruje tym „turystycznym biznesem”. Ale fińska straż graniczna już zauważyła, że rosyjska ochrona granicy zapędza imigrantów na fińską stronę i nie pozwala im zawrócić. Wcześniej Kreml anulował umowę z Helsinkami o ochronie pasa przygranicznego, która na Rosjan nakładała obowiązek usuwania stamtąd osób nieposiadających prawa wjazdu do Unii.
– Unia Europejska i Finlandia nie mogły sobie wyobrazić, że na granicach z Rosją będzie prawie stan wojenny, że Rosja i Białoruś będą wykorzystywać imigrantów przeciw nim – mówi były łotewski minister obrony Artis Pabriks. Uważa on, że Kreml mści się w ten sposób za przyłączenie Finlandii do NATO. Łotwa jeszcze w październiku zamknęła dwa ze swoich siedmiu przejść granicznych z Rosją. A Finlandia od początku tygodnia zaczęła zamykać swoje.