W środę raport Komisji Europejskiej będzie odnosił się do postępów na drodze do przystąpienia do Unii dziewięciu innych państw. To Albania, Bośnia-Herzegowina, Kosowo, Czarnogóra, Serbia, Północna Macedonia, Mołdawia, Turcja i Gruzja. Najpewniej padnie zalecenie rozpoczęcia rozmów członkowskich także z Mołdawią. To klasyczny sposób działania Brukseli: chodzi o takie prowadzenie poszerzenia UE, aby nie prowadziło do nowych podziałów.
Wielki znak zapytania dotyczy natomiast tego, czy KE będzie radzić uznanie Gruzji za kraj kandydacki do członkostwa w UE. Nie zachęca do tego rozwój sceny politycznej w tym kraju, w tym ograniczenie wolności mediów i niezależności sądownictwa. Wielkim dylematem o charakterze geopolitycznym jest też to, czy zjednoczona Europa powinna sięgać aż po Kaukaz. Region ten, także ze względu na odcięcie możliwości importu gazu z Rosji, nabiera mimo wszystko na znaczeniu dla Unii.
Innym dylematem, przed którym staje Komisja Europejska, jest to, czy zalecić rozpoczęcie rozmów członkowskich z Bośnią-Herzegowiną. Lobbują za tym kraje regionu: Węgry, Chorwacja, Austria. Nie da się wykluczyć, że w grudniu swoją zgodę na podjęcie negocjacji z Ukrainą Orbán przehandluje za podobną akceptacją w sprawie Sarajewa. Innym argumentem jest to, że bez jasnej perspektywy integracji z UE państwo się rozpadnie, być może inicjując kolejną wojną na Bałkanach.
Najważniejsze kraje Unii, w tym Niemcy i Francja, uzależniają jednak ostateczne przyjęcie Ukrainy do UE od głębokiej reformy Wspólnoty. Chodzi w szczególności o ograniczenie prawa weta przy podejmowaniu przez Radę UE decyzji w sprawach zagranicznych i finansowych, a także zmniejszenie liczby członków Komisji Europejskiej czy wzmocnienie instrumentów zapewniających przestrzeganie zasad rządów prawa i demokracji przez kraje członkowskie.
Grudniowy szczyt UE ma też zatwierdzić 50 mld euro wsparcia dla Ukrainy na cztery nadchodzące lata.