Reklama
Rozwiń

Premier Netanjahu przyparty do muru. To zmierzch jego politycznej kariery?

Takiego kryzysu politycznego oraz natężenia społecznych protestów Izrael nie przeżywał od chwili powstania państwa żydowskiego, chociaż był już raz blisko wojny domowej.

Publikacja: 27.03.2023 22:00

Niedzielna blokada autostrady nr 20, jednej z głównych dróg kraju

Niedzielna blokada autostrady nr 20, jednej z głównych dróg kraju

Foto: Kobi Wolf/Bloomberg

Cały Izrael czekał w poniedziałek z napięciem na oświadczenie premiera Binjamina Netanjahu. Na ulicach zebrały się tysiące ludzi, protestując zarówno przeciwko przygotowywanej reformie systemu sprawiedliwości, jak i dymisji ministra obrony Joawa Gallanta.

Premier pozbawił go stanowiska w niedzielę wieczorem za szerzenie informacji sprzecznych z linią rządu. Minister ostrzegał o zagrożeniach dla bezpieczeństwa państwa w sytuacji, gdy coraz więcej rezerwistów sił zbrojnych nie przyjmowało zgłoszeń do wypełnienia swych obowiązków. Było wśród nich już co najmniej 200 pilotów wojskowych, wielu oficerów marynarki i sił lądowych. Sytuację mogło uspokoić jedynie zawieszenie kontrowersyjnych reform sądownictwa, o co zabiegał minister Gallant.

Czytaj więcej

Polityk gotuje żabę. „W Izraelu wyskoczyła z wrzątku, w Polsce na wolnym ogniu 8 rok”

Ogłaszając dymisję ministra, premier zapewniał, że się nie ugnie i w tym tygodniu Kneset przyjmie w wersji ostatecznej projekt ustawy zmieniającej procedurę mianowania sędziów, w tym do Sądu Najwyższego.

W poniedziałek wieczorem Netanjahu w telewizyjnym orędziu stwierdził, że izraelskie społeczeństwo jest na "groźnym kursie kolizyjnym", a Izrael znalazł się "w środku kryzysu, który zagraża jedności" między Izraelczykami. W związku z tym Netanjahu zapowiedział wstrzymanie prac nad reformą sądownictwa, odkładając w czasie drugie i trzecie czytanie kontrowersyjnych przepisów, by dać czas na znalezienie konsensusu w sprawie reformy. Nie wycofał się jednak z planów zmian w sądownictwie.

Powstrzymać szaleństwo

Na wieść o dymisji ministra obrony na ulice wyległy dziesiątki tysiące obywateli. Na jednym z ogromnych banerów rozwiniętych w czasie demonstracji w Tel Awiwie pod napisem: „Aresztować” znajdowały się podobizny Putina, Netanjahu i Trumpa. To świadczy dobitnie o nastrojach społecznych. – W imię jedności narodu izraelskiego, w imię odpowiedzialności wzywam do natychmiastowego wstrzymania reformy sądownictwa – zwrócił się do premiera prezydent Jicchak Herzog w niedzielę.

Protesty trwały całą noc, co skłoniło w poniedziałek rano przywódców największej centrali związków zawodowych Histadrut do ogłoszenia strajku generalnego. – Jest to historyczny strajk mający na celu powstrzymanie szaleństwa – wyjaśnił lider związkowy Arnon Bar-Dawid.

Niedługo później zawieszone zostały loty w jedynym izraelskim porcie międzynarodowym, zamknięte zostały wyższe uczelnie, a zwykłe szkoły rozpoczęły wakacje dzień wcześniej przed świętami Pesach. Przestały działać urzędy oraz transport publiczny, banki i sklepy. Nawet sieć restauracji McDonald’s. Pod samym Knesetem zgromadziło się ponad 70 tys. osób.

Czytaj więcej

Netanjahu: Ekstremistyczna mniejszość pcha Izrael do wojny domowej

Takiego rozwoju wydarzeń premier nie przewidział, licząc na wsparcie Histadrutu będącego w rękach członków Likudu, prawicowego bloku, któremu przewodzi Netanjahu. Zawiódł się tak, jak w przypadku licznych lokalnych samorządów kierowanych przez Likud. Jest to dowód pęknięcia w partii, dzięki której premier wygrał sześciokrotnie wybory.

Bastion liberalizmu

Stało się jasne, że reforma sądownictwa okazała się jednym mostem za daleko w działaniach premiera sprawującego urząd najdłużej w dziejach odrodzonego państwa żydowskiego. Chodzi głównie o ograniczenie kompetencji Sądu Najwyższego. Rząd chce, aby Kneset mógł większością 61 głosów na 120 członków parlamentu unieważnić każde orzeczenie tego sądu.

W tym tygodniu miała zostać także uchwalona ustawa zmieniająca procedurę mianowania sędziów. Jej projekt przewiduje zwiększenie do 11 członków specjalnej komisji selekcyjnej, z czego sześciu miałoby reprezentować stronę rządową. Takie zmiany prowokują oskarżenia o pragnienie likwidacji demokracji. – Musimy przypomnieć Izraelczykom, jak bezbronna jest nasza demokracja w porównaniu z jakąkolwiek inną demokracją na świecie. W rzeczywistości Izrael nie ma mechanizmów kontroli i równowagi. Nie mamy konstytucji, karty praw podstawowych, federalnego podziału władzy ani prezydenckiego weta – udowadnia Johanan Plesner, szef Izraelskiego Instytutu Demokracji (IDI).

– Sąd Najwyższy stał się bastionem sił liberalnych, które nie akceptują konieczności zmiany jego statusu przez parlament reprezentujący większość społeczeństwa – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Efraim Inbar, szef konserwatywnego Jerozolimskiego Instytutu Strategii i Bezpieczeństwa. Jego zdaniem sen z oczu przeciwników obecnej reformy spędzają zmiany demograficzne. Rzecz w tym, że o ile dzisiaj środowiska ortodoksyjnych Żydów stanowią ok. 12 proc. obywateli, to za 30 lat udział ten zwiększy się dwukrotnie. Stracą na tym lewicowcy, liberałowie i środowiska laickie i stąd biorą się protesty. Prof. Inbar przyznaje jednak, że reformy rządu Netanjahu są w obecnych warunkach gwałtownych protestów błędem, gdyż zagrażają bezpieczeństwu państwa.

Początek końca?

– Bez względu na to, jak zakończy się obecny etap konfrontacji Netanjahu ze społeczeństwem, wszystko wskazuje na zmierzch jego politycznej kariery – przekonuje „Rzeczpospolitą” Awi Scharf z liberalnego dziennika „Haarec”. Jest przekonany, że premier nie zrezygnuje z planów kontrowersyjnych reform i jeżeli odłoży je na okres po świętach Pesach, wszystko rozpocznie się od nowa. Chyba że zdecyduje się na rozwiązanie kompromisowe. Ma pełne wsparcie swych koalicjantów, zwłaszcza szefa ugrupowania Religijny Syjonizm Bacalela Smotricza oraz przywódcy Żydowskej Siły Itamara Ben-Gewira.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Polska i Izrael. Zamach na sądy naszym towarem eksportowym?

Obaj mają w Netanjahu sojusznika w swych planach radykalnego ożywienia osadnictwa żydowskiego na ziemiach okupowanych Zachodniego Brzegu. Sytuacja jest tam w ostatnich miesiącach napięta do granic. W poniedziałek doszło do starć z Palestyńczykami w okolicach Jerycha. Powszechny wybuch protestów w tych regionach sprzyjać może jednak planom rządu w sprawie reformy sądownictwa.– Tylko zagrożenie zewnętrzne dla bezpieczeństwa państwa jest w obecnej sytuacji w stanie skonsolidować społeczeństwo – mówi prof. Inbar.

Cały Izrael czekał w poniedziałek z napięciem na oświadczenie premiera Binjamina Netanjahu. Na ulicach zebrały się tysiące ludzi, protestując zarówno przeciwko przygotowywanej reformie systemu sprawiedliwości, jak i dymisji ministra obrony Joawa Gallanta.

Premier pozbawił go stanowiska w niedzielę wieczorem za szerzenie informacji sprzecznych z linią rządu. Minister ostrzegał o zagrożeniach dla bezpieczeństwa państwa w sytuacji, gdy coraz więcej rezerwistów sił zbrojnych nie przyjmowało zgłoszeń do wypełnienia swych obowiązków. Było wśród nich już co najmniej 200 pilotów wojskowych, wielu oficerów marynarki i sił lądowych. Sytuację mogło uspokoić jedynie zawieszenie kontrowersyjnych reform sądownictwa, o co zabiegał minister Gallant.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Polityka
Viktor Orbán podsumował rok: Putin uczciwym partnerem, Netanjahu - dobrym przyjacielem
Polityka
Koniec seminarium duchownego w Pińsku. Brak powołań czy kolejny cios w Kościół katolicki?
Polityka
Imigracyjny problem USA. Donald Trump chce pobić wynik Baracka Obamy
Polityka
Czwarty tydzień protestów w Gruzji. Fala demonstracji nie ustaje
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Polityka
USA: 37 więźniów uniknie kary śmierci. Tak zdecydował Joe Biden
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku