Cały Izrael czekał w poniedziałek z napięciem na oświadczenie premiera Binjamina Netanjahu. Na ulicach zebrały się tysiące ludzi, protestując zarówno przeciwko przygotowywanej reformie systemu sprawiedliwości, jak i dymisji ministra obrony Joawa Gallanta.
Premier pozbawił go stanowiska w niedzielę wieczorem za szerzenie informacji sprzecznych z linią rządu. Minister ostrzegał o zagrożeniach dla bezpieczeństwa państwa w sytuacji, gdy coraz więcej rezerwistów sił zbrojnych nie przyjmowało zgłoszeń do wypełnienia swych obowiązków. Było wśród nich już co najmniej 200 pilotów wojskowych, wielu oficerów marynarki i sił lądowych. Sytuację mogło uspokoić jedynie zawieszenie kontrowersyjnych reform sądownictwa, o co zabiegał minister Gallant.
Czytaj więcej
„Izraelska opozycja postawiła sprawę na ostrzu noża i będzie protestować tak długo, aż Netanjahu wycofa się ze zmian w sądownictwie. Mobilizacja będzie kluczem do sukcesu również w wyborach w Polsce” – mówi Michał Szułdrzyński w rozmowie z Cezarym Szymankiem.
Ogłaszając dymisję ministra, premier zapewniał, że się nie ugnie i w tym tygodniu Kneset przyjmie w wersji ostatecznej projekt ustawy zmieniającej procedurę mianowania sędziów, w tym do Sądu Najwyższego.
W poniedziałek wieczorem Netanjahu w telewizyjnym orędziu stwierdził, że izraelskie społeczeństwo jest na "groźnym kursie kolizyjnym", a Izrael znalazł się "w środku kryzysu, który zagraża jedności" między Izraelczykami. W związku z tym Netanjahu zapowiedział wstrzymanie prac nad reformą sądownictwa, odkładając w czasie drugie i trzecie czytanie kontrowersyjnych przepisów, by dać czas na znalezienie konsensusu w sprawie reformy. Nie wycofał się jednak z planów zmian w sądownictwie.