Japonia przewodniczy teraz grupie najważniejszych państw Zachodu - G7. Poza szefem japońskiego rządu w Kijowie, od rozpoczęcia wielkiej wojny, byli już wszyscy przywódcy G7, w tym, miesiąc temu, prezydent USA Joe Biden. Dużo wcześniej uczynili to premierzy Wielkiej Brytanii i Kanady, a potem prezydent Francji i szefowie rządów Niemiec oraz Włoch.
Premier Kishida wybrał się do Kijowa ostatni z tego grona, ale w chwili symbolicznej, gdy przywódca azjatyckiego rywala spotykał się z coraz bardziej izolowanym Władimirem Putinem. Po to, by podkreślić „niezachwiane” (podobnego określenia używa Biden) poparcie dla Ukrainy. A jednocześnie, to też oficjalne sformułowania japońskiej dyplomacji, wyrazić szacunek dla odwagi i wytrwałości Ukraińców broniących swojej ojczyzny.
Czytaj więcej
Premier Japonii, Fumio Kishida, jest w drodze na Ukrainie. W Kijowie ma spotkać się z Wołodymyrem Zełenskim - poinformował MSZ Japonii.
Japonia zaraz po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji zaangażowała się po stronie Ukrainy, wprowadzała sankcje wobec Rosji, przekazywała pomoc humanitarną. Na dostawy broni nie pozwala jej pokojowa konstytucja. Ale - jak mówił rok temu „Rzeczpospolitej” szef dyplomacji Yoshimasa Hayashi - „w niewielkim stopniu zostały zmienione przepisy dotyczące wysyłki za granicę sprzętu ochrony osobistej, czyli hełmów czy kamizelek kuloodpornych. I to stało się możliwe w odniesieniu do Ukrainy. To pierwszy taki przypadek w naszej historii”.
W kwietniu ubiegłego roku podczas spotkania z szefem MSZ Ukrainy Dmytrem Kułebą w Warszawie minister Hayashi miał krawat w barwach narodowych Ukrainy, niebiesko-żółty, co też miało wymiar symboliczny. Japoński minister użył wówczas wobec rosyjskich mordów w podkijowskiej Buczy określenia „zbrodnia ludobójstwa”. We wtorek Kishida odwiedził Buczę i mówił, że gdy widzi miejsce, gdzie doszło do takich okrucieństw, czuje gniew.