Od kilku dni służby komunalne starannie czyszczą główne ulice ponadmilionowego miasta. Na szybko łatane są dziury w asfalcie, czyszczone są chodniki, malowane są linie drogowe. Stare niszczejące budynki zasłonięto dużymi plakatami. Samochody ciężarowe mają zakaz wjazdu do miasta do 3 lutego, wszystkie służby postawiono na baczność. Miejscowe media porównują panującą w mieście atmosferę do XIX-wiecznej komedii Nikołaja Gogola „Rewizor”.
– Widziałem cud. Przy ulicy Wtoraja Prodolnaja co 2 kilometry stoją samochody komunalne. Pracownicy łopatami starannie oczyszczają z błota pobocze. Mam około 40 lat, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem – dzieli się wrażeniami mieszkaniec Wołgogradu cytowany przez lokalny portal v1.ru. W czwartek Władimir Putin przemawiać będzie jednak w Stalingradzie. Miasto, zgodnie z decyzją Dumy sprzed kilku lat, powróciło do dawnej nazwy. Na razie na jeden dzień.
Chruszczow nie pytał
2 lutego Wołgograd będzie obchodził 80. rocznicę zwycięstwa Związku Radzieckiego w bitwie stalingradzkiej. Była to jedna z najważniejszych bitew, które przesądziły o losie II wojny światowej. Ale i jedna z najkrwawszych, po obu stronach wówczas w ciągu zaledwie pół roku zginęły nawet 2 mln ludzi.
W czwartek Putin w Wołgogradzie weźmie udział w oficjalnych uroczystościach (odbędzie się m.in. parada wojskowa), przemówi podczas koncertu, spotka się z weteranami i miejscowymi władzami. Rosyjskie media spekulują, że powie ostatnie słowo w trwającym od lat sporze wokół przywrócenia poprzedniej nazwy miasta. Zwłaszcza że miejscowa organizacja weteranów zwróciła się w ubiegłym roku z prośbą o rozpoczęcie procedury przemianowania miasta do gubernatora. Ten z kolei obiecał zbadać nastroje mieszkańców, a później ewentualnie przeprowadzić referendum. W tej sprawie mieszkańcy są podzieleni. Tuż przed wizytą Putina rządowy ośrodek WCIOM opublikował wyniki przeprowadzonego w Wołgogradzie sondażu.
Za przywróceniem istniejącej do 1961 r. nazwy opowiada się 26 proc. mieszkańców. Przeciwko – 67 proc. ankietowanych. Z tym że większość przeciwników argumentuje swoją postawę kosztami, które musieliby ponieść w przypadku zmiany nazwy miasta (wymiana dokumentów itd.). Broniący dawnej nazwy, nazywani w mieście „partią Stalingradu”, twierdzą, że Putin mógłby jednym dekretem przywrócić Stalingrad na mapę. Argumentują to tym, że Chruszczow po śmierci Stalina, zmieniając nazwę miasta, „nie pytał o zdanie mieszkańców”.