Nadzieje na kompromis w sprawie Trybunału Konstytucyjnego były naiwne. W najbliższych miesiącach konflikt o TK nie tylko nie zostanie wygaszony, lecz będzie podsycany. Koszty też będą coraz większe, a skutki trudne do odwrócenia.
Atak na sędziów
Wojna właśnie objęła prokuraturę i sądy. We wtorek Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego przyjęło uchwałę, która zaleca sędziom w całej Polsce stosowanie orzeczeń Trybunału, nawet jeśli rząd ich nie drukuje. Takie stanowisko było do przewidzenia, biorąc choćby pod uwagę zaangażowanie I prezes SN prof. Małgorzaty Gersdorf po stronie obrońców TK. Jednak obóz władzy zareagował nieeleganckim atakiem. Można założyć, że rzeczniczkę PiS Beatę Mazurek poniosły emocje, gdy oświadczyła, że w SN zebrał się „zespół kolesi, którzy bronią poprzedniej władzy". Tyle że za jej głosem poszli członkowie rządu, w tym premier Beata Szydło, która oświadczyła, że „to jest podsycana przez opozycję polityczna awantura".
Widać, że rząd chce wykorzystać stanowisko SN jako pretekst do działań przeciw sędziom. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki sugerował w środę w Radiu RMF, że mają oni coś do ukrycia: – Nie podoba im się to, że chcemy ujawniać ich majątki, wprowadzić nowe postępowanie dyscyplinarne.
Nikt nie ma monopolu na prawdę, nawet Sąd Najwyższy. Wiem to jak mało kto – wygrywałem w Strasburgu sprawy, w których wcześniej sędziowie SN uznawali mnie za winnego. Sąd europejski wytykał im błędne interpretacje, nietrafne oceny, niezrozumienie sytuacji.
Jednak czym innym jest polemika z Sądem Najwyższym na podstawie faktów i prawnych argumentów, a czym innym podważanie autorytetu sędziów i ataki na nich. Zwłaszcza władza powinna się tego wystrzegać, bo też to władza sędziów wyłania. To prezydent Lech Kaczyński powołał znaczącą część składu Sądu Najwyższego, w tym prof. Gersdorf (pani profesor współpracowała zresztą z jedną z firm z systemu SKOK, bliskiego PiS).