Bogusław Chrabota: Korea – czyżby chwilowe szaleństwo?

W Korei Południowej solidna gospodarka ściera się z rozdygotaną polityką. I tą ostatnią nieładnie zabawił się, próbując wprowadzić stan wojenny, prezydent Yoon Suk-yeol.

Publikacja: 04.12.2024 16:00

Bogusław Chrabota: Korea – czyżby chwilowe szaleństwo?

Foto: AFP

Kiedy ponad dziesięć lat temu miałem zaszczyt uczestniczyć  w spotkaniu koreańskiej grupy ds. zjednoczenia państw półwyspu z polskimi ekspertami (organizował je MSZ w Warszawie), w sposób nieco przekorny zadałem pytanie: czy i jak Seul jest przygotowany na nagły kryzys uchodźczy, który może się wiązać z jakimiś nadzwyczajnymi okolicznościami, na przykład anty-kimowskim puczem w Pjongjangu? Pytanie odnosiło się oczywiście do nieprzewidywalności historii i miało w podtekście upadek berlińskiego muru w 1989 roku, kiedy w ciągu kilku dni na teren Republiki Federalnej Niemiec przeszły dziesiątki tysięcy ludzi.

Po stronie koreańskiej zapanowało na chwilę dyplomatyczne milczenie, a po tym, jak zacząłem dopytywać o szczegóły, między innymi o przygotowane obozy dla uchodźców, środki sanitarne czy wsparcie humanitarne, lider delegacji, wicepremier rządu w Seulu odpowiedział, że Południe nie jest przygotowane na taką sytuację, bo ona najpewniej w przewidywalnym czasie się nie wydarzy. Zaprzeczył w ten sposób samemu sobie, bo delegacja, którą gościliśmy w Warszawie, tuż przed jej wyjazdem do Berlina miała na celu opracowanie  w Polsce i w Niemczech scenariuszy zjednoczeniowych.

Koreańczycy z Południa ciągle żyją w poczuciu zagrożenia z północy

Dlaczego przywołuję to zdarzenie z nieodległej przyszłości? Bo dużo mówi o mentalności koreańskich elit, które wciąż żyją w cieniu podziału półwyspu i fatalizmu tego podziału. Dla nich, podobnie jak dla całego społeczeństwa Korei Południowej, to wciąż groźna, gradowa chmura, która wisi nad lokalną historią, gotowa w każdej chwili wyzwolić nuklearne błyskawice zniszczenia. To zupełnie inne podejście niż w naszej sferze kulturowej, gdzie likwidacja politycznych podziałów to kwestia praktyczna, pragmatyczna, a przede wszystkim możliwa.

Dlatego tak łatwo na południu Korei szermować hasłami o komunistycznym zagrożeniu, flircie z komunistami czy afiliacjami z Pjongjangiem, czego użył prezydent Yoon Suk-yeol próbując wprowadzić stan wojenny. Próba się nie powiodła, demokrację uratował parlament odrzucając prezydencki dekret, ale cały świat – przekonany o stabilności lokalnej demokracji – wciąż pozostaje w osłupieniu. Tak bardzo się przyzwyczailiśmy do wiary, że to ważne państwo wschodniej Azji, nasz partner i kooperant, jest częścią kolektywnego Zachodu.

Koreańską demokrację uratował parlament odrzucając prezydencki dekret, ale cały świat wciąż pozostaje w osłupieniu

To jednak iluzja, nadużycie, a może nawet coś więcej – „wishful thinking”. Bo tak naprawdę jest całkiem inaczej. Ta iluzja wynika nie z jakości lokalnej polityki, ale z solidności i stabilności koreańskiej gospodarki. To ona tworzy wizerunek i nadaje rytm tego państwa, nie demokracja. W sprawie tej ostatniej warto przypomnieć, że kraj, po niezwykle brutalnej i krwawej wojnie na początku lat 50., był trzymany żelazną ręka dyktatury do 1988 roku. Pierwszy cywilny prezydent Korei został wybrany dopiero w 1992 roku, a ostatnia masakra na cywilnej ludności maiła miejsce w Kwangju w 1980 roku.

Koreańska gospodarka zacina się w ostatnich latach

Te masakry to zresztą niezabliźnione rany do dziś. Szacuje się, że wojna na Półwyspie Koreańskim pociągnęła za sobą ponad 2,5 mln ofiar. Jeszcze gorsze rzeczy wydarzyły się na Południu po zawieszeniu broni w 1953 roku, kiedy sprzymierzony z USA wojskowy reżim dokonywał rozrachunków z ludźmi podejrzewanymi o sprzyjanie komunistom. Pełnej wiedzy o tych zbrodniach nie mamy do dziś, ale bez wątpienia w egzekucjach, więzieniach i obozach zginęło ponad 100 tysięcy ludzi. W warunkach pokoju – warto podkreślić.

Reżim, który w 1980 roku we wspomnianym Kwangju potrafił zabić 1000 protestujących, postanowił jednak postawić na gospodarkę. Było to zresztą konieczne, bo Korea Południowa w latach 60. była strefą permanentnego głodu, a PKB na osobę wynosił 80 dol. rocznie, czyli mniej, niż w biednych krajach Afryki. Potem jednak zaczął się koreański cud, który wyniósł kraj na szczyty rozwoju, bogactwa i nowoczesności. Były lata, że wzrost PKB wynosił 15 proc. Jeszcze w 1999 roku Korea chwaliła się wzrostem na poziomie 11,5 proc.

Ów dynamiczny rozwój, wspierany przez bujną demografię trwał, choć tracąc dynamikę (2010 – 6,8 proc.), do pandemii, kiedy Korea przeżyła załamanie, schodząc do ujemnego poziomu produktu krajowego brutto (-0.7 proc.). Od tego momentu okres prosperity się skończył. Mimo że Seul to jedno z najnowocześniejszych miast świata, koreański przemysł jest niezwykle solidny, a firmy technologiczne należą do absolutnej światowej czołówki, kraj pozostaje w stagnacji. PKB rośnie ok. 1,4 proc. rocznie, a do problemów politycznych doszło załamanie demografii z jednym z najniższych na świecie współczynników dzietności na poziomie 0,72. Możliwe, że to koszt szybkiego wzrostu, ale dzisiejsza Korea wymiera bijąc przy tym rekordy w dziedzinie samobójstw czy przypadkach depresji. Ponad 50 milionów ludzi na terenie trzykrotnie mniejszym od Polski weszło w trudny okres.

Demokracja uratowana, ale Seul poniósł straty wizerunkowe

I to jest prawdziwe tło kryzysu politycznego wywołanego przez prezydenta Yoon Suk-yeola. Trudno dziś jednoocznie rozstrzygnąć motywy jego decyzji. Czy przyczyną była zła polityczna diagnoza, chwilowe zaburzenie, a może dramatyczna próba utrzymania władzy na ścieżce faktycznej dyktatury? Nie wiadomo. Pewne jest, że prezydent traci popularność, także we własnej Partii Władzy Ludowej. Pewne jest, że wisi nad nim presja skandali korupcyjnych z udziałem jego żony Kim Keon-hee. Pewne jest, że rząd ma liczne problemy, choćby z uchwaleniem budżetu, a lider opozycyjnej Partii Demokratycznej, mimo prześladowań, prze do prezydentury.

Ale czy to powód, by wbrew trzeźwej ocenie sytuacji w parlamencie ryzykować stan wojenny? Wydaje się to kompletnie nieracjonalne, co udowodniła zresztą po kilku godzinach reakcja parlamentarzystów, którzy odwołali dekret. Sytuacja – jak wspomniałem wyżej – jest w tej chwili trudno wytłumaczalna. Ale dla Korei bardzo szkodliwa. Bo tylko pogłębi linie podziałów i osłabi międzynarodową recepcję kraju, czego dowodem jest osłabienie koreańskiej waluty – wona.

Niepewna sytuacja polityczna w Korei Południowej pogłębi linie podziałów i osłabi międzynarodową recepcję kraju, czego dowodem jest osłabienie koreańskiej waluty

Osobista sytuacja prezydenta wydaje się jeszcze trudniejsza. Grozi mu impeachment, a nawet jeśli ten wniosek nie znajdzie w parlamencie poparcia większości, kariera Yoon Suk-yeola po epizodzie chwilowego black-outu jest raczej przegrana.

Nie należy jednak tej nagłej turbulencji przenosić na pole gospodarki. Ta raczej – tak twierdzą eksperci – na tym wiele nie ucierpi. Jest zbyt solidna. Przypomnijmy. PKB Korei to niemal 3 biliony dol. (niemal dwa razy więcej niż Polską), a PKB per capita 57 tys. dolarów. Obie wartości stanowią solidne i trudne do podważenia fundamenty. Także również z perspektywy międzynarodowych – ważnych dla Polski – kontraktów, nie należy obawiać się ich realizacji.

Czytaj więcej

Dr Marceli Burdelski: Gdy żołnierz z Korei Płn. zostanie zabity lub pojmany przez Ukraińców, pojawią się komplikacje

Aberracja w Korei Południowej tkwi w polityce. Zwłaszcza dziś, gdy zaognienie światowych linii podziałów łatwo przekłada się na indywidualną i zbiorową świadomość. W Seulu jest to odczuwane wyjątkowo mocno: wojna w Ukrainie, geopolityczna bipolaryzacja świata, agresywna polityka Pekinu, na koniec zaognienie stosunków z Północą. I dysponujący atomem Kim burzący mosty łączące z południem. Można albo nie wytrzymać, albo żerować politycznie na tym kryzysie. Bo takie są bez wątpienia przyczyny najświeższego kryzysu. Ale jedno zawsze jest i pozostanie najważniejsze. Przyszłość kraju i narodu. I tym nieładnie zabawił się prezydent.

Kiedy ponad dziesięć lat temu miałem zaszczyt uczestniczyć  w spotkaniu koreańskiej grupy ds. zjednoczenia państw półwyspu z polskimi ekspertami (organizował je MSZ w Warszawie), w sposób nieco przekorny zadałem pytanie: czy i jak Seul jest przygotowany na nagły kryzys uchodźczy, który może się wiązać z jakimiś nadzwyczajnymi okolicznościami, na przykład anty-kimowskim puczem w Pjongjangu? Pytanie odnosiło się oczywiście do nieprzewidywalności historii i miało w podtekście upadek berlińskiego muru w 1989 roku, kiedy w ciągu kilku dni na teren Republiki Federalnej Niemiec przeszły dziesiątki tysięcy ludzi.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jarosław Kuisz: Wokeizm i „zbędni ludzie”
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Komentarze
Donald Trump ma inne priorytety niż Polska i spotkanie z Andrzejem Dudą
Komentarze
Jan Zielonka: Czar niezależnych kandydatów
Komentarze
Braun lub Korwin-Mikke wystartuje w wyborach. Nawrocki może się ucieszyć
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Komentarze
Estera Flieger: KO weszła w raport o Nawrockim jak w masło. Tak jak mógłby chcieć tego Kaczyński
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska