Przewodnicząca Komisji Europejskiej była w czwartek w Warszawie witana z honorami godnymi przywódcy kluczowego kraju świata. Przyjęta najpierw w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów spotkała się w Belwederze z prezydentem Andrzejem Dudą, aby końcu ogłosić w podwarszawskim Konstancinie zgodę Brukseli na polski plan odbudowy po pandemii. Przeszło rok od złożenia projektu KPO ekipa Mateusza Morawieckiego chce wreszcie pochwalić się sukcesem w rokowaniach z KE.
– Cieszę się, że ten wielomiesięczny proces już jest za nami – mówił premier.
Poszerzenie Unii
Na sukcesie zależy też von der Leyen. Dawna bliska współpracowniczka kanclerz Merkel powtarza schemat, jakim Niemcy kierowali się przed 20 laty. Wówczas wbrew oporom Francji, Belgii i niektórych innych krajów Unii, dziś słusznie pozostający w niesławie z powodu współpracy z reżimem Putina kanclerz Schröder wraz z komisarzem ds. poszerzenia Günterem Verheugenem przepchnęli przyjęcie Polski do Unii, bo widzieli w tym strategiczny sens dla Europy i samych Niemiec. Dziś logika myślenia w Berlinie jest podobna.
Niemcy chcą mieć na pokładzie Unii kraj, przez który przechodzi przerzut 80 proc. broni do Ukrainy, który przejął lwią część ukraińskich uchodźców i z Estonią i Łotwą uruchomił relatywnie największą pomoc dla Ukrainy.
– Jeśli Polska potrafiłaby rozwiązać problemy z praworządnością, stałaby się absolutnie kluczowym graczem w Brukseli. W końcu jej podejście do Rosji okazało się słuszne, podczas gdy nasza strategia zakończyła się całkowitą porażką – mówi „Rz” wysoki rangą dyplomata w Berlinie.